Grzegorz Siemionczyk, money.pl: W czerwcu 2022 r. Mołdawia uzyskała status kraju kandydującego do Unii Europejskiej, pod koniec 2023 r. rozpoczęły się oficjalnie negocjacje akcesyjne. Państwa celem jest faktyczne przystąpienie do Unii w 2030 r. Zostało więc sześć lat. Ten cel jest realistyczny?
Dumitru Alaiba, wicepremier i minister rozwoju gospodarczego Mołdawii: Chorwacji negocjacje zajęły właśnie sześć lat (ruszyły w 2005 r., w 2011 r. podpisano traktat akcesyjny, wyznaczający termin przystąpienia do UE na połowę 2013 r. - przyp. red.). Rumunii cały proces (od rozpoczęcia negocjacji do uzyskania członkostwa - przyp. red.) zajął siedem lat. A moim zdaniem my jesteśmy dzisiaj lepiej przygotowani do członkostwa w UE. Jesteśmy bliżej Europy niż na przykład kraje bałtyckie w latach 90. XX w.
Skoro mowa o krajach bałtyckich, czy to jest dla Mołdawii wzór do naśladowania? To również są kraje o małej populacji, które dobrze się w UE odnalazły.
Rzeczywiście Mołdawia jest do tych państw pod pewnymi względami podobna, ale ma lepszy klimat (śmiech). Nie możemy kopiować tamtejszych rozwiązań jeden do jednego, ale na pewno możemy się na nich wzorować. Przede wszystkim, kraje bałtyckie nie zwlekały z integracją europejską. Zaledwie 13 lat po odzyskaniu niepodległości były już w UE. Ta determinacja wynikała z sąsiedztwa, z tego, że kraje te graniczą z Rosją. My nie graniczymy z Rosją, ale atak Rosji na Ukrainę przyspieszył nasze procesy decyzyjne. Musimy wykorzystać okno, które się przed nami otworzyło, i trwale związać się z bezpieczeństwem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zanim Mołdawia znajdzie się w UE, musi przeprowadzić szereg reform. Które będą najtrudniejsze?
Nie chcę się koncentrować na trudnościach. Nie bagatelizuję tego, że będzie trudno, ale wolę te reformy widzieć w kategoriach wyzwań. Na razie koncentrujemy się na budowaniu zdolności instytucjonalnych. Jednocześnie wiemy, że skupiając się na reformach, nie możemy zapominać o bieżącej sytuacji gospodarczej. Musimy wspierać koniunkturę w gospodarce, żeby ludzie również czuli to, co my: że jesteśmy po właściwej stronie historii, że zmierzamy we właściwym kierunku.
Jaki jest obecnie stan mołdawskiej gospodarki? Wojna w Ukrainie mocno w nią uderzyła?
Nie będę ukrywał: 2022 r. był dla nas bardzo trudny. Mołdawski PKB zmalał o blisko 6 proc. W 2023 r. wzrost gospodarczy był niemal zerowy. Teraz gospodarka przyspiesza, co wynika m.in. z rosnącego zainteresowania inwestorów zagranicznych naszym rynkiem. Na trwającym obecnie Moldova Business Week (odbywa się w dniach 16-20.09 - przyp. red.) obecni są przedstawiciele firm z 23 krajów. Widzimy spore zainteresowanie inwestycjami w sektorze materiałów budowlanych, co wiążę z perspektywą odbudowy Ukrainy. Będziemy w tym odgrywali istotną rolę. Mamy też swoją agendę reform, które mają przyciągać inwestycje.
Widać, że Mołdawia bardzo zabiega o inwestorów zagranicznych. Jaką wiążecie z nimi nadzieję?
Bezpośrednie inwestycje zagraniczne przekształciły połowę Europy, w tym Polskę, Czechy, Słowację. My musimy nadrobić zaległości rozwojowe. To oznacza, że musimy się rozwijać szybciej niż inne kraje. Moim koszmarem jest scenariusz, w którym przez kolejne lata rozwijamy się w tempie 2-3 proc. rocznie. To by oznaczało, że pozostawalibyśmy najbiedniejszym krajem Europy. Musimy rosnąć szybciej, a do tego potrzebujemy inwestycji zagranicznych.
Jak chcecie przyciągać zagraniczny kapitał? Co Mołdawia może zaoferować inwestorom?
