O Credit Suisse w październiku 2022 r. znowu jest głośno, gdy nasiliły się pogłoski o możliwym bankructwie inwestycyjnej odnogi banku, którego korzenie sięgają XIX wieku. Szefowie Credit Suisse sypią głowy popiołem i ogłaszają "mozolny i bolesny" plan naprawczy, który ma znowu postawić bank na nogi.
Tymczasem akcje banku maszerują w dół już od 2009 r. Wtedy za jedną akcję płacono ponad 50 franków, obecnie są to okolice zaledwie 5 franków. Jeszcze gorzej na swojej inwestycji wyszli ci, którzy kupowali Credit Suisse przed światowym kryzysem finansowym w 2007 r. Wówczas kurs szturmował swoje historyczne szczyty na poziomie powyżej 80 franków.
Co się stało? Credit Suisse był jednym z tych banków, który wyjątkowo wyszedł obronną ręką z kryzysu z 2008 r. Potem jednak rozpoczęła się długa droga w dół, obfitująca po drodze w wydarzenia rodem z sensacyjnych filmów. Częstotliwość ujawnianych skandali zdaje się rosnąć odwrotnie proporcjonalnie do kursu akcji Credit Suisse i szczególnie zaczęła się nasilać od 2017 r.
Tuńczykowe obligacje, od których śmierdziało na kilometr, wzbogaciły bankowców z Credit Suisse
Sekretne pożyczki dla Mozambiku to nie pierwszy przypadek, że Credit Suisse pożyczał pieniądze podejrzanym przedstawicielom kraju rozwijającego się. Był to na pewno interes, od którego śmierdziało na kilometr.
W 2017 r. wyszły na jaw podejrzane pożyczki, jakie Credit Suisse udzielał w latach 2012-16 Mozambikowi. Wyemitowane obligacje miały zostać spłacone dzięki zyskom z połowu tuńczyka i rozwojowi wydobycia gazu.
W centrum tej afery był minister finansów Mozambiku, który okłamywał współpracujące z nim banki, inwestorów czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Credit Suisse nie występował tutaj jednak tylko w roli ofiary. W szczególności za podejrzane zostały uznane nagrody ze strony przedstawicieli rządu Mozambiku, które otrzymali bankierzy z Credit Suisse za umożliwienie Mozambikowi wzięcia pożyczek. Łącznie opiewały na niebagatelną kwotę 50 milionów dolarów.
Te pieniądze wyglądają bardzo źle szczególnie w kontekście kryzysu, który skandal wywołał w biednym Mozambiku. Zepchnięty na krawędź bankructwa kraj przestał mieć środki na pensje nauczycielek czy pielęgniarek.
Tymczasem – jak pisał brytyjski "Guardian" – "nawet pobieżna analiza dostarczonych przez ministra Mozambiku dokumentów wykazałaby, że nie ma on wymaganych uprawnień". Przedstawiciele Credit Suisse się tym specjalnie najwyraźniej nie przejęli. Byli jednak tylko biorącymi prowizję pośrednikami. Toksyczny, bo najprawdopodobniej niemożliwy do odzyskania dług rzędu paru miliardów dolarów, został od razu przekazany dalej.
Pod koniec 2021 r. bank przyznał się do zarzutów oszustwa dotyczącego przelewów i zgodził się umorzyć Mozambikowi 200 milionów dolarów pożyczki. Credit Suisse został też ukarany karami rzędu pół miliarda dolarów przez regulatorów z Europy i USA za brak przejrzystości w procesie emitowania obligacji.
Co z perspektywy czasu wydaje się jeszcze bardziej podejrzane, partnerem Credit Suisse w tej operacji był rosyjski bank VTB. Pośrednio w efekcie tego skandalu źródła gazu w Mozambiku do 2022 r. pozostawały praktycznie nieruszone.
Czy to sam Roger Federer powiedział "dość"? Nie wiadomo, ale bank obiecał poprawę
W 2018 r. aktywiści klimatyczni ujawnili, że Credit Suisse tylko w ciągu jednego roku wielokrotnie zwiększył swoje zaangażowanie w inwestycje obciążone dużym śladem węglowym.
