Strach przed wojną napędza rynek. Polacy inwestują w przydomowe schrony
Schron w ogrodzie? Coraz więcej Polaków chce mieć takie zabezpieczenie - podaje "Gazeta Wyborcza". Wojna w Ukrainie, niepewność geopolityczna i brak schronów publicznych sprawiają, że klienci są gotowi zapłacić setki tysięcy złotych. - Nie jest to tania rzecz, ale chętnych nie brakuje – mówią producenci.
Wojna za wschodnią granicą, rosnące napięcia na linii Zachód–Rosja oraz brak systemowej ochrony cywilnej w Polsce – wszystko to sprawia, że prywatne schrony przestają być egzotyczną fanaberią. Rynek rośnie, firmy notują rekordowe zainteresowanie, a niektóre – jak ShelterPro czy Shelters.pl – realizują zamówienia już nie tylko w Polsce, ale także za granicą.
– Odkąd zmieniły się władze w Stanach Zjednoczonych, zainteresowanie jest bardzo duże – przyznaje Janusz Janczy z ShelterPro. – Ludzie są zaniepokojeni i chcą mieć plan B - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szalone wzrosty na akcjach polskiej spółki. "Chcemy produkować w pełni polskie systemy"
Ceny zaczynają się od 160 tys. zł. Górnej granicy nie ma
Koszt przydomowego schronu to dziś minimum 160 tys. zł, ale jak mówią producenci – wszystko zależy od wyposażenia. Są wersje podstawowe – z łóżkami piętrowymi, systemem wentylacji i przenośną toaletą. Ale są też luksusowe moduły z biblioteką, kuchnią, a nawet winiarnią. – Górnej granicy ceny nie ma. Wszystko zależy od potrzeb klienta – tłumaczy Wojciech Lebiedziński z Shelters.pl.
Popularne stają się też piwnice adaptowane jako schrony, a nawet tanie "rozwiązania awaryjne" oparte na zbiornikach na szambo. Te ostatnie nie spełniają jednak norm bezpieczeństwa i mogą ochronić jedynie przed odłamkami – nie przed gazami bojowymi czy promieniowaniem.
– Budowa schronu to bardzo kosztowna inwestycja. W wielu przypadkach to już nie ostrożność, ale droga fanaberia – komentuje Marcin Krzyżanowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jego zdaniem znacznie bardziej racjonalne są: plecak ewakuacyjny, zapas leków, wody i żywności na 72 godziny oraz nacisk na systemową ochronę ludności, która w Polsce pozostaje zaniedbana.
Zdecydowanie warto być przygotowanym, ale nie tylko na wojnę. Zmiany klimatu to też realne zagrożenie – powodzie, wichury, odcięcie od świata – dodaje Krzyżanowski.
Brakuje przepisów. Rynek czeka na regulacje
Rosnące zainteresowanie schronami ujawnia też systemowe braki. – Ludzie, którzy budują domy, od razu projektują piwnicę jako schron. Ale nie wiadomo, jak to uregulować. Czekamy na przepisy – przyznaje Lebiedziński.
Brak jasnych norm i kontroli to poważny problem – zarówno dla inwestorów, jak i producentów. Eksperci apelują: jeśli schrony mają być częścią nowej rzeczywistości, potrzebne są standardy i nadzór, żeby nie zamieniły się w śmiertelną pułapkę.