- Te kary, które są stosowane w Polsce, zachęcają do łamania przepisów. Mówiąc krótko: opłaca się u nas nie przestrzegać prawa pracy - stwierdził w programie #dziejesienazywo Roman Giedrojć, szef Państwowej Inspekcji Pracy. Postuluje on zwiększenie kar dla nieuczciwych przedsiębiorców, tak by były one uzależnione od wielkości firmy.
Dziś Państwowa Inspekcja Pracy może ukarać pracodawcę grzywną maksymalnie 2 tys. zł, a w przypadku recydywy 5 tys. zł. Średnia wysokość mandatu to nieco 1200 zł. W 2014 roku wszystkie kary łącznie wyniosły ok. 900 tys. zł. Dla porównania w Niemczech maksymalna kara dla jednego pracodawcy może być wyższa i sięgnąć równowartości 1,2 mln zł.
Nowy szef Inspekcji Pracy przyznał w programie #dziejesienazywo, że dla małej firmy tysiąc złotych na początek i 5 tys. zł za kilka miesięcy, oznaczać może spore problemy finansowe. Dla przedsiębiorstw średnich i dużych to często nic nieznaczące kwoty.
- Trzeba ujednolicić i przypisać te kary do wielkości kontrolowanych podmiotów. Inna dla mikro, inna dla małych i średnich, a inna dla wielkich. Należy stworzyć taryfikator. Najlepiej w postępowaniu administracyjnym - tłumaczy Roman Giedrojć.
Szef inspekcji pracy nie chciał zdradzić, ile jego zdaniem powinna wynosić maksymalna kara. Przyznał jednak, że mandaty powinny być zależne albo od obrotów, albo od liczby zatrudnionych osób. Ten drugi pomysł jemu osobiście bardziej się podoba. Dopytywany, ile powinna wynieść kara dla zakładu mającego 100 osób, podał przykład.
Roman Giedrojć
Gdyby pracodawca zatrudniający 100 pracowników dostał przykładowo 30 tys. zł, to byłaby to grzywna dolegliwa.
Szef inspekcji pracy przypomniał, że w tej chwili firmy często cały swój model biznesowy i konkurencyjny opierają na zatrudnianiu ludzi na czarno i psują w ten sposób rynek pracy.