Aktywiści początkowo zostali ukarani karą za wtargnięcie na teren banku w Lozannie na wniosek samego banku, ale później sąd tę karę w 2020 r. cofnął i oczyścił protestujących ze wszystkich zarzutów.
Credit Suisse po procesie wydał z kolei oświadczenie, że "prowadzi działania na celu dostosowania swojego portfela inwestycyjnego do celów z ustaleń Porozumienia paryskiego".
Mogło stać się tak po interwencji samego Rogera Federera, Szwajcara i największej gwiazdy światowego tenisa, do którego aktywiści zwrócili się o pomoc bezpośrednio ze względu na jego umowę sponsorską z Credit Suisse. Federer w wydanym oświadczeniu zapewnił, że wspiera ekologiczne dążenia, bardzo szanuje cały ruch i "będzie wykorzystywał swoją uprzywilejowaną pozycję do dialogu ze sponsorami na temat ważnych dla nas wszystkich zagadnień".
Bankier z Credit Suisse szpiegował kolegę, detektyw popełnił samobójstwo
W 2019 r. Credit Suisse zwolnił swojego wiceprezesa ds. operacyjnych (z ang. COO - Chief Operating Officer), gdy wyszło na jaw, że ten wynajął prywatnego detektywa, który przez dwa tygodnie śledził życie innego pracownika firmy.
Śledzony współpracownik odpowiadał za pozyskiwanie najbogatszych klientów. Celem tego śledztwa miało być ustalenie, czy nie próbuje ich nakłonić, by ci odeszli wraz z nim do UBS-u - innego, dużego szwajcarskiego banku. Tajemniczości sprawie dodał fakt, że osoba odpowiedzialna za przeprowadzenie tej detektywistycznej operacji popełniła samobójstwo.
Niespotykany wzlot Archegos Capital, Credit Suisse nie zauważa problemu
W marcu 2021 r., czyli w samym środku niespotykanej hossy na rynkach finansowych, Credit Suisse w zaledwie parę dni stracił kwotę rzędu 5 miliardów dolarów. Stało się tak za sprawą spektakularnego bankructwa funduszu Archegos Capital.
Archegos Capital był funduszem założonym przez Billa Hwanga, gwiazdora rynku inwestycyjnego, który zasłynął tym, że na początku lat dwutysięcznych w krótkim czasie zarobił dla klientów swojego funduszu Tiger Asia miliardy dolarów, by... później jeszcze szybciej podobną kwotę stracić.
Ze względu na podejrzane operacje Hwang w 2014 r. został ukarany zakazem handlu akcjami na giełdzie w Hongkongu na okres 4 lat. Już wcześniej, bo w 2012 r., Hwang zdążył przemianować Tiger Asia na Archegos Capital. Archegos miał być rodzinnym biznesem, co – zdaniem krytyków – miało ułatwić obejście niektórych regulacji.
Jakkolwiek ktoś mógłby uznać, że wcześniejsze wyroki czy idące w miliardy dolarów straty, mogą być przeszkodą w kontynuowaniu kariery w branży inwestycyjnej, najwyraźniej nie uważały tak największe banki inwestycyjne świata. Nie widziano przeciwwskazań nie tylko, by dać Hwangowi drugą szansę, ale by powierzyć mu do zarządzania miliardy dolarów środków.
Bill Hwang zalicza jeden z najbardziej spektakularnych upadków w historii rynków finansowych
Skończyło się to wszystko w marcu 2021 r., gdy Hwang stracił – według różnych wersji – od kilku do kilkudziesięciu miliardów dolarów w ciągu zaledwie niecałych dwóch tygodni.
Zarządzany przez niego Archegos handlował zaawansowanymi instrumentami finansowymi, co pozwoliło mu ukryć przed regulatorami rynku, jak dużymi obracał środkami. Poszczególne zaangażowane w jego działania instytucje miały też nie wiedzieć, że podobne operacje wykonuje z pośrednictwem innych podmiotów. Wszystkie te inwestycje były równocześnie mocno zlewarowane za pomocą dźwigni finansowej.
Dźwignia finansowa to de facto kredytowanie inwestycji, umożliwiające zwiększenie swoich zysków. Ale jest to miecz obosieczny. Większe mogą być też straty. Inwestor może być też zmuszony do zwiększenia kapitału (tzw. margin call), a jeśli nie będzie tego w stanie zrobić – zamknięcia pozycji ze stratą.