Rząd, który umie słuchać, jest otwarty na reformy, probiznesowy i szybki w działaniu. Mamy też przed sobą okres bardzo szybkiego rozwoju. Transformacja gospodarki może przebiegać bardzo szybko, czego Polakom nie muszę mówić. Każdy przedsiębiorca, który tutaj dzisiaj zainwestuje, będzie rósł razem z naszą gospodarkę. Owszem, teraz mamy kłopoty gospodarcze, ale inwestorzy myślą długoterminowo. A w długim terminie inwestycje w Mołdawii będą przynosiły duże zyski.
Za waszą wschodnią granicą toczy się wojna. W części waszego kraju, separatystycznym Naddniestrzu, panują prorosyjskie nastroje. To nie odstrasza inwestorów?
Nie ma militarnego zagrożenia dla Mołdawii. Dopóty, dopóki walczy Ukraina, broni nas i całej Europy. Inwestorzy myślą zaś w horyzoncie dekad, a nie lat. A w takim horyzoncie szanse związane z inwestowaniem tutaj są większe niż zagrożenia. Mam wrażenie, że wizerunek naszego kraju nigdy jeszcze nie był tak dobry, jak obecnie. Mołdawia kojarzyła się z korupcją, Naddniestrzem, rządami oligarchów. To się zmienia, co daje nam energię do działania.
Wyobraża pan sobie, że Mołdawia wejdzie do UE nie rozwiązując problemu Naddniestrza? Że zostaniecie członkiem UE wraz z separatystycznym, prorosyjskim regionem?
Musimy najpierw odrobić pracę domową, przeprowadzić reformy, aby spełnić warunki wejścia do UE. Gdzieś po drodze, jak mówi prezydent Maia Sandu, może się pojawić okienko, żeby rozwiązać problem Naddniestrza.
Liczy pan na to, że Mołdawia będzie się bogaciła dzięki integracji z UE, co osłabi separatystyczne nastroje w Naddniestrzu?
Taką mam nadzieję. Szczerze powiedziawszy, nie ma innej opcji.
W Naddniestrzu istnieje jedyna w Mołdawii elektrownia, zasilana rosyjskim gazem dostarczanym rurociągiem przez Ukrainę. Z końcem roku te dostawy ustaną. Co wtedy?
Istnieje możliwość, że Naddniestrze będzie ciągle zaopatrywane przez Rosję, ale inną drogą. Jednocześnie pracujemy nad tym, żeby zmniejszyć nasze uzależnienie od Rosji. Zrobiliśmy już duże postępy. Kiedyś 100 proc. gazu w Mołdawii (nie tylko na potrzeby elektrowni, ale też ogrzewania - przyp. red.) pochodziło z Rosji, 70 proc. energii elektrycznej było wytwarzane z tego surowca. Tegoroczna zima będzie już trzecią, gdy Mołdawia nie będzie w ogóle korzystała z rosyjskiego gazu (poza wytwarzaniem energii - przyp. red.). Jeszcze niedawno to wydawało się niemożliwe. Rozwijamy połączenia energetyczne z innymi krajami, w tym z Rumunią, i inwestujemy w odnawialne źródła energii. Będziemy też mocno pracowali nad poprawą efektywności energetycznej.
Mołdawia boryka się z problemem depopulacji. Od 2014 r. populacja kraju skurczyła się o niemal 16 proc. Emigracji sprzyja to, że wiele osób posiada rumuńskie paszporty. Nie obawia się pan, że wejście do UE tylko nasili to zjawisko, a z Mołdawii wyjadą wszyscy młodzi ludzie?
Istnieje ryzyko, że emigracja się nasili. Ale znacząca poprawa jakości życia, która z czasem nastąpi, będzie prowadziła do odwrócenia tego trendu. Tak jest dzisiaj na Litwie. Dla demografii Mołdawii najgorsza była dotychczasowa sytuacja, gdy byliśmy w rozkroku między Rosją a Europą. To była nieudana strategia.
W międzyczasie brak rąk do pracy może zniechęcać inwestorów.
Dlatego właśnie znieśliśmy obowiązek posiadania pozwolenia na pracę dla obywateli 47 bezpiecznych krajów. Dotyczy to państw UE, EFTA, ale też Ukrainy i Bałkanów. Zwykła wiza turystyczna wystarczy, żeby znaleźć w Mołdawii pracę i uzyskać status rezydenta. To ułatwi dostęp do wykwalifikowanych pracowników, jeśli będzie ich brakowało na lokalnym rynku.
