Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Finansowanie partii z budżetu. Co w zamian?

0
Podziel się:

Składki członków i darowizny, odpis podatkowy, mikrowpłaty - takie propozycje przedstawiają ugrupowania, które chcą likwidacji finasowania partii politycznych z budżetu.

Finansowanie partii z budżetu. Co w zamian?
(Kancelaria Prezesa Rady Ministrów / Flickr (CC BY-NC-ND 2.0))

Składki członków i darowizny, odpis podatkowy, mikrowpłaty - takie propozycje przedstawiają ugrupowania, które chcą likwidacji finansowania partii politycznych z budżetu.

Zdaniem ekspertów, żadna z przedstawianych propozycji nie jest realna oraz nie gwarantuje wystarczających pieniędzy, by partie mogły długotrwale realizować swoje zadania, nie gwarantuje też przejrzystości oraz niezależności od grup biznesowych. Obecny system finansowania - choć wymaga korekt - jest rozwiązaniem najlepszym i najbezpieczniejszym - dodają.

Obecnie partie finansowane są przede wszystkim z budżetu państwa, ale też z dochodów uzyskiwanych przez partię z wykorzystaniem własnego majątku, ze składek członkowskich, darowizn i spadków. PiS, PSL i SLD - nie chcą w tej dziedzinie znaczących zmian. Za dużymi zmianami opowiadają się PO czy Twój Ruch.

Referendum, w którym Polacy mają odpowiedzieć m.in. na pytanie czy są "za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa", skłonił partie chcące zmienić te zasady do przedstawiania alternatywnych rozwiązań.

Platforma Obywatelska, z inicjatywy której w 2011 r. kwotę subwencji dla partii obcięto o połowę ze 114 do ok. 54 mln zł rocznie, proponuje całkowitą likwidację finansowania partii z budżetu. W zamian postuluje finansowanie z darowizn członków partii, spadków, zapisów oraz z dochodów obecnie posiadanego majątku.

Likwidacji dotacji z budżetu chce również Twój Ruch, który w 2013 r. zgłosił swój projekt zakładający, że podatnicy mogą dobrowolnie odpisać na rzecz wybranej partii 0,5 proc. maksymalnej kwoty należnego podatku dochodowego od osób fizycznych, liczonego od kwoty minimalnego wynagrodzenia za pracę. Ten odpis byłby niezależny od funkcjonującego odpisu na organizacje pożytku publicznego. Pomysł budzi wiele kontrowersji - m.in. dlatego, że ujawnia się wtedy urzędnikom skarbowym poglądy polityczne podatników.

A może zbiórki we własnym zakresie?

"Systemu jak w Stanach Zjednoczonych" - czyli zbierania pieniędzy we własnym zakresie od sympatyków i sponsorów - chcieliby zwolennicy Pawła Kukiza. Według nich to wyborcy powinni decydować, do jakiego stopnia chcą wspierać swoich polityków.

Za finansowaniem we własnym zakresie - najlepiej za pomocą mikrowpłat - optuje stowarzyszenie Ryszarda Petru Nowoczesna. Ekonomista przekonuje, że partia jest w stanie "wyżyć" z drobnych, imiennych wpłat, docierających do partii za pośrednictwem jej strony internetowej; sam finansuje swoje stowarzyszenie w ten sposób. Twierdzi, że dzięki audytom niezależnej firmy można osiągnąć przejrzystość finansową partii.

Zachowania obecnych przepisów chce PiS. Partia twierdzi, że odcięcie pieniędzy z budżetu prowadziłoby do "dzikiej prywatyzacji polskiej sceny politycznej" i otwierałoby drzwi dla politycznej korupcji.

Pomysł, by partie nie były finansowane z budżetu państwa nie podoba się też PSL. Szef ludowców Janusz Piechociński deklarował, że chciałby takiego systemu, który zakłada równe bądź podobne wsparcie z budżetu dla partii, niezależnie od tego, jaką liczbę parlamentarzystów wprowadzą do Sejmu. Według tego pomysłu wysokość rocznego wsparcia z budżetu dla każdego ugrupowania, które wejdzie do Sejmu powinna wynieść 5-6 mln zł. Dodatkowo partie pozyskiwałyby środki na finansowanie ze składek członkowskich.

Lider PSL uważa, że wszystkie partie startujące w wyborach powinny uzyskiwać zwrot np. 70 proc. wydatków poniesionych na kampanię do określonego limitu. Zaznacza, że jego wysokość miałaby być przedmiotem dyskusji. Według ludowców potrzebne jest też "wsparcie dla opozycji pozaparlamentarnej", dlatego jego zdaniem partie, które w wyborach przekroczą np. 2-proc. próg, powinny otrzymywać z budżetu np. 1 mln zł rocznie, by nie traciły "zdolności istnienia".

Podobne pomysły prezentują politycy SLD, zdaniem których powinno być utrzymane finansowanie z budżetu państwa, ale z "mniejszymi nierównościami" pomiędzy partiami politycznymi. Sojusz proponuje też, by rozważyć wskazanie w ustawie, by zwiększyć obowiązkowe kwoty wydawane na fundusz ekspercki. Co ciekawe, w 2001 r. klub SLD sprzeciwiał się wprowadzeniu do dziś obowiązujących przepisów. Obecnie politycy SLD uważają jednak, że niezależnie od zastrzeżeń - walory przyjętych wówczas rozwiązań są bezdyskusyjne.

Eksperci krytykują propozycje zmian

Grażyna Kopińska z Fundacji Batorego oraz Jarosław Zbieranek z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu ocenili propozycje Platformy, Ruchu Palikota, Kukiza oraz Nowoczesnej bardzo krytycznie.

Zdaniem Kopińskiej zastąpienie finansowania z budżetu składkami członków i sympatyków jest rozwiązaniem "naiwnym i groźnym". Naiwnym, bo - jak tłumaczy ekspertka - partie ze składek są w stanie uzyskać najwyżej 10-15 proc. środków. - To rozwiązanie dobrze brzmi, ale paradoksalnie może mieć fatalne konsekwencje. Bo wiadomo, że osoby funkcyjne - czyli wybrane w związku ze swoją przynależnością do partii - są zobowiązane do płacenia wyższych składek. Zatem w sytuacji, gdy od tego zależy byt partii, będą one tym bardziej zainteresowane umieszczaniem swoich ludzi na listach. To prowadzi do zawłaszczenia państwa przez wąską grupę ludzi - wskazywała Kopińska.

Z kolei mikrozbiórki na zasadzie crowdfundingu - zauważyła - sprawdzają się jedynie w krótkim czasie, na przykład przy wyborach, natomiast na późniejsze działanie, ekspertów brakuje pieniędzy. Nie można też dopuścić - mówiła - by biznes zaczął finansować partie. - Kto płaci - wymaga często wprowadzania prawa pod własne dyktando. Wystarczy wskazać na przykład USA, gdzie od lat nie da się "ruszyć" przepisów dotyczących sprzedaży bądź posiadania broni, bez względu na to, ile strzelanin wybuchnie - mówiła.

Złym rozwiązaniem jest też, jej zdaniem, odpis podatkowy na partie. - A co z grupami, które nie płacą podatków - jak bezrobotni czy emeryci, albo z rolnikami? Oni nie mieliby wpływu na wspieranie partii i ich interesy liczyłyby się mniej. Tak robić nie wolno - wskazywała. Poza tym - zauważyła Kopińska - to nadal pieniądze z budżetu, tylko pozyskane inną drogą.

Negatywnie pomysł finansowania partii politycznych z odpisów podatkowych ocenił również Jarosław Zbieranek. - Warto zauważyć, że informacje o wsparciu konkretnej partii, a więc de facto preferencjach obywateli, uzyskiwałyby wówczas urzędy skarbowe. Zgodnie z badaniami opinii publicznej przeprowadzonych przez CBOS Polacy nie są zainteresowani taką formą finansowania partii politycznych - wskazał.

Zbieranek przywołał również przykład Włoch, gdzie ograniczając znacząco finansowanie partii z budżetu państwa, wprowadzono właśnie możliwość dokonywania przez obywateli odpisów. - W praktyce system ten nie sprawdza się. Z nowego mechanizmu korzysta bardzo niewielka grupa uprawnionych, a uzyskane kwoty są znikome. Włoskie partie znalazły się w bardzo trudnym położeniu - wskazał.

Eksperci uważają, że obecny system finansowania partii wymaga zmian; zdaniem Kopińskiej należy wzmocnić kontrolę nad partyjnymi wydatkami partyjnymi. - Dziś PKW dokonuje kontroli formalnej - czyli czy nie przekroczono limitów, ale nie kwestionuje wydatków. Warto, by mogła to robić - wskazuje Kopińska, która chciałby także, by partie prowadziły na bieżąco rejestr wydatków, dostępny dla wszystkich w internecie.

Zbieranek podkreśla także, że konieczne jest wprowadzenie większej dyscypliny partyjnych wydatków, a więc precyzyjne wskazanie na jakie cele i w jakiej proporcji partie polityczne mogą przeznaczać uzyskane z budżetu kwoty. - Środki z subwencji w znacznie większym niż obecnie stopniu powinny być przeznaczane na prace programowe i eksperckie: opracowywanie projektów, analizy - zauważa ekspert.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)