Koniec boomu na żłobki. W dużych miastach zamykają się hurtowo
Kryzys demograficzny w Polsce pogłębia się, a rządowe "babciowe" sprawiło, że wielu rodziców wybiera nianie zamiast żłobków. W efekcie w dużych miastach część placówek już się zamknęła, a inne ograniczają liczbę grup. Jak mówią dyrektorzy, dzieci jest po prostu za mało - podaje wyborcza.biz.
Program "Aktywny Rodzic", zwany potocznie "babciowym", miał pomóc rodzicom wrócić do pracy i wspierać rozwój sieci żłobków. W praktyce efekt okazał się odwrotny. Coraz więcej rodziców decyduje się zatrudnić opiekunkę, a w miastach liczba dzieci w placówkach spada.
Jak podaje wyborcza.biz, tylko w Warszawie w ciągu roku od uruchomienia programu działalność zakończyło osiem żłobków, a w Krakowie z listy wykreślono pięć placówek i ośmiu opiekunów dziennych.
– Dzieci jest po prostu coraz mniej. Znam przypadek, gdzie w jednym żłobku działają już tylko trzy grupy, a kilka lat temu było pięć – mówi Adam Dylus, dyrektor żłobka miejskiego w Katowicach.
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2022 roku w Polsce działało 5,3 tys. żłobków i klubów dziecięcych, a pod koniec 2024 roku już tylko 4,89 tys. W największych miastach – takich jak Katowice czy Lublin – zaczyna brakować nie miejsc, lecz chętnych: wolnych jest od 22 do 34 proc. miejsc.
Tak nas widzą na świecie. "Nie walczycie o stołki"
Rodzice wolą nianie, bo "babciowe" się opłaca
Z programu "Aktywny Rodzic" korzysta dziś prawie pół miliona rodzin. Najwięcej – ponad 200 tys. – w ramach dopłat do żłobków, ale już 153 tys. pobiera świadczenie "aktywni rodzice w pracy", czyli 1500 zł miesięcznie na opiekunkę.
Dla wielu rodzin ten wybór jest korzystniejszy finansowo. – Z własnej kieszeni wydajemy dużo mniej. 1500 zł dostajemy z babciowego, przeznaczamy też pieniądze z programu 800+. Zostaje nam tylko 650 zł dopłaty – mówi Paulina z Krakowa, mama trzyletniej Marysi.
Zatrudniona przez nią opiekunka, pani Krystyna, przychodzi codziennie na sześć godzin, a stawka to 30 zł za godzinę - podaje wyborcza.biz. Choć żłobek kosztował rodzinę mniej, bo 1800 zł miesięcznie po dopłacie z gminy – Paulina zrezygnowała po dwóch miesiącach adaptacji. – Żal było patrzeć, jak płacze. Widać było, że nie umie się tam odnaleźć – tłumaczy.
Premier Donald Tusk mówił po roku funkcjonowania programu, że dzięki "babciowemu" w Polsce "codziennie przybywają dwie placówki żłobkowe". Dane GUS i samorządów pokazują jednak, że w rzeczywistości placówek ubywa.
Co więcej, świadczenie doprowadziło do wzrostu opłat w żłobkach – nawet o 300 proc. W efekcie prywatne placówki, które miały być niemal darmowe dzięki dopłatom, wciąż kosztują rodziców po kilka tysięcy złotych miesięcznie.
Załamanie rynku żłobków to również efekt dramatycznego spadku liczby urodzeń. W 2022 roku urodziło się 305 tys. dzieci, a w 2024 już tylko 251,8 tys. – najmniej od 200 lat. – Pokolenie Alfa się kurczy, a pokolenie Beta będzie jeszcze mniejsze – alarmują eksperci.
Boom na żłobki, który trwał przez dekadę, właśnie się kończy. W dużych miastach przybywa pustych miejsc, a w mniejszych – wciąż ich brakuje. Polska polityka prorodzinna, jak pokazuje przykład "babciowego", nie tylko nie zatrzymała niżu demograficznego, ale częściowo zmieniła strukturę opieki nad najmłodszymi.
Źródło: wyborcza.biz