Piotr Pilewski, money.pl: Czym jest ten system i co oznaczałoby to dla rosyjskich banków, Rosji oraz samej Europy, gdyby decyzja o odcięciu Rosjan od SWIFT została jednak podjęta?
Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB: System, który działa od lat, jest systemem rozliczeń międzynarodowych, którym władają banki z wielu krajów – głównie zachodnich. Bez tego systemu trudno jest prowadzić globalny handel. Można sobie wyobrazić systemy lokalne czy krajowe - Rosja próbuje budować alternatywę dla SWIFT po to, żeby można było prowadzić rozliczenia choćby w samym kraju. Jednak wymiana międzynarodowa bez możliwości rozliczeń byłaby trudna. Innymi słowy: gdyby rosyjskie instytucje zostały odcięte od systemu SWIFT, nie dałoby się zapłacić im za rzeczy, które z Rosji importujemy. W większości przypadków ten handel zostałby więc wstrzymany.
Efektem tego są obawy i te głosy sprzeciwu, bo Europa miałaby ogromny problem, skąd wziąć gaz, ropę czy inne surowce sprowadzane z Rosji. Niektóre dobra można zastąpić, codziennie do trzech milionów baryłek rosyjskiej ropy płynie do Europy. Gaz w ponad 40 proc. realizuje europejskie zapotrzebowanie. Rosja jest też znaczącym eksporterem choćby pszenicy. Odcięcie Rosji od SWIFT byłoby więc dużym problemem, a problemów światu obecnie nie brakuje. Z drugiej strony jednak, bez tego ciężko jest wywrzeć jakiś znaczący wpływ na to, co robi obecnie Rosja, bo wszystkie inne sankcje, które nie dotykają tak bardzo Europy, nie dotykają też tak bardzo Moskwy.
Rosyjska waluta jest dziś na historycznie najniższych poziomach. Cena ropy przebiła psychologiczne bariery. Brak importu z Rosji byłby wyraźnym sygnałem Europy i odcięciem Rosji od możliwości finansowania działań wojennych. Te surowce są nomen omen paliwem dla wojennej machiny.
Dokładnie tak. Tylko to, co dzieje się teraz, pokazuje, że trzeba myśleć długoterminowo, bo później dochodzi do takiej sytuacji, jaką mamy obecnie. Europa i świat są kompletnie bezradne. Dawno temu trzeba było wprowadzić politykę energetyczną, która uniezależni Europę od rosyjskiej energii. A Europa w ostatnich latach jeszcze bardziej uzależniła się od rosyjskich surowców. Obrano więc kompletnie przeciwny kierunek. Po drugie, trzeba było prowadzić politykę, która sprawi, że ceny surowców będą niższe. Tu także było kompletnie odwrotnie. Po części przyczyniła się do tego polityka klimatyczna, po części zmiany w USA, w wyniku których produkcja gazu łupkowego przestała rosnąć.
To był element, który kilka lat temu znacząco pozwolił obniżyć ceny ropy na świecie i wpłynął niekorzystnie na Rosję. Dziś kartel OPEC i Rosja dyktują ceny surowców energetycznych. Tak się składa, że ci, którzy korzystają z wysokich cen tych surowców, to najczęściej rządy i kraje niedemokratyczne, które stanowią zagrożenie. A importerami energii są kraje rozwinięte. To właśnie w ich interesie jest prowadzenie polityki, która nie będzie napychać budżetów Rosji, Iranu czy krajów arabskich.
Zresztą przykład Iranu pokazuje, że nawet w przypadku takiego kraju same sankcje to za mało. Potrzebne jest myślenie kompleksowe, którego zabrakło i którego nie da się zastąpić dziś wymachiwaniem szabelką. Jak widać, panuje zbyt duży strach o pieniądze, o gospodarkę, co po części rozumiem. Jednak nie będzie tego efektu, o którym mowa. Sankcje, które dotychczas były zapowiedziane, nie zmienią zachowania Putina i przez długi czas nie osłabią pozycji finansowej, która pozwala mu robić to, co robi.
Na ile strach, o którym Pan mówi, jest uzasadniony? Były prezydent i premier Rosji Dmitrij Miedwiediew straszył, że Europę czekają gigantyczne podwyżki cen gazu, jeśli Nord Stream 2 zostanie wstrzymany. I został. Decyzja o wyłączeniu Rosji ze SWIFT nie zapadła, ale nie jest wykluczona.
Są o tyle realne, że rynek gazu jest rynkiem rozproszonym i bardzo mocno uzależnionym od logistyki. Nie można w nieskończonych ilościach magazynować gazu. Do jego zakupu potrzebna jest z kolei określona infrastruktura transportowa i przesyłowa. Uzależnienie się od jakiegoś kierunku w znaczącym stopniu sprawia, że jeśli gaz z Rosji przestałby płynąć, to Europa miałaby ogromny problem z zastąpieniem go gazem importowanym drogą morską z USA czy z Bliskiego Wschodu.
Małym pocieszeniem jest fakt, że zima powoli się kończy, czyli okres, który jest krytyczny dla rynku gazu. (…) Niezależnie od tego Europa będzie musiała stanąć na głowie, żeby kolejnej zimy móc powiedzieć: poradzimy sobie bez gazu z Rosji. Myślenie o tym jest moim zdaniem nawet ważniejsze niż sankcje, które są nakładane.
Z kolei w wyniku dezinformacji i siania polityki strachu kierowcy stali w kolejkach na stacjach benzynowych w Polsce. Jak wzrosty cen ropy na rynkach przełożą się na ceny paliw?
Ceny ropy wprost przekładają się na ceny na stacjach. To, co się dzieje, prowadzi też do umocnienia dolara - choć cena spadała po tym, jak rynek zareagował na sankcje nakładane na Rosję. Jednak w ostatnich miesiącach ropa systematycznie drożała. Drogi dolar sprawia, że importujemy ropę coraz drożej, więc stopniowo przekłada się to na coraz wyższe ceny. Kluczem jest to, czy w krótkim okresie dostawy, z powodu np. odcięcia Rosji od SWIFT, mogłyby zostać zagrożone. Rynek ropy jest rynkiem zbilansowanym. Logistycznie ropę z Rosji łatwiej jest zastąpić ropą z innego kraju aniżeli rosyjski gaz, natomiast rosyjska ropa stanowi duże ilości na rynku. W związku z tym trzeba podjąć konkretne działania. Po pierwsze, mówi się o jak najszybszym porozumieniu z Iranem, żeby ropa z tego kraju zastąpiła tę z Rosji. Ale na dłuższą metę potrzebna jest polityka - szczególnie w USA - żeby ożywić produkcję. Wtedy ceny ropy na świecie mogą zacząć spadać. To dziś jest w interesie zachodnich krajów.
Mowa jednak o realizacji pomysłów w długim terminie. A jak w krótkim terminie sytuacja związana z agresją Rosji może przełożyć się na inflację w Polsce?
W najbliższych miesiącach inflacja będzie wyższa niż gdyby nie było sytuacji jak teraz. To na pewno problem do rozwiązania przez Radę Polityki Pieniężnej, bo z jednej strony inflacja jest tak daleko od celu, że trzeba na nią reagować. Z drugiej strony to wszystko, co się dzieje, może sprawić, że czeka nas wyhamowanie ożywienia gospodarczego. Z punktu widzenia NBP są to sprzeczne kierunki i na pewno RPP będzie musiała podjąć trudne decyzje. Moim zdaniem będzie jeszcze podnosić stopy procentowe, choć tempo podwyżek może wyhamować w porównaniu do tego, co widzieliśmy w ostatnich miesiącach.