Rząd nie panuje nad budżetem? Nowe dane o zadłużeniu. "Bardzo chaotyczne podejście"
Wygląda to tak, jakby minister Domański liczył, że będziemy wyrastać z deficytu i długu dzięki wzrostowi gospodarczemu. Ale to może być niewystarczające - tak Mateusz Michnik z Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju komentuje najnowsze dane o deficycie. Dlaczego deficyt wciąż rośnie?
Dochody budżetu państwa po lipcu wyniosły 313,8 mld zł, a wydatki 470,5 mld zł - poinformowało przed tygodniem Ministerstwo Finansów i Gospodarki. Deficyt wyniósł 156,7 mld zł, co stanowi 54,3 proc. planu na cały 2025 rok.
W okresie styczeń - lipiec 2025 r. dochody budżetu państwa były niższe o ok. 42,7 mld zł (tj. 12 proc.) w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego (356,5 mld zł, tj. 56,9 proc. planu).
"W warunkach porównywalnych, tj. bez reformy udziałów jednostek samorządu terytorialnego (JST), dochody budżetu państwa w okresie styczeń-lipiec wyniosłyby 392,5 mld zł, tj. 78,7 mld zł więcej i byłyby o 36 mld zł wyższe niż w analogicznym okresie poprzedniego roku, tj. 10,1 proc. więcej w ujęciu rok do roku. Oznacza to, że spadek dochodów rdr jest jedynie efektem innego podziału wpływów z PIT i CIT między budżetem państwa a JST" - zaznaczył w komunikacie resort finansów.
Dziura się powiększa. Państwo płaci za COVID-19
Nowe dane wzbudziły liczne komentarze. "Pole manewru Ministerstwa Finansów jest więc już bardzo ograniczone. O ile jeszcze w czerwcu można było być optymistą, że nowelizacja budżetu nie będzie konieczna, o tyle po lipcu nie jesteśmy już tego aż tacy pewni" - oceniali w niedawnym raporcie analitycy Pekao.
Czy faktycznie są podstawy do obaw? - Miesięczny przyrost deficytu w lipcu o około 37 mld PLN może budzić niepokój, gdyż był najsilniejszy od marca, ale była to m.in. konsekwencja dodatkowych wydatków na kwotę ok. 16 mld PLN w związku ze spłatą obligacji Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 - wyjaśnia w rozmowie z money.pl Mateusz Sutowicz, Starszy Ekonomista ING.
- Z kolei wysoki deficyt budżetu państwa po siedmiu miesiącach tego roku to m.in. efekt zmian w finansowaniu samorządów (JST), co przekłada się na niższe dochody podatkowe (głównie PIT i CIT) budżetu państwa i utrudnia porównywalność wyników budżetu z poprzednimi latami, sugerując trudniejszą sytuację - podkreśla analityk.
100 mld zł więcej dla samorządów
Jak wskazuje ekspert, w okresie styczeń-lipiec budżet państwa przekazał jednostkom samorządu terytorialnego kwotę 120,4 mld zł z tytułu udziału w podatku PIT, wobec 42,5 mld zł w analogicznym okresie roku ubiegłego.
- Warto zauważyć, iż w warunkach porównywalnych tj. bez reformy dochody budżetowe byłyby istotnie wyższe - podkreśla analityk ING.
Mimo iż sytuacja budżetowa pozostaje wyzwaniem, a tradycyjnie koniec roku przynosi silne przyrosty deficytu, to na ten moment nie widzimy podstaw do nowelizacji budżetu. Co więcej, zgodnie z przekazem Ministerstwa Finansów nie są obecnie prowadzone prace na nowelizacją tegorocznego budżetu - wskazuje Sutowicz.
Ekspert: Nowelizacja budżetu nie będzie konieczna
Podobnego zdania jest inny ekspert. - Wysokie wykonanie deficytu budżetowego po lipcu nie musi oznaczać konieczności nowelizacji ustawy budżetowej na 2025 rok - ocenia Mateusz Michnik z Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju.
- Nie wiem, jak miałaby wyglądać nowelizacja budżetu. Zwiększa się ryzyko nowelizacji, ale na ten moment nie wydaje się konieczna - mówi ekonomista w rozmowie z money.pl.
Warto przypomnieć, że na takim stanowisku stoi resort finansów. - Na chwile obecną nie przewidujemy nowelizacji budżetu. Nie aktualizujemy żadnych prognoz dotyczących deficytu - mówił Andrzej Domański 31 lipca, kiedy ostatni raz odniósł się do kwestii budżetu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tłit - Adam Szłapka
Polska z drugim najgorszym deficytem w UE
Mateusz Michnik podkreśla, że przy analizie stanu finansów publicznych należy patrzeć szerzej niż tylko na budżet państwa. Chodzi o tzw. deficyt general government, czyli deficyt całego sektora instytucji rządowych i samorządowych.
- Jeśli chodzi o te statystyki, to nie jest dobrze. W 2025 roku według prognozy Komisji Europejskiej Polska będzie miała drugi najgorszy wynik deficytu sektora general government w relacji do PKB w krajach Unii Europejskiej. Przed nami jest tylko Rumunia - wskazuje ekspert FOR.
Deficyt całego sektora finansów publicznych ma w tym roku wynieść 6,4 proc. PKB. - Te prognozy nie są dobre także na przyszły rok - dalej będą przekraczały 6 proc. PKB - dodaje Michnik.
"Chaotyczne podejście do finansów publicznych"
W ocenie eksperta, obecny rząd nie działa skutecznie w kierunku redukcji deficytu. - Mamy bardzo chaotyczne podejście do finansów publicznych. Można częściowo pochwalić plany ograniczenia kreatywnej księgowości stosowanej przez rząd PiS, ale zmiany dotyczące funduszy pozabudżetowych są niewystarczające - mówi Michnik.
Ekonomista krytykuje politykę fiskalną rządu, który z jednej strony zwiększa wydatki socjalne (renta wdowia, babciowe), a z drugiej planuje zmniejszenie dochodów publicznych.
- Dochodzimy do sytuacji, w której redukcja deficytu może być trudniejsza. Częściowo rozumiem perspektywę rządu, że boją się ambitnych reform fiskalnych i wolą działać na przeczekanie, bo podwyżka podatków czy redukcja wydatków może spotkać się z negatywną reakcją wyborców - analizuje Michnik.
Ekspert wskazuje jednak na przykład Szwecji z lat 90., gdzie rząd przeprowadził skuteczną konsolidację fiskalną i wygrywał wybory. - Wygląda to tak, jakby minister Domański liczył, że będziemy po prostu wyrastać z deficytu i długu dzięki wzrostowi gospodarczemu. Ale to może być niewystarczające - ocenia.
Potrzeba racjonalizacji wydatków
Michnik uważa, że Polska powinna podjąć zdecydowane działania. Od 2015 roku relacja wydatków publicznych do PKB wzrosła do poziomu porównywalnego z krajami skandynawskimi.
- Możemy się porównywać z krajami nordyckimi, które są uważane za model państwa opiekuńczego. Niemniej pod względem skuteczności tych wydatków publicznych jesteśmy bardzo daleko od Szwecji czy Danii. Potrzebujemy racjonalizacji wydatków - podkreśla ekonomista.
Według eksperta priorytetem powinny być reformy w dwóch obszarach: systemie świadczeń społecznych i systemie emerytalnym. - Na emerytury przeznaczamy największą część wydatków publicznych i ta pozycja będzie rosnąć ze względu na starzejące się społeczeństwo. Konieczne, choć kontrowersyjne, jest podniesienie wieku emerytalnego - wskazuje Michnik. Innym obszarem są transfery, z 800+ na czele. - W tym przypadku duża część środków trafia do bogatych, co jest bezsensowne pod względem redystrybucji. Najlepszym rozwiązaniem wydaje się wprowadzenie kryterium dochodowego, które pozwoli na oszczędności - ocenia ekspert.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl