Ceny rosną w coraz szybszym tempie. Po marcowym wystrzale inflacji z 8,5 do 11 proc. niektórzy mogli liczyć na lekkie wyhamowanie podwyżek. Nic z tych rzeczy. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) opublikowanych w piątek wynika, że w kwietniu 2022 roku średni poziom cen dóbr i usług konsumpcyjnych był o 12,3 proc. wyższy niż w kwietniu 2021 roku.
Takiej drożyzny nie było od ponad dwóch dekad. Ostatni raz wskaźnik inflacji osiągał szczyt na zbliżonym poziomie w sierpniu 2000 roku. Wtedy było to 11,6 proc. Granicy 12 proc. nie przekroczył od 1998 roku.
Dla ekonomistów kolejny wzrost inflacji nie jest zaskoczeniem, ale skala podwyżek przeszła najśmielsze oczekiwania. Średnia prognoz ekspertów sugerowała podwyżki cen w skali roku na poziomie około 11,5 proc.
Eksperci mBanku przyznają, że dopuszczali możliwość skoku inflacji w okolice 11,8-12,2 proc. Zauważają, że ostro wystrzeliły ceny żywności, która miesiąc do miesiąca zdrożała o ponad 4 proc. W górę idzie też energia.
Inflacja rośnie, mimo działań NBP i rządu
Skala podwyżek w Polsce kilkukrotnie przekracza poziomy akceptowane przez NBP. A to właśnie bank centralny stoi na straży stabilności cen. Przypomnijmy, że celem banku jest utrzymywanie wskaźnika inflacji na poziomie 1,5-3,5 proc. Taki wzrost cen zapewnia optymalny rozwój gospodarczy. Ostatni raz wskaźnik w tym przedziale był dokładnie rok temu. Wtedy inflacja wynosiła 3,2 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na razie w statystykach cen nie widać efektów działań NBP, a te m.in. z perspektywy osób spłacających kredyty są bardzo dotkliwe. Mowa o podwyżkach stóp procentowych, które podbijają bardzo mocno raty kredytów. W celu powstrzymania inflacji od października 2020 roku główna stawka oprocentowania podskoczyła z 0,1 do 4,5 proc.
Negatywnego trendu w cenach nie udało się odwrócić także rządowi, który uruchomił tarcze antyinflacyjne. W przypadku np. paliw obniżka podatków pozwoliła tylko chwilowo zmniejszyć ceny na stacjach. Wojna w Ukrainie sprawiła, że są obecnie dużo wyższe niż przed wejściem w życie tarcz.
Inflacja - najgorsze jeszcze przed nami
"Proinflacyjne efekty wojny w Ukrainie będziemy jeszcze długo odczuwać i szczyt inflacji dopiero za kilka miesięcy" - ostrzegają ekonomiści PKO BP. Szacują na bazie wstępnych danych GUS, że główna miara inflacji bazowej (bez żywności, energii i paliw) wzrosła w kwietniu do 7,5 proc.
"W nadchodzących miesiącach inflacja będzie rosnąć umiarkowanie. Podwyżki dotyczyć będą głównie cen żywności. Spodziewamy się, szczyt wystąpi w sierpniu w okolicy 13 proc." - ocenia Jakub Rybacki, ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).
Dodaje, że podobne tendencje obserwować będziemy także w pozostałych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, przy czym towarzyszyć im będą mniejsze niż w Polsce podwyżki stóp procentowych.
Rybacki w odniesieniu do piątkowych danych podkreśla, że najmocniej podrożały paliwo oraz rachunki za energię. W obydwu przypadkach ceny były o ponad 27 proc. wyższe niż rok temu. Szybko drożeje też żywność - w kwietniu tempo wzrostu przyśpieszyło z 9,3 do 12,7 proc. rok do roku.
"W kolejnych kwartałach wzrost inflacji ograniczy słabnąca koniunktura. Badanie GfK prowadzone w Niemczech wskazują, że konsumenci obawiają się podobnego spowolnienia jak w trakcie pandemii Covid-19 z uwagi na dużą współzależność gospodarczą z Rosją. Dodatkowo Francja popada w gospodarczą stagnację. Problemy tych dwóch państw obniżą inflację w całej strefie euro. W takim otoczeniu spodziewamy się także spowolnienia wzrostu cen towarów w Polsce. Krajowe sieci dość szybko dostosowują cenniki do zmian zachodzących za granicą" - uważa ekspert PIE.
Warto podkreślić, że piątkowe dane to dopiero wstępne wyliczenia GUS dotyczące inflacji. Miesiąc się jeszcze nie skończył i urzędnicy nie dysponują pełnymi statystykami. Ewentualnej rewizji z prezentacją szczegółowej rozpiski towarów i usług można spodziewać się za około 2 tygodnie.
Damian Słomski, dziennikarz money.pl