Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Damian Słomski
Damian Słomski
|
aktualizacja

Wojna na Ukrainie odbije się na portfelach Polaków. Będzie widoczna w cenach i na rynku pracy

Podziel się:

Finansowe skutki wojny na Ukrainie odczują wszyscy Polacy. Wiele osób nawet nie ma świadomości, że ich oszczędności skurczyły się w wyniku giełdowego załamania. Przed nami jeszcze m.in. podwyżki cen paliw, gazu, prądu i żywności. Jest ryzyko silniejszego wzrostu rat kredytów i spowolnienia wzrostu wynagrodzeń.

Wojna na Ukrainie odbije się na portfelach Polaków. Będzie widoczna w cenach i na rynku pracy
Wzrost cen, zamieszanie na rynku pracy, droższe kredyty czy utrata oszczędności - to realne skutki wojny na Ukrainie (PAP, PAP/EPA/STRINGER)

Realizuje się czarny scenariusz. Rosja rozpoczęła wojnę z Ukrainą. Doniesienia z frontu mówią już o pierwszych ofiarach po stronie żołnierzy i cywilów. Panika udziela się rynkom finansowym. W czwartek doszło do tąpnięcia nie tylko na rosyjskiej giełdzie, ale też w Warszawie i innych finansowych stolicach Europy.

Błyskawicznie wzrosły ceny ropy naftowej. Blisko 10-procentowy skok skutkuje tym, że baryłka surowca pierwszy raz od 2014 roku kosztuje ponad 100 dolarów. W krótkim czasie o około 30 proc. zdrożał też gaz na głównej europejskiej giełdzie.

Jak wojna na Ukrainie wpływa na portfele Polaków?

To wszystko będzie mieć bardzo poważny wpływ na portfele Polaków. Choć wojna bezpośrednio nie dotyczy naszego kraju, przeciętny Kowalski zbiednieje. Na giełdowym krachu pieniądze tracą nie tylko rekiny finansjery, ale też wszyscy ci, którzy w ostatnich miesiącach szukali alternatywy dla nisko oprocentowanych lokat i włożyli pieniądze np. w bardziej ryzykowne fundusze.

Zobacz także: Konflikt na Ukrainie. Polskie firmy czekają na migrantów

To samo dotyczy np. przyszłych emerytów, którzy korzystają z Pracowniczych Programów Kapitałowych (PPK) i innych dobrowolnych programów, w których część pieniędzy lokowana jest w akcjach.

Więcej zapłacimy za paliwo, gaz, prąd, a także żywność. Ukraina do tej pory była istotnym dostawcą m.in. płodów rolnych.

Eksperci spodziewają się też szturmu polskiej granicy, a to może mieć też w dłuższym terminie znaczenie dla polskiego rynku pracy. W takiej sytuacji istnieje ryzyko presji np. na spowolnienie wzrostu wynagrodzeń. Niepewne przyszłości są też osoby spłacające kredyty. Zasadne są obawy o silniejszy wzrost rat, niż dotychczas oczekiwano.

Wojna na Ukrainie. Ceny będą wyższe

- Dotychczas zakładaliśmy, że przy przedłużeniu obowiązywania rządowej tarczy do końca roku, inflacja w Polsce wyniesie w 2022 roku średnio około 7,1 proc. W obliczu wojny na Ukrainie trzeba te prognozy podnieść - przyznaje w rozmowie z money.pl Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.

Ekspert nie podaje konkretnych wartości. Podkreśla, że jest jeszcze za wcześnie na precyzyjne symulacje ze względu na wiele niewiadomych. Nie ma wątpliwości, że drożejące surowce odbiją się na inflacji, ale w przeciwnym kierunku może oddziaływać mniejsza konsumpcja związana ze spodziewanym głębszym spowolnieniem gospodarczym wywołanym wojną.

- Obawiam się, że wpływ konfliktu na polską gospodarkę będzie większy niż w trakcie inwazji na Ukrainę w 2014