Trwa ładowanie...
Zaloguj
Przejdź na
Putin buduje elektrownię atomową w Turcji. Uzależnił świat nie tylko od rosyjskiego gazu
Katarzyna Bartman
|
WP magazyn

Putin buduje elektrownię atomową w Turcji. Uzależnił świat nie tylko od rosyjskiego gazu

(GETTY, Contributor, Sasha Mordovets)

Rosyjski Rosatom przejmuje kontrolę nad budową pierwszej elektrowni atomowej w Turcji. Przez 25 lat będzie ona należała wyłącznie do Rosjan. Krytycy mówią o kapitulacji Imperium Osmańskiego. A świat, który jest uzależniony od dostaw rosyjskiego paliwa jądrowego, nie reaguje na to, co Putin robi w Turcji.

Rosjanie przejmują kontrolę nad elektrownią atomową w Akkuyu w Turcji. Putin pokazuje tym samym światu, że Rosja robi biznes jak zwykle – donoszą cypryjskie i tureckie media.

Rosatom, największa firma na świecie dostarczająca technologię do budowy elektrowni atomowych oraz dostawca paliwa do nich, poinformowała właśnie, że konto powiązanej z nią kapitałowo tureckiej spółki budującej elektrownię w Turcji zostało zasilone kwotą 20 mld dol.

Pieniądze mają być przeznaczone m.in. na dokończenie budowy reaktora atomowego na tureckim wybrzeżu. Pierwsza transza – 5 mld dol. już jest w tureckiej spółce.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Kazał czekać na siebie Putinowi. "Pokazuje, że Rosjanie są do pokonania"

Tym samym – jak zauważają dziennikarze tureckiego portalu Yetkin Report – Rosja będzie odpowiedzialna za budowę "swojej" pierwszej elektrowni atomowej nad Morzem Śródziemnym. 100 proc. kapitału zainwestowanego w ten projekt będzie bowiem pochodziło właśnie z Rosji.

Miliardy w dowód uznania?

Operacja przejęcia elektrowni została przez Rosjan bardzo dobrze przemyślana i przeprowadzona. Na początku ubiegłego tygodnia Rosatom zebrał oferty od potencjalnych wierzycieli spółki budującej elektrownię, m.in. po to, by zapewnić jej linię kredytową w wysokości 6,1 mld dol. Decyzje mające zagwarantować niezbędne fundusze na dokończenie budowy obiektu odebrano w Ankarze jako "gest uznania Putina dla prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana".

Co ciekawe, w przeddzień ogłoszenia informacji o przekazaniu pieniędzy przez Rosatom spółka odpowiedzialna za budowę elektrowni Akkuyu Nuclear JSC poinformowała o zerwaniu kontraktu z Titan2IcIctas, turecko-rosyjskim wykonawcą.

Rosatom zdecydował się wykorzystać nową linię kredytową zaledwie dzień przed tym, jak jego spółka zależna (Akkuyu Nuclear JSC) zastąpiła turecko-rosyjskiego wykonawcę (Titan2IcIctas) inną firmą (TSMEnerji), która jest w całości własnością trzech firm rosyjskich, już bez udziału Turcji.

Jako powód zmiany wykonawcy podano kilka problemów, związanych głównie z ubezpieczeniem inwestycji i bezpieczeństwem budowy.

Zgodnie z umową, elektrownia jądrowa, której pierwszy reaktor ma zostać włączony już w 2023 r., przez 25 lat będzie więc należała wyłącznie do Rosjan. Turecki rząd nie bierze udziału w finansowaniu projektu.

Erdogan przyznał Rosatomowi znaczne zwolnienia podatkowe oraz prawo do budowy portu morskiego, który będzie pierwszym rosyjskim portem na Morzu Śródziemnym.

Krytycy elektrowni atomowej Akkuyu twierdzą, że pozwolenie na budowę portu i korzystanie ze zwolnień podatkowych przez Rosjan jest jak "kapitulacja" Imperium Osmańskiego. Ekolodzy z kolei sprzeciwiają się temu projektowi, ponieważ jest on budowany w regionie podatnym na trzęsienia ziemi.

Ponadto elektrownia będzie zużywała około miliona metrów sześciennych chłodzącej wody morskiej na godzinę. Ekolodzy wyrażają również obawy dotyczące postępowania z odpadami nuklearnymi.

Mieszkańcy okolicznych miast i wsi obawiają się zaś, że elektrownia zakłóci międzynarodową turystykę i znacznie ograniczy inwestycje rolnicze w regionie.

Część ekspertów nie wróży elektrowni w Akkuyu świetlanej przyszłości. Kluczowe komponenty i urządzenia do budowy reaktorów mają być bowiem sprowadzone z Czech, Korei Południowej, Węgier i Francji.

Istnieje ryzyko, że dostawcy – podobnie jak zagraniczne banki – odmówią współpracy z Rosatomem z powodu obaw, że mogłyby tym narazić się na zachodnie sankcje. Chociaż takich sankcji oficjalnie jeszcze nie ma.

Rosyjski atom ma się dobrze

Jak dotąd Rosatom nie został objęty sankcjami ani przez USA, ani UE. Z wielu względów jest to niemożliwe.

Pierwszy jest taki, że paliwo jądrowe różni się od towarów takich jak gaz czy ropa. Niewiele krajów na świecie posiada rozległą infrastrukturę niezbędną do przetwarzania i wzbogacania rudy uranu w metal, który następnie musi być przetwarzany na ceramiczne granulki i umieszczany w cyrkonowych prętach paliwowych z tolerancją bezpieczeństwa mierzoną w milimetrach. Katalog przepisów międzynarodowych zakazuje też, by materiały te mogły służyć jako broń.

Licencjonowanie nowego dostawcy paliwa jądrowego zajmuje od pięciu do 10 lat. Paliwo licencjonowane w jednym kraju nie może być automatycznie przenoszone do innego ze względu na przepisy i różnice w konstrukcji reaktorów.

Po drugie, próba przedwczesnego zerwania kontraktów na dostawy wzbogaconego uranu z Rosji może zagrozić dostawom energii elektrycznej dla prawie 100 milionów Europejczyków w krajach, w których elektrownie jądrowe są największym źródłem czystej energii.

W Unii Europejskiej Rosjanie dostarczają paliwo jądrowe do 18 z 103 czynnych reaktorów. To 10 proc. mocy jądrowej całej UE. Odbiorcami tego paliwa są m.in. Bułgaria, Czechy, Węgry, Słowacja i Finlandia.

Od dostaw z Rosji uzależnione są również Stany Zjednoczone. 16 proc. wzbogaconego uranu dostarcza Amerykanom rosyjski potentat, a kolejne 30 proc. sojusznicy Rosji – Kazachstan i Uzbekistan.

Walka z czasem. Putin wie, w co gra

Po ataku na największą elektrownię atomową w Ukrainie – Zaporowską Elektrownię Atomową, którą Rosjanie okupują od marca, wywołując tam pożary i prowadząc bestialski ostrzał okolicznej ludności, kilku dotychczasowych klientów Rosatomu zrozumiało, czym może skończyć się dla nich robienie biznesów z Rosją i zdecydowało się na definitywną zmianę dostawcy paliwa.

Okazało się jednak, że z powodów ekonomicznych i technologicznych wyeliminowanie Rosjan z gry nie jest takie proste.

Finlandia, w której państwowa firma energetyczna Fortum Oyj eksploatuje dwa radzieckie reaktory 90 kilometrów na wschód od Helsinek, próbowała znaleźć alternatywę dla paliwa z Rosji już w latach 90. Zawarła wówczas kontrakt z British Nuclear Fuel Ltd., który obecnie należy do amerykańskiego Westinghouse Electric Co., ale ostatecznie wróciła do Rosatomu, który miał konkurencyjne ceny.

Teraz fińskie władze deklarują, że spróbują ponownie wyeliminować Rosjan z rynku, ale przestawienie się na zachodnie paliwo zajmie im co najmniej 3-4 lata.

Również czeski państwowy zakład energetyczny CEZ ogłosił niedawno, że od 2024 r. dostawy paliwa do elektrowni jądrowej w Temelinie przejmie od Rosjan wspomniany Westinghouse i francuska firma Framatome.

Z kolei Słowacja poinformowała, że ma wystarczającą ilość paliwa jądrowego na przyszły rok i kontrakt z Rosją na kolejne cztery lata, ale tamtejsze ministerstwo gospodarki również rozpoczęło negocjacje z Westinghouse.

Natomiast Węgry pozostają wierne Rosji. Rozbudowa elektrowni jądrowej Paks, obejmująca dwa bloki WWER o mocy 1200 MW, ma zostać ukończona przez rosyjskie firmy do 2030 r. Będą one wykorzystywać rosyjskie paliwo jądrowe dostarczane przez rosyjski TVEL.

Podobnie Bułgaria, która ma reaktor o mocy 2000 MW w Kozłodui, otrzymuje całe swoje paliwo jądrowe od rosyjskiego TVEL za pośrednictwem firmy Techsnabexport.

W Ukrainie z kolei Energoatom zdecydował o zaprzestaniu używania rosyjskiego paliwa jądrowego, ale dopiero po wyczerpaniu jego zapasów, tj. w 2024 r. Za dwa lata będzie już korzystał z zachodniego paliwa dostarczanego przez Westinghouse, chociaż Jose Emeterio Gutierrez, hiszpański inżynier jądrowy, w lipcowym wywiadzie dla Bloomberga nie był tego taki pewny.

Zwracał uwagę m.in. na to, że specyfika rynku paliw jądrowych oraz sowiecka spuścizna technologiczna utrudniają dywersyfikację dostaw. – Dla operatorów rosyjskich reaktorów w Europie Wschodniej, z których wiele to relikty przeszłości, może nie być opłacalne wydawanie setek milionów dolarów na zmianę źródła paliwa – skwitował.

Również opublikowany niedawno przez Komisję Europejską projekt planu zmniejszenia zależności UE od Rosji nie wspomina słowem o energii jądrowej. Zamiast tego proponuje się partnerstwo z innymi krajami UE w celu dywersyfikacji dostaw gazu; przyspieszenie rozwoju odnawialnych źródeł energii, które już teraz wytwarzają ponad jedną czwartą energii elektrycznej w Unii i oszczędzanie energii.

Gdyby kraje UE zdecydowały się przejść na energię jądrową jako źródło czystej energii – co jest bardzo mało prawdopodobne z powodu sprzeciwu kilku państw, a o czym Komisja Europejska ma nas poinformować do końca tego roku – byłoby to trudne z pominięciem Rosji. Ta jest bowiem potęgą na rynku energii jądrowej i dostarcza aż 35 proc. wzbogaconego uranu potrzebnego do funkcjonowania reaktorów na całym świecie.

O komentarz w sprawie rosyjskiego atomu w Europie oraz sytuacji, w jakiej znalazły się państwa, które są skazane na paliwo jądrowe z Rosatomu, poprosiliśmy Tomasza Jackowskiego, p.o. kierownika Zakładu Energetyki Jądrowej w Narodowym Centrum Badań Jądrowych oraz Międzynarodową Agencję Energii Atomowej. Na ich odpowiedzi wciąż czekamy.

Katarzyna Bartman, dziennikarka money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
WP magazyn