Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Michał Żuławiński
|
aktualizacja

Węgry w tarapatach. Orban ręcznie steruje, za problemy wini UE

Podziel się:

Viktor Orban szuka winnych problemów gospodarczych Węgier wszędzie tylko nie we własnych działaniach. Chociaż węgierski rząd wycofał się z niektórych kontrowersyjnych pomysłów, to ręczne sterowanie gospodarką trwa w najlepsze. Warto w najbliższym czasie obserwować Budapeszt, choćby ku przestrodze.

Węgry w tarapatach. Orban ręcznie steruje, za problemy wini UE
Węgry pod rządami Viktora Orbana wiodą prym w ręcznym sterowaniu cenami (GETTY, Janos Kummer)

Węgry to kraj wyjątkowy pod wieloma względami. Począwszy od etnicznego pochodzenia i wyróżniające się na tle sąsiadów języka, przez skomplikowaną historię najnowszą, aż po obecną politykę wewnętrzną i zagraniczną.

Pod rządami Viktora Orbana Węgry są też szczególnym przypadkiem gospodarczym, o czym najlepiej świadczy walka tamtejszych władz z inflacją. Na razie wzrost cen jest górą, ale Budapeszt już zapowiada "kontrofensywę".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: "Karty są rozdane". W Chinach tylko tak mówi się o Rosji

Węgry za pan brat z inflacją

Węgierskie boje z inflacją mają długą historię. Kraj, w którym po II wojnie światowej odnotowano największą w historii hiperinflację (największym nominałem był wówczas banknot o nominale 100 000 000 000 000 000 000 P, czyli sto trylionów pengő) przeszedł później przez okres również naznaczonego inflacją realnego socjalizmu.

U progu transformacji ustrojowej inflacja na Węgrzech (ok. 30 proc.) była zdecydowanie niższa niż w Polsce, która przeżywała własny epizod hiperinflacji (w szczycie z 1990 r. blisko 600 proc.), jednak w kolejnych latach utrzymała się na podwyższonym poziomie.

W XXI w., gdy banki centralne obu krajów przyjęły strategię bezpośredniego celu inflacyjnego, w Polsce ustanowiono go na poziomie 2,5 proc., a na Węgrzech na 3 proc., wobec obowiązującego na Zachodzie standardu 2 proc. Pomijając początek lat 90., to nad Balatonem inflacja była wyraźnie wyższa niż nad Wisłą. Tak jest i teraz gdy Węgry z inflacją na poziomie 17,6 proc. zajmują niechlubne pierwsze miejsce w UE.

Polityczna ewolucja Viktora Orbana wiodła od stypendysty fundacji założonej przez George'a Sorosa, przez lidera partii o charakterze liberalnym, aż po sprawowanie rządów konserwatywnych i etatystycznych. Widać to także w zarządzaniu gospodarką, gdzie Węgry wiodą prym w ręcznym sterowaniu cenami.

Orban odpalił ręczne sterowanie

W listopadzie 2021 r., a więc na długo przed inwazją Rosji na Ukrainę, na Węgrzech wprowadzone zostały regulowane ceny paliw dla klientów detalicznych. Oficjalnym celem było ulżenie obywatelom. Choć nietrudno było się domyślić, że ruch miał związek ze zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. Było to zresztą zagranie z podręcznika Viktora Orbana, który już przed poprzednimi elekcjami obniżał ceny energii.

W kwietniu 2022 r. Fidesz wybory wygrał, a miesiąc później rząd w Budapeszcie przystąpił do walki z "turystyką paliwową". Z obniżonych (tzn. nierynkowych) cen korzystać mogli tylko nabywcy tankujący auta z węgierskimi rejestracjami, czemu sprzeciwiła się Bruksela, widząc w tym łamanie unijnych swobód gospodarczych.

Kilka miesięcy później na Węgrzech wybuchła paliwowa panika – na stacjach ustawiały się długie kolejki, a nierzadko okazywało się, że tankować nie ma już czego. Budapeszt starał się zrzucić winę to na awarie w rafinerii koncernu MOL. Jednak była to jedynie iskra, która spadła na beczkę prochu solidnie przygotowaną przez politykę gospodarczą węgierskiego rządu.

Motywowane politycznie urzędowe obniżenie cen na stacjach doprowadziło do nieopłacalności importu paliw, a jednocześnie nie uruchomiło korygującego mechanizmu w postaci ograniczenia konsumpcji. W czasie, gdy Węgrzy rekonstruowali okres realnego socjalizmu, stojąc w kolejkach po paliwo, w innych krajach zatankować można było bez problemu. Choć wysokie ceny odstraszały wielu nabywców (i m.in. właśnie dlatego inni mogli paliwo kupić).

Regulacje cenowe, których historia sięga początków cywilizacji (stosowali je już starożytni Egipcjanie i Sumerowie), mają to do siebie, że działają, ale tylko do pewnego momentu. Potem mechanizmy rynkowe biorą górę nawet nad najsilniejszymi nawet politykami – towarów brakuje, ludzie są niezadowoleni, gospodarka hamuje itp.

Ręczne sterowanie cenami paliw na Węgrzech potrwało do grudnia 2022 r. Budapeszt starał się powiązać widoczny gołym okiem kryzys na stacjach z decyzją UE o nałożeniu na Rosję kolejnych sankcji. Jednak przekaz ten trafił wyłącznie do entuzjastów polityki Viktora Orbana. Politycznego sojusznika skrytykował wówczas nawet Jarosław Kaczyński.

– Ale my nie jesteśmy w stanie w gospodarce rynkowej całkowicie, w 100 proc. ustabilizować cen, to jest po prostu operacja niewykonalna. Nawet operacja przeprowadzona na niewielką skalę przez Orbana na Węgrzech, w ciągu ostatnich miesięcy, doprowadziła do stanu bardzo niedobrego. Dzisiaj Orban musi iść na różne, bardzo daleko idące ustępstwa w UE, bo po prostu mu się gospodarka kompletnie wali – ocenił prezes PiS pod koniec 2022 r.

Żywność zamrożona i odmrożona

Limity cen na Węgrzech dotyczyły nie tylko paliw, ale i podstawowych produktów spożywczych. Także w tym obszarze Viktor Orban poniósł porażkę, która nie zaskoczyła ekonomistów. W sierpniu 2023 r. zniesione zostały limity cenowe na cukier, mąkę, olej słonecznikowy, pierś z kurczaka, udziec wieprzowy, mleko, jaja czy ziemniaki, które wprowadzono w ramach walki z inflacją.

Gwałtowny skok cen, który byłby efektem samego odmrożenia cen, węgierski rząd postanowił skontrować nałożeniem na sprzedawców obowiązku wprowadzania promocji. Przynajmniej dwa produkty z ogłoszonej przez rząd listy muszą być oferowane z rabatem minimum 15 proc., a ceny w sklepach monitorowane są przez specjalnie utworzony w tym celu system.

"Tego jeszcze nie było. Polacy na Węgrzech dostają szoku" – pisał w sierpniu money.pl, opisując zakupową rzeczywistość na Węgrzech.

Chociaż inflacja nad Balatonem spada (17,6 proc. w lipcu), to droga do celu tamtejszego banku centralnego (3 proc.) wciąż jest daleka. Inflację w skali roku podbijają ceny paliw (+35 proc.), które nie są już urzędowo sterowane. Również żywność (+23 proc.) drożeje wyraźnie mocniej niż np. w Polsce (15,6 proc.).

Węgierska kontrofensywa antyinflacyjna

Na dokręcaniu śruby i patrzeniu na ręce sprzedawcom pomysły węgierskich władz na walkę z inflacją się nie kończą. W połowie sierpnia 14-punktowy plan działania opublikował na oficjalnym blogu rzecznik rządu Zoltan Kovacs. Celem jest sprowadzenie inflacji przed końcem roku do poziomu jednocyfrowego.

Winni obecnej sytuacji wskazani zostali już na wstępie ("wojna na Ukrainie oraz błędna polityka unijnych sankcji" – we wpisie nie pojawia się słowo "Rosja"), dalej natomiast przedstawiono proponowane rozwiązania. Wśród nich znalazły się m.in.:

  • wzrost realnych płac i prowadzenie przez państwo polityki pełnego zatrudnienia,
  • obniżka rachunków płaconych przez gospodarstwa domowe,
  • wprowadzenie limitu wysokości rat kredytów hipotecznych,
  • podwyższenie limitu na karcie rozrywkowej SZÉP (odpowiednik naszego bonu turystycznego),
  • wsparcie dla małych i średnich przedsiębiorstw,
  • regulowane ceny energii dla kluczowych sektorów,
  • ochrona branż energochłonnych,
  • zachęty dla inwestorów na mocy indywidualnych rządowych decyzji.

Papier przyjmie wszystko, podobnie jak przyjmował cele stawiane przed poprzednimi interwencjonistycznymi działaniami węgierskiego rządu. Ekipa Orbana wygrała ubiegłoroczne wybory, a kolejne będą dopiero w 2026 r.

Sondażowa średnia wskazuje, że Fidesz traci poparcie, jednak mowa tu o spadku z ponad 50 proc. do ok. 45 proc. Poza relacjami z UE, USA czy Rosją, gospodarka wydaje się głównym wyzwaniem dla Budapesztu.

Opublikowane 1 września dane o PKB (-0,3 proc. kwartalnie i -2,2 proc. rok do roku) potwierdziły, że recesja na Węgrzech trwa w najlepsze. Forint pozostaje słaby i w porównaniu do euro czy dolara wypada wyraźnie gorzej nie tylko od czeskiej korony, ale i polskiego złotego.

Ostatnie kilkanaście miesięcy udowodniło, że nawet silny przywódca, za jakiego chce uchodzić Viktor Orban, musi czasami zgiąć kark przed prawami ekonomii. Od tego, czy i jakie zostaną wyciągnięte wnioski, zależeć będzie to, jak historia zapamięta obecnego premiera Węgier oraz czy Budapesztowi będzie bliżej do Bazylei, czy do Buenos Aires.

Michał Żuławiński, Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
Michal Zulawinski