Miedź wchodzi w fazę hossy. Rok 2026 pod znakiem deficytu "czerwonego złota"
Nadchodzący rok 2026 ma przynieść deficyt miedzi, która jest niezbędny zarówno dla transformacji energetycznej, jak i gwałtownego rozwoju sztucznej inteligencji. To kolejny sygnał, który płynie nie tylko z branży wydobywczej.
Końcówka roku 2025 przynosi na rynkach surowcowych wyraźną zmianę nastrojów. Po miesiącach relatywnej stabilizacji, inwestorzy ponownie zwracają oczy w stronę miedzi. Impulsem do zmiany narracji stały się najnowsze analizy giganta wydobywczego BHP oraz prognozy największych banków inwestycyjnych z Wall Street. Konsensus jest jasny: era taniej miedzi dobiega końca, a światowa gospodarka musi przygotować się na strukturalny niedobór tego metalu.
Ostrzeżenie z samej góry
Mike Henry, dyrektor generalny BHP – największej firmy górniczej świata – w swoim ostatnim wystąpieniu nie pozostawił złudzeń co do kondycji rynku. Jego zdaniem, mechanizm popytu i podaży wkracza w fazę krytyczną. O ile dotychczasowe wahania cen można było tłumaczyć cyklami koniunkturalnymi, o tyle nadchodzący rok 2026 ma obnażyć fundamentalne braki w infrastrukturze wydobywczej.
Patrząc na rok 2026 i kolejne lata, widzimy zbieg okoliczności, który nieuchronnie prowadzi do wzrostu wycen. Popyt rośnie w tempie, za którym podaż nie jest w stanie nadążyć – wskazuje szef koncernu cytowany przez CNBC.
Sprzedaje setki aut miesięcznie. Zdradza, na czym zarabia dealer
Stanowisko BHP nie jest odosobnione. Analitycy bankowi, którzy jeszcze rok temu zachowywali wstrzemięźliwość, teraz rewidują swoje prognozy. Głównym argumentem za "byczym" rynkiem jest wyczerpanie się zapasów oraz brak nowych, dużych projektów górniczych, które mogłyby szybko wejść do eksploatacji. Sektor wydobywczy przez ostatnią dekadę borykał się z niedoinwestowaniem, a skutki tamtych decyzji zaczniemy odczuwać właśnie teraz.
Sztuczna inteligencja zmienia reguły gry
Aby zrozumieć skalę nadchodzącego problemu, należy spojrzeć na to, co napędza popyt. Przez lata mówiło się głównie o "zielonej transformacji" – samochodach elektrycznych, farmach wiatrowych i fotowoltaice. Te czynniki wciąż są aktualne i generują ogromne zapotrzebowanie na okablowanie. Samochód elektryczny zużywa bowiem kilkukrotnie więcej miedzi niż pojazd spalinowy.
Jednak w latach 2024-2025 do gry wszedł nowy, potężny gracz: centra danych obsługujące sztuczną inteligencję. Rozwój modeli AI wymaga gigantycznej mocy obliczeniowej, a co za tym idzie – rozbudowy sieci energetycznych i systemów chłodzenia. Miedź, jako doskonały przewodnik ciepła i prądu, jest w tej układance niezastąpiona.
Wcześniej rynek nie doszacował energochłonności rewolucji cyfrowej. Dziś analitycy wskazują, że to właśnie sektor technologiczny, ramię w ramię z sektorem OZE, będzie drenował światowe magazyny surowca.
Geopolityka i trudna rzeczywistość wydobycia
Problem leży nie tylko po stronie rosnącego apetytu gospodarki, ale przede wszystkim po stronie ograniczonej podaży. Otwarcie nowej kopalni miedzi to proces trwający średnio od 10 do 15 lat. Wymaga to nie tylko ogromnych nakładów finansowych (CAPEX), ale także przebrnięcia przez skomplikowane procedury środowiskowe i polityczne.
Kluczowi producenci, tacy jak Chile czy Peru, borykają się z własnymi problemami. Spadająca jakość rudy (tzw. ore grade) oznacza, że trzeba przerobić więcej skały, by uzyskać tę samą ilość czystego metalu. To podnosi koszty i obciąża środowisko, co z kolei prowadzi do protestów społecznych i zaostrzenia regulacji prawnych w krajach Ameryki Łacińskiej.
– Nie możemy po prostu odkręcić kurka z miedzią. Inwestycje, które powinny zostać poczynione pięć lat temu, nie miały miejsca. Teraz rynek wystawi za to rachunek – komentują eksperci rynkowi cytowani w raportach branżowych.
Co to oznacza dla globalnej gospodarki?
Wzrost cen miedzi w 2026 roku będzie miał szerokie implikacje makroekonomiczne. Miedź jest często nazywana "doktorem ekonomii", ponieważ jej cena trafnie diagnozuje stan koniunktury. Jeśli prognozy BHP i banków się sprawdzą, czeka nas fala inflacyjna w sektorach kluczowych dla rozwoju.
Droższa miedź oznacza droższą transformację energetyczną. Koszty budowy sieci przesyłowych, turbin wiatrowych czy transformatorów wzrosną, co może spowolnić tempo odchodzenia od paliw kopalnych w krajach rozwijających się. To paradoks: im bardziej świat chce być "zielony", tym bardziej potrzebuje surowców, których wydobycie jest trudne i kosztowne.
Dla inwestorów rok 2026 może być czasem żniw, ale dla decydentów politycznych i banków centralnych będzie to kolejne wyzwanie w walce z kosztami życia i utrzymaniem tempa inwestycji infrastrukturalnych.