Za wolne tempo. W koalicji mają pretensje. Znów chodzi o KPO
W koalicji słychać coraz głośniejsze utyskiwania w kierunku szefowej resortu funduszy. Tym razem chodzi o to, że pieniądze z KPO są wydawane za wolno. - Tempo realizacji KPO to główny powód obniżenia przez nas prognozy wzrostu PKB na 2025 rok - słyszymy. Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz przekonuje tymczasem, że tempo podpisywania umów i wypłat pieniędzy "radykalnie wzrosło".
Trwająca od końcówki ubiegłego tygodnia "afera KPO", z której tłumaczyć się musi Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, może się okazać nie jedynym jej politycznym problemem. W koalicji bowiem coraz częściej słychać głosy niezadowolenia z tempa, w jakim wydatkowane są pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy.
Na początek jednak kilka liczb. Do tej pory w ramach KPO zawarto prawie 823,4 tys. umów w sumie na ponad 140 mld zł, co stanowi 53,6 proc. całości alokacji KPO. Z części dotacyjnej umowy opiewają na kwotę ok. 74,2 mld zł (66,4 proc. alokacji), a w części pożyczkowej na ok. 66 mld zł (44,1 proc. alokacji).
Powyższe liczby mówią o tzw. kontraktacji, czyli tym, na co zawarto już umowy z beneficjentami, na które jest już zabezpieczone finansowanie (co do zasady finansuje to budżet państwa w ramach tzw. prefinansowania, potem Komisja Europejska oddaje środki w ramach rozliczania kolejnych transz KPO z krajem członkowskim). A ile środków z KPO już fizycznie wydano? "Od początku wdrażania KPO na inwestycje wydano ponad 27,2 mld zł, z czego ponad 22,4 mld zł w latach 2024-2025, co wskazuje na znaczący wzrost dynamiki inwestowania środków w ramach KPO" - podaje nam Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej (MFiPR).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak zbudować milionowy biznes na pasji?- Marek Tronina w Biznes Klasie
Koalicyjne obawy
Ale tego "wzrostu dynamiki" najwyraźniej nie dostrzegają (lub nie doceniają) nasi rozmówcy z koalicji. - Tempo realizacji KPO to główny powód obniżenia przez nas prognozy wzrostu PKB na 2025 rok - stwierdza jeden z rozmówców z obozu rządzącego. W maju Komisja Europejska obniżyła prognozy wzrostu gospodarczego Polski w 2025 r. do 3,3 proc. z 3,6 proc., a w 2026 r. do 3,0 proc. z 3,1 proc.
Obawy o sprawne wydatkowanie środków z KPO ma m.in. Dorota Łoboda, posłanka Koalicji Obywatelskiej. - Niestety mamy bardzo mało czasu na wydanie środków z KPO, one zbyt późno do Polski spłynęły, bo przez wiele miesięcy były blokowane z uwagi na brak praworządności i to, że PiS nie było w stanie tych środków pozyskać i rozpocząć ich wydawania. Dlatego rzeczywiście stoi teraz nad nami takie widmo niewydania wszystkich środków o czasie - mówi Łoboda.
Mamy zapewnienia Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz, która mówi, że wszystko idzie w dobrym tempie, choć budzi to też nasze wątpliwości, biorąc pod uwagę to, co się ostatnio wydarzyło z KPO. Mamy jednak nadzieję, że to tempo przyspieszy, konkursy będą rozstrzygane i pieniądze szybko będą płynęły tam, gdzie możemy je sensownie wydać - dodaje posłanka KO.
Jeszcze ostrzej sprawę komentuje Marek Sawicki z PSL.
Wielokrotnie mówiłem o tym, że po dwuletnich opóźnieniach PiS-u, mój rząd musi być w tej sprawie szczególnie aktywny. Jeśli już mają za cokolwiek dymisjonować panią Pełczyńską-Nałęcz, to właśnie za ten brak aktywności - przekonuje polityk.
Minister się broni
O sprawę tempa wydatkowania pieniędzy z KPO i koalicyjnych utyskiwań w tej sprawie pytaliśmy Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz jeszcze przed wybuchem tzw. "afery KPO" dotyczącej dotacji dla branży HoReCa.
Za wydatkowanie i tempo realizacji inwestycji odpowiadają poszczególni ministrowie - przypomniała na wstępie szefowa MFiPR.
- Musimy pamiętać też, że mamy dwuletnie opóźnienie w programie. Ruszyliśmy z tym półtora roku temu, musieliśmy odblokować wypłatę, przygotować nabory i negocjować z Brukselą zmiany. KPO polega na refinansowaniu, a nie prefinansowaniu, jak jesteśmy przyzwyczajeni w przypadku funduszy unijnych. Znaczna część KPO to pożyczki, a one są rozliczane później, muszą być tylko zakontraktowane do 2026 roku - wytłumaczyła minister i wskazała, że tempo podpisywania umów i wypłat pieniędzy "radykalnie wzrosło".
Na pytanie, jak duże jest ryzyko, że nie wykorzystamy na czas znaczącej części KPO, minister Pełczyńska-Nałęcz przyznała, że "ciężko to w ogóle określić". - Inwestycje trwają i jest ogromna determinacja, żeby zostały w maksymalnym stopniu zrealizowane. To widać np. po żłobkach, docelowo mamy sfinansować utworzenie 48 tysięcy miejsc żłobkowych, obecnie gotowych jest około 8 tysięcy. Tak samo z internetem. Dzięki KPO mamy podłączyć 800 tysięcy gospodarstw domowych do szerokopasmowego internetu, do tej pory uzyskało taki dostęp 60 tysięcy. Czy to znaczy, że coś straciliśmy? Nie. W całej Polsce rozkładane są kable i budowane żłobki - przekonuje minister funduszy.
W odpowiedzi na nasze pytania resort funduszy dodaje, że "dzięki negocjacjom MFiPR z KE udało się uzyskać bardziej przyjazną interpretację przepisów rozporządzenia dotyczącą KPO".
Pod warunkiem osiągnięcia mierników wskazanych w KPO płatności na rzecz beneficjentów możemy realizować tak długo, jak będzie to zasadne. Oznacza to, że jeżeli np. wskaźnikiem, który musimy rozliczyć do 31 sierpnia 2026 roku, jest zawarcie umów z beneficjentami KPO i potwierdzimy jego realizację, to płatności w ramach tych umów możemy realizować w terminach odpowiadających potrzebom tych beneficjentów (czyli już po 31 sierpnia 2026 roku) - wskazuje MFiPR.
Obecnie, jak słyszymy, resort koncentruje się na tym, aby w przypadku jak największej liczby inwestycji KPO wprowadzić zmiany do mierników, które będą umożliwiały "takie elastyczne podejście".
We wtorek, na posiedzeniu rządu, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz miała udzielić szczegółowych wyjaśnień premierowi Donaldowi Tuskowi w sprawie szczegółów "afery KPO". Chodzi o kontrowersje dotyczące tego, do jakich przedsiębiorców oraz na jakie projekty trafiły dotacje z KPO, przyznane na dywersyfikację ich działalności. Rzecznik rządu Adam Szłapka potwierdził, że w związku ze sprawą funkcję straciła dotychczasowa szefowa PARP.
Jak dodał, na wtorkowym rządzie nie zapadły inne decyzje personalne, np. dotyczące dymisji na szczeblu kierowniczym resortu funduszy. Co nie oznacza, że takowych finalnie nie będzie. - Ktoś jeszcze musi polecieć. Najlepiej ten, który nadzoruje PARP i organizował konferencje prasowe w sprawie tej afery - przekonuje polityk KO, mając na myśli Jana Szyszko, resortowego zastępcę Pełczyńskiej-Nałęcz. Z naszych ustaleń wynika, że Polska 2050 (która z koalicyjnego nadania nadzoruje MFiPR) stawia sprawę na ostrzu noża.
Jeśli ktoś ma lecieć, to prędzej taki Jacek Karnowski (wiceminister funduszy związany z KO - red.), bo on też był zaangażowany w ten projekt. A jeśli KO spróbuje odwołać Szyszkę, to wtedy dymisją zagrozi sama Pełczyńska-Nałęcz - przekonuje rozmówca z partii Hołowni.
Wskazuje jednocześnie, że taki scenariusz oznaczałby poważny kryzys w koalicji, o ile nie jej koniec.
Bezpośrednio po wystąpieniu rzecznika rządu głos na specjalnie zwołanej konferencji zabrała minister Pełczyńska-Nałęcz. - Budzący wątpliwości program HoReCa został włączony do KPO za czasów PiS-u i za czasów PiS-u został zatwierdzony. Następnie za poprzedniego rządu dokonano w tym programie zmiany. Zasada KPO jest taka, że jeżeli program włączony zostanie zmieniony, to dalsze jego zmiany w zasadzie nie są możliwe - mówiła szefowa resortu funduszy.
- Niemniej ten program został zaostrzony, a nie poluzowany. Wprowadziliśmy roczną karencję na zakup dóbr trwałych. Dlaczego roczną? Dlatego że wszystkie inwestycje z części dotacyjnej muszą się skończyć w 2026 roku. Gdyby KPO zaczęło się wcześniej, gdyby ten program był zrealizowany wcześniej, wówczas ta karencja mogłaby być dłuższa, niemniej naszą decyzją w ogóle została wprowadzona, bo tak jak zastaliśmy ten program, nie było tej karencji w ogóle - podkreśliła.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl