Spłonął jacht polskiego biznesmena. "Nie ma do czego wracać"
Luksusowy jacht Piotra Misztala spłonął w Hiszpanii. - Gdyby stało się to na morzu, podczas rejsu, to wszyscy by pewnie zginęli - powiedział przedsiębiorca w rozmowie z Radiem Łódź.
W hiszpańskim porcie Denia niedaleko Alicante spłonął jacht "Still Alive", należący do Piotra Misztal, byłego posła, polskiego milioner i dewelopera. Wszystko wydarzyło się, gdy biznesmen przebywał z rodziną w Polsce. Misztal opowiedział o zdarzeniu Radiu Łódź. Z jego relacji wynika, że jacht zapalił się samoistnie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Spór o dom jednorodzinny z 30 pokojami. Deweloper: to jest normalna inwestycja
- Około pierwszej w nocy dostałem telefon. Na jachcie nikogo nie było, ponieważ nie wolno tam nocować . Załoga była w hotelu. Pomyślałem sobie, że gdyby to wydarzyło się dzień później, mogłoby dojść do tragedii, bo właśnie następnego dnia jacht miał być wodowany. Mieliśmy już kupione bilety, żeby przylecieć i sprawdzić, czy wszystko działa poprawnie - a działało, w stu procentach. Ostatecznie nie polecieliśmy, bo nie było już do czego wracać - mówi Piotr Misztal.
Ogień niemal doszczętnie zniszczył luksusową jednostkę. Spaliły się dwa piętra jachtu, pozostały jedynie jego boki. Piotr Misztal w rozmowie z "Dziennikiem Łódzkim" powiedział, że jacht po pożarze obejrzeli pracownicy stoczni, śledczy i pracownicy biznesmena. Dlaczego łódź się zapaliła? Tego wciąż nie wiadomo. Hiszpańskie służby prowadzą śledztwo. Jacht Piotra Misztala miał 2,5 roku, jest wart ok.10 mln euro i był ubezpieczony.
Biznesmen: jacht mieli wynająć znajomi z USA
Biznesmen poinformował, że na hiszpańskich internetowych forach czytał o innych pożarach jachtów w Hiszpanii w ostatnim czasie.
Jacht "Still Alive" był w ostatnim czasie remontowany. - Polerowano kadłub, malowano jego spód - opowiada w rozmowie z "Dziennikiem Łódzkim". Piotr Misztal chciał, aby po remoncie jacht przepłynął w okolice Majorki. Mieli go także wynająć znajomi z USA. Przedsiębiorca przyznaje, że mogło dojść do tragedii. - Gdyby stało się to na morzu, podczas rejsu, to wszyscy by pewnie zginęli - uważa biznesmen.
źródło: Radio Łódź, Dziennik Łódzki