Według oficjalnych danych stopa bezrobocia w Mołdawii jest bardzo niska: wynosi niespełna 4 proc. pomimo głębokiej recesji, z której gospodarka dopiero wychodzi. Jednocześnie wskaźnik aktywności zawodowej (odsetek osób, które pracują lub są bezrobotne, czyli szukają pracy) jest bardzo niski: wynosi 45 proc. Czyli oficjalnie ponad połowa ludności nie pracuje. To świadectwo tego, jak duża jest szara strefa?
Spora część populacji pracuje w rolnictwie, a tam rzeczywiście jest dużo nieformalnego zatrudnienia. To jest problem do rozwiązania. Ale zmiany są pozytywne.
Potencjalne nasilenie emigracji to nie jedyny koszt integracji europejskiej. Są też inne, np. utrata części autonomii w polityce fiskalnej i pieniężnej, wdrażanie Zielonego Ładu, który w wielu krajach członkowskich napotyka opór społeczny. Jesteście gotowi na poniesienie tych kosztów?
To nie są koszty, tylko inwestycja w jakość życia, w bezpieczeństwo energetyczne. Myślę, że na członkostwie w UE możemy tylko zyskać. Integracja europejska to dla nas jedyna droga.
Z Europą integrować chce się także znacznie większa Ukraina, drugim waszym sąsiadem jest Rumunia, również znacznie większa niż Mołdawia. Nie obawia się pan, że te kraje będą odciągały uwagę inwestorów od Mołdawii?
Nie rozumiem, dlaczego miałoby tak być. W Europie jest wiele małych krajów, które kwitną. Oczywiście, musimy przygotować nasze firmy i instytucje na funkcjonowanie na jednolitym rynku. Wierzę, że w przyjaznej konkurencji możemy sobie dobrze radzić.
Mołdawia jest stroną licznych porozumień handlowych, a podczas Moldova Business Week premier Dorin Recean mówił, że w planach są kolejne. Zdajecie się wierzyć w to, że droga do dobrobytu wiedzie przez wolny handel. Tymczasem na świecie coraz silniejsze są tendencje protekcjonistyczne. Jak pan to ocenia?
My jesteśmy małym krajem, zamieszkanym przez nieco ponad 2 mln ludzi, w większości z niską siłą nabywczą. Każdy przedsiębiorca, który chce tu robić biznes na większą skalę, musi siłą rzeczy myśleć o rynkach zewnętrznych. My chcemy tworzyć przyjazne środowisko dla firm, które będą tu inwestowały, ale z myślą o działalności na większą skalę. Dlatego na przykład wprowadziliśmy 7 proc. podatek od zysków firm z sektora usług biznesowych. To jest najbardziej atrakcyjna oferta w Europie.
Promotorem Mołdawii na arenie europejskiej są Niemcy. Z czego wynikają te dobre relacje Kiszyniowa z Berlinem?
Mamy w Europie wielu promotorów. Nie chciałbym wyróżniać żadnego państwa. Otrzymujemy duże wsparcie od Niemiec, Rumunii, Polski, Francji i wielu innych krajów.
A jakie jest dziś znaczenie Rosji dla Mołdawii?
Wpływy Rosji w Mołdawii maleją z roku na rok. Jeszcze 15 lat temu 70 proc. naszego eksportu trafiało na rosyjski rynek, teraz 70 proc. trafia do zachodniej Europy. Nie znajdziecie kraju, w którym doszło do tak szybkiej reorientacji gospodarki. Do niedawna Rosja mogła nas szantażować dostawami gazu. Przykładowo: gdy w 2014 r. podpisywaliśmy umowę handlową z UE, dostawy zostały wstrzymane. Potem z kolei mieliśmy problem z deportacjami Mołdawian pracujących w Rosji. Ale teraz Mołdawianie pracują w Warszawie i innych miastach Europy. Dotychczasowe narzędzia nacisku przestały być skuteczne. Oczywiście, Rosja ma też inne instrumenty, np. media, prorosyjskich polityków. Ale z tym też sobie poradzimy.
***
Dumitru Alaiba jest ekonomistą, od lutego 2023 r. pełni rolę wicepremiera w rządzie Dorina Receana, jest też ministrem ds. rozwoju gospodarczego i cyfryzacji. Wywiad odbył się w Kiszyniowie 17.09.2024, w dniu piątej edycji Mołdawskiej Platformy Partnerstwa. W spotkaniu uczestniczyła jeszcze dziennikarka "Rzeczpospolitej", od której pochodzą niektóre pytania.
Rozmawiał Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl