W rozmowie z Polskim Radiem zauważył, że nie ma regulacji prawnych, które by zmuszały właścicieli budynków do wymiany dźwigów na nowocześniejsze. Podkreślił, że windy bez drzwi kabinowych nie stwarzają zagrożenia, jeśli są niezdewastowane i prawidłowo konserwowane. Robert Chudzik jednak przestrzega przed, często obserwowanymi, rozmowami pasażerów prowadzonymi przy otwartych drzwiach windy, zwłaszcza gdy jedną nogą już jesteśmy na zewnątrz. Apeluje też o zwracanie szczególnej uwagi na dzieci i natychmiastowe informowanie ekip remontowych w przypadku zauważenia jakichkolwiek uszkodzeń. W jego ocenie, ogromne niebezpieczeństwo stanowi na przykład wybita szybka w drzwiach windy - tam dziecko może włożyć rękę albo głowę. "Rejestrowano koszmarne sytuacje", powiedział ekspert. Zaznaczył, że wybita szybka bywa lekceważona przez mieszkańców budynku, bo winda przecież "chodzi".
Urząd Nadzoru Technicznego przestrzega też przed "chałupniczymi metodami" i "samopomocą sąsiedzką" w przypadku uwalniania uwięzionych w kabinie pasażerów. Winda, która niespodziewanie się zatrzymała między piętrami, może równie niespodziewanie ruszyć. To się zdarzało - z dramatycznymi konsekwencjami, dlatego nigdy nie wolno wychodzić z uszkodzonej windy bez asysty specjalistycznej ekipy - tłumaczy ekspert.
W ocenie Urzędu Nadzoru Technicznego, windy, budzące największe obawy pasażerów, a nazywane w branży "pater noster", są bezpieczne. Chodzi o windy, które w ogóle nie mają drzwi, poruszają się "jak paciorki różańca", bez zatrzymywania, i do wybranej kabiny trzeba w odpowiednim momencie "wskoczyć". Robert Chudzik zauważył, że poruszają się z niewielką, stałą prędkością. Korzystanie z nich stanowi jednak pewien problem dla osób niesprawnych czy z dziecięcym wózkiem lub bagażami. Windy typu "pater noster" widujemy niejednokrotnie w filmach, w Polsce stanowią rzadkość. Są zainstalowane w budynkach użyteczności publicznej w Katowicach, Opolu, Wrocławiu, Iławie i Gdańsku.
IAR