Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Agata Wołoszyn
Agata Wołoszyn
|

Sanepid nie odstraszył właścicieli burgerowni. Zamierzają działać dalej

16
Podziel się:

- Ostatniej doby spałam 3 godziny, sprzątaliśmy do 5 rano, chcieliśmy być gotowi na przybycie gości, ale i Sanepidu. Kontrolerzy przyszli po południu, dostaliśmy karę, ale i tak otworzymy znowu - mówi pracownica świeżo otwartego lokalu na Saskiej Kępie.

Sanepid nie odstraszył właścicieli burgerowni. Zamierzają działać dalej
Kary od sanepidu nie odstraszyły w tym przypadku ani właścicieli lokalu, ani klientów.

Na poniedziałek 18 stycznia zapowiadany był wielki bunt przedsiębiorców. Otworzyć miały się setki, a może nawet i tysiące barów i restauracji w Polsce. Ostatecznie wielu z przedsiębiorców jednak odpuściło. Być może w obawie przed karami. Byli jednak i tacy, którzy nie odpuścili.

Na mapie otwartych lokali znalazła się restauracja serwująca burgery, która mieści się na warszawskiej Saskiej Kępie. Lokal ogłosił na swoim Facebooku, że od poniedziałku 18 stycznia zaprasza swoich klientów na "płatne testowanie burgerów".

Krótko po opublikowaniu informacji o otwarciu, pojawił się kolejny post restauracji. "Dzisiaj od rana mieliśmy wizytę straży pożarnej, dzielnicowego policji i kilkakrotnie straży miejskiej. Jutro spodziewamy się nalotu sanepidu, może urzędu skarbowego, celnego, może brygady antyterrorystycznej.... Co robić?" - pytali restauratorzy. Komentujący prosili, aby właściciele się nie poddawali i prowadzili lokal, tak jak wcześniej zapowiedzieli. I tak też się stało. 

Zobacz także: Puste stoliki, długi, prośby o pomoc. "Liczmy, że szczepionki zmienią sytuację"

Kara od sanepidu

Poniedziałek wieczór. Restauracja nie jest wielka, znajduje się w niej dosłownie kilka stolików. Zajęta jest większość, ale nie wszystkie. Udaje mi się usiąść, ale osoby wchodzące po mnie muszą poczekać, aż zwolni się miejsce.

Mimo złamanego zakazu otwierania restauracji właściciele próbują zachować przynajmniej część zaleceń sanepidu. Tę, którą znamy z czasów, gdy rząd dopuszczał prowadzenie takich biznesów. Pomiędzy stolikami jest zachowana odległość ok. 1,5 m, więc nie wszystkie mogą być zajęte. Przy wejściu na gości czeka oczywiście płyn do dezynfekcji. Oprócz tego obsługa czyści stoliki po kolejnych gościach.

Podchodzę do kasy i pytam, jak wyglądał pierwszy dzień, w którym lokal został otwarty, mimo obowiązujących obostrzeń.

- Gości było i cały czas jest mnóstwo. Co chwilę ktoś przychodzi, a ja muszę ludzi wstrzymywać, żeby nie zrobiło się tłoczno. Sprzątaliśmy dziś do rana. Spałam tylko 3 godziny, a w południe przyszedł sanepid i dostaliśmy ogromną karę. Na podłodze leżało pudełko, którego nie zdążyliśmy sprzątnąć i oprócz tego kontrolerzy zobaczyli jakąś plamę na blacie i za to ta kara - opowiada pracownica lokalu.

Kobieta mówi, że kwota, jaką mają zapłacić, jest tak duża, że przeszła im przez głowę myśl, że może jednak zamknąć lokal i się nie narażać, ale jednak tego nie zrobili. - Jutro też będzie otwarte – komentuje kobieta. 

"Przecież ich nie wygonię"

Jedzenie podawane jest w papierowej torbie na wynos. Obsługa nie podaje talerzy ani sztućców. - Wydajemy jedzenie w formie na wynos, a że ludzie siadają przy stolikach i jedzą, to ich sprawa. Ja przecież ich nie wygonię – mówi z delikatnym przekąsem kobieta pracująca w lokalu.

Odwiedzający lokal klienci to przede wszystkim ludzie młodzi. W ciągu 45 minut restaurację odwiedziło ok. 30 osób. Na moje oko średnia wieku wynosiła 25-35 lat. - Dziękujemy za gościnę i życzymy wszystkiego dobrego – takimi słowami żegnała się z obsługą większość klientów.

Mimo tego, że goście zdejmowali maseczki, dopiero gdy usiedli przy stoliku, nie zauważyłam na ich twarzach niepokoju związanego z łamaniem przepisów, ewentualną kontrolą i karami. Raczej coś w rodzaju ulgi. Ludzie dyskutowali między sobą, że cieszą się, że tu są i kibicują otwierającym się lokalom. - Przyszliśmy tu, żeby was wspierać - słychać z ust jednego klienta. 

Ostrzeżenia sanepidu 

Główny Inspektorat Sanitarny ostrzega przedsiębiorców, że w przypadku stwierdzenia naruszeń obowiązujących przepisów, przedstawiciele GIS-u mogą nakładać kary administracyjne w wysokości do 30 tys. zł. Dodatkowo informuje, że kto utrudnia lub udaremnia działalność organów Państwowej Inspekcji Sanitarnej, podlega karze aresztu do 30 dni, karze ograniczenia wolności albo karze grzywny.

Ograniczenia w działalności wielu biznesów - m.in. gastronomii - obowiązują do 31 stycznia i mogą zostać przedłużone.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
WP Finanse
KOMENTARZE
(16)
yxxyx
3 lata temu
Burgery dobrze by się sprzedawały na wynos. nie warto było otwierać.
Superdry
3 lata temu
Jasne otwierać wszystko są jeszcze wolne respiratory
na złość babc...
3 lata temu
a ja widze ze wirtualna polska tendencyjnie publikuje info gdzie ktokolwiek sie otwiera ignorujac przepisy zwiazane z pandemia- przeciez media powinny nie isc pod prad prawda??? w calej Europie np. Niemcy - jest zaostrzenie przepisow dot pandemii - miesiac lub 2 -zeby znow nie bylo zaostrzen zakazen, w niektorych krajach w Europie nawet jest godzina policyjna a tu u nas nie hulaj dusza byleby wbrew przepisom wg przyslowia- na zlosc babci -niech mi uszy odmarzna
właściciel re...
3 lata temu
Ktoś te wnioski o ukaranie podpisuje imiennie. Nadejdzie czas rozliczeń i te osoby mogą spodziewać się pozwów o zwrot 30 tyś,. zł z odsetkami oraz dodatkowych obciążeń finansowych w związku z wydaną decyzją niezgodną z Polskim prawodawstwem. I nie ważne czy będą jeszcze pracować w tej firmie, czy nie. Pozew p-ko SanEpid.-owi obciąży podatnika, a tego byśmy nie chcieli.
Semi
3 lata temu
Gonić sanepid i policje. Skoro rząd tak bezwzględnie oszukuje obywateli, terroryzując jakimś grypopodobnym wirusem. Oszukując na statystykach i testach. To dlaczego obywatele mają być lojalni.