Taka historia przydarzyła się funduszowi Archegos. Początkowo komentatorom wydawało się, że Hwang mógł popełnić błąd w zarządzaniu ryzykiem, przeceniając swoje możliwości. Ostatecznie śledczy postawili mu m.in. zarzuty organizacji spisku na celu manipulacji rynkiem.
Jak podaje "Bloomberg", śledczy ustalili, że przez moment Archegos, ze względu na możliwości, jakie dała mu gigantyczna dźwignia finansowa, zajmował pozycje o łącznej wartości 160 mld dol.
Jak twierdzą śledczy, plan Hwanga miał mu przynieść przemnożenie własnego majątku z 1,5 mld dol. do 35 mld w ciągu jednego roku, chociaż intencje jego działań pozostają do pewnego stopnia niezrozumiałe. Cokolwiek chciał osiągnąć, Hwang próbował manipulować kursem akcji kilku spółek, zajmując tak gigantyczne pozycje, że na moment stał się de facto właścicielem GSX Techedu Inc. i Viacom (Paramount Global).
Gdy menedżerowie Viacomu zauważyli ogromne zainteresowanie akcjami spółki, chcąc wykorzystać to zainteresowanie, ogłosili nową emisję akcji. To wywołało mocną presję spadkową na ich kurs. I miało być tym wydarzeniem, które bezpośrednio spowodowało, że z dnia na dzień zawaliło się iluzoryczne imperium Hwanga.
Gdy to się działo, Hwang cały czas prowadził stosunkowo skromne życie w domu na przedmieściach Nowego Jorku. Wcześniej zaczął też być gorliwym katolikiem, który na spotkaniach motywacyjnych opowiadał, jak inwestowanie pozwala mu być jeszcze lepszym człowiekiem na co dzień.
Jak pisze "Wall Street Journal", dzięki zaangażowaniu w różnego rodzaju fundacje religijne płacił przez lata niższe podatki. Chociaż miał żyć stosunkowo skromnie, nie miał też problemu z wpłaceniem 100 mln dol. kaucji.
Jeśli zostanie uznany winnym wszystkich zarzutów, grozi mu blisko 400 lat więzienia. Sprawa nie jest zakończona, a śledczy mają badać także wątki, czy w spisek uwikłani byli pracownicy banków, które pożyczały Hwangowi pieniądze.
Straty z powodu ekspozycji na działania Hwanga musiały zaksięgować też inne banki inwestycyjne, ale to Credit Suisse udało się zyskać miano tego, który stracił najwięcej.
Credit Suisse – bezpieczna przystań dla... handlarzy kokainą?
Nie był to koniec wizerunkowych (i nie tylko) problemów Szwajcarów. W lutym 2022 r. okazało się, że Credit Suisse będzie pierwszym bankiem w historii Szwajcarii, który musi sprostać zarzutom kryminalnym. Jak zarzucili mu tamtejsi prokuratorzy, bank w latach 2004-08 pomagał bułgarskiemu kartelowi prać pieniądze z handlu kokainą. Szwajcarski sąd uznał bank za winnym, ale Credit Suisse zamierza się jeszcze odwoływać od wyroku.
W tym samym czasie zostały ujawnione dokumenty świadczące o tym, że klientami banku byli m.in. handlarz ludźmi z Filipin czy miliarder, który zlecił zabójstwo swojej dziewczyny. Bank miał też – jak wynika z tych dokumentów – podejrzanie liczną nadreprezentację klientów z najbardziej skompromitowanych krajów świata, jak np. Wenezuela.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Credit Suisse zaprzeczył tym zarzutom. Skłoniły one jednak jedną z partii w europarlamencie do zabiegania o to, by Komisja Europejska uznała Szwajcarię za kraj podwyższonego ryzyka ze względu na przestępczość finansową.
Jakby tego było mało, chwilę później w marcu 2022 r. wyszło na jaw, że Credit Suisse prosił fundusze o zniszczenie dokumentów dowodzących udzielania pożyczek objętych sankcjami rosyjskim oligarchom pod zastaw ich jachtów czy nieruchomości.