Olbrzymia dziura w budżecie. Gazprom liczy na Chiny. "To akt desperacji"
Niegdyś duma rosyjskiej gospodarki, dziś kolos z olbrzymimi problemami. Z dokumentów Gazpromu wynika, że koncern w najbliższej dekadzie utraci równowartość 180 mld dol. Szuka ratunku w Chinach, oferując duże zniżki na gaz. - To akt desperacji - mówi wprost dr Szymon Kardaś.
Gazprom, rosyjski państwowy gigant gazowy, szuka ratunku w Chinach. Rosjanie są gotowi zaoferować Pekinowi jeszcze większe upusty cen na błękitne paliwo niż do tej pory. Planują zwiększyć zniżkę na - już realizowane - dostawy do 40 proc.
- To naprawdę akt desperacji - ocenia w rozmowie z money.pl dr Szymon Kardaś z European Council on Foreign Relations.
Jak wyjaśnia, rosyjski gaz może trafić do Chin tylko ze złóż Syberii Wschodniej, czyli tych, które są i tak podłączone do sieci prowadzącej tylko do tego kraju. A to oznacza, że to Pekin będzie dyktował warunki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Spektakularne uderzenie Ukraińców. Rosyjska Msta-S wyleciała w powietrze
Do tej pory Chiny płaciły za gaz około 30 proc. mniej niż odbiorcy Gazpromu w Europie i Turcji. Po tej decyzji będą płacić prawie 40 proc. mniej - wyjaśnia dr Kardaś.
Jak wynika z ustaleń rosyjskich mediów, cena gazpromowego paliwa dla Chin wyniesie w tym roku 247,3 dol. za 1000 metrów sześciennych, a dla Europy i Turcji średnio - 403 dol.
Gazprom ma poważne kłopoty
Powodem tak wielkiej hojności, jaką Moskwa zdaje się okazywać Pekinowi, są olbrzymie problemy Gazpromu. Po tym, jak Rosja rozpoczęła pełnoskalową wojnę w Ukrainie - w 2023 roku - koncern poniósł najwyższą od 25 lat stratę. Brytyjczycy - którzy to szacowali - wskazywali, że będzie ona negatywnie wpływać na przychody koncernu co najmniej do 2030 r. Wiele wskazuje na to, że się nie pomylili.
Jak wynika z dokumentów Gazpromu, które pod koniec marca tego roku ujawnił brytyjski dziennik "The Financial Times", przez najbliższą dekadę - w latach 2025-2035 - dziura w przychodach rosyjskiego giganta sięgnie łącznie 15 bln rubli, czyli według obecnego kursu - ponad 186 mld dol.
To efekt zarówno sankcji, jakimi obłożony jest Gazprom, jak i utraty lukratywnego rynku, jakim była Europa. Tylko w ubiegłym roku strata koncernu wyniosła bilion rubli, a więc równowartość 11,3 mld dol.
Proszą o zmniejszenie podatków
Problemu nie ukrywa już nawet zarząd giganta, który pod koniec kwietnia zwrócił się do rosyjskiego rządu z prośbą o zmniejszenie podatków, jakimi jest obłożony, w tym przede wszystkim podatku od wydobycia surowców.
Jednak to właśnie ta danina przynosi budżetowi Rosji aż 13 proc. wszystkich wpływów z sektora naftowo-gazowego. - Gazprom został złożony na ołtarzu imperialnych ambicji Putina - przekonywał niedawno w rozmowie z money.pl Filip Rudnik, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.
Jednocześnie gigakoncern staje się obciążeniem dla budżetu Rosji i to mimo prowadzonych cięć w zatrudnieniu (agencja TASS podała, że pracę miało stracić 1,5 tys. pracowników centrali firmy z 4,1 tys. osób obecnie zatrudnionych) oraz restrukturyzacji firmy ze sprzedażą części nieruchomości włącznie.
Ekspert: Rosjanie nie mieli realnego planu "B"
Jak donosił "The Moscow Times", spółka szuka również dochodów z innych, czasem odległych od pnia działalności, gałęzi. Według niezależnego dziennika, planuje ona produkcję sprzętu AGD, w tym pralek i lodówek w zakładzie pod Petersburgiem, który wcześniej należał do Boscha. Jak oceniła gazeta, decyzja ta jest wynikiem spadku eksportu gazu do Europy o 60 proc. oraz braku nowego kontraktu z Chinami.
Prawda jest taka, że Rosjanie nie mieli realnego planu "B", decydując się na konfrontacyjną politykę gazową z UE. Plan bowiem zakładał, że Europa nie wytrzyma presji w związku z poziomem jej zależności od rosyjskich surowców. Putin nie spodziewał się, że UE z determinacją będzie znajdywać innych dostawców i w rezultacie znajdzie trwałą alternatywę dla Rosji - mówi Szymon Kardaś.
Putin desperacko potrzebuje chińskich pieniędzy
Rosja miała w pamięci rok 2014 i ograniczone konsekwencje aneksji Krymu. Była przekonana, że wzmożone napięcie między nią a kluczowymi graczami w UE z czasem minie i liczyła, że pokryje europejskie straty dostawami do Azji.
Putin pomylił się podwójnie. Po pierwsze, Europa pomimo gigantycznego trudu zdywersyfikowała kierunki dostaw, a jednocześnie diametralnie zmieniła swoją politykę wobec współpracy energetycznej z Rosją. We wtorek, 13 maja, Bruksela ma przedstawić plan na dalsze odchodzenie od rosyjskich dostaw.
Po drugie, dostawy do Azji dotąd nie zrównoważyły utraty rynku europejskiego i Moskwa musi obniżać ceny surowca dla swoich największych klientów - Indii oraz Chin.
Na Chinach plany Putina nie robią wielkiego wrażenia
Chiny korzystają z dyskontu cenowego już od kliku lat. Rosja dostarcza im gaz przez rurociąg Siła Syberii 1. Tym kanałem Gazprom przepompował w minionym roku 31 mld m sześc. gazu. Mimo rozwinięcia przepustowości magistrali do 38 mld m sześc. rocznie, wciąż nie pokrywa nawet 20 proc. tego, co Rosja sprzedawała UE przed inwazją na Ukrainę.
Chiny nigdy dla Gazpromu nie będą tak lukratywnym rynkiem jak Europa. Dla Putina ma to jednak znaczenie propagandowe - podkreśla dr Kardaś.
Rosja wciąż liczy, że uda się jej przekonać Pekin do realizacji drugiej nitki gazociągu Siła Syberii. Problem w tym, że Chiny nie widzą w tym projekcie ekonomicznych korzyści. - Chińczycy nie mają w tym interesu. Konsekwentnie dywersyfikują dostawy do kraju, dbając, aby nie uzależnić się od jednego kierunku. Rurociągiem pozyskują gaz z Azji Centralnej, z Rosji zasilają system Siłą Syberii 1, kupują też LNG na światowych rynkach. To polityka prowadzona od lat - tłumaczy ekspert European Council on Foreign Relations.
Jak poinformował w poniedziałek Bloomberg, chińskie firmy znów wróciły do większych dostaw LNG z rynku spotowego ze względu na korzystną cenę płynnego gazu. Agencja przypomina, że Chiny były największym importerem LNG w 2024 roku, ale od stycznia do kwietnia dostawy spadły o około 24 proc. w porównaniu z tym samym okresem w zeszłym roku.
"Rosjanie bardzo wierzą"
Z punktu widzenia Putina szansą na pogłębienie współpracy gospodarczej i energetycznej z Chinami było spotkanie w Moskwie z Xi Jinpingiem, do którego doszło 8 maja, przed obchodami Dnia Zwycięstwa.
Gdyby inwestycja w Siłę Syberii 2 się powiodła, Rosja chciałaby tym kanałem zwiększyć przepływ gazu do Chin do 50 mld m sześc. rocznie.
- 12 kwietnia w dokumencie określającym nową strategię energetyczną do 2050 r. Rosjanie zakładają, że ich moce eksportowe łącznie z rynkami azjatyckimi sięgną 98 mld m sześc. gazu. Za 38 mld m sześc. odpowiada Siła Syberii 1. Kolejne 10 mld m sześc. - rurociąg Sachalin-Chabarowsk-Władywostok z przedłużeniem do Chin. Pozostaje 50 mld m sześc. A to właśnie nominalna przepustowość gazociągu Siła Syberii 2. Rosjanie bardzo wierzą, że ją zbudują. To jednak wciąż robienie dobrej miny do złej gry, bo Pekin nie wydaje się specjalnie zainteresowany inwestycją - tłumaczy dr Kardaś.
Siła Syberii 2 już wielokrotnie zmieniała swoją nazwę i przebieg. Jest to jednak ważny projekt dla Moskwy.
Chiny nie są ratunkiem dla Gazpromu. Nawet zgadzając się na Siłę Syberii 2, Pekin najpewniej wynegocjowałby jeszcze bardziej niedogodne dla Rosji porozumienie. Jak przy budowie Siły Syberii 1, którą ostatecznie Rosjanie sfinansowali sami - ocenia Szymon Kardaś.
Jak przypomina ekspert, Putin w ramach tego projektu chciał nie tylko uruchomić dla Azji złoża zachodniosyberyjskie, ale również połączyć go z europejską siecią gazową z możliwością przekierowania dostaw. Rosjanie zyskaliby lewar na Europę i Chiny.
- Chińczycy zdają sobie z tego sprawę. Zwodzą Putina. Wiedzą, że Rosjanie są w desperacji i że ostatecznie mogą na tym znacznie więcej ugrać - podkreśla ekspert.
To, że Pekin trzyma Moskwę w szachu i ma możliwość wpływu na Kreml, nie oznacza, że go wykorzysta to do tego, by zakończyć wojnę w Ukrainie. - Gdyby Chińczycy chcieli, to by mieli wpływ na Rosję. Nie są jednak zainteresowani wywieraniem takiego wpływu, na jaki my liczymy. Moskwę i Pekin łączy daleka wspólnota interesów. Xi nie pozwoli Rosji przegrać tej wojny - uważa dr Kardaś. Pozostaje pytanie, czy przyczyni się otwarcie do tego, by Rosja ją jednoznacznie wygrała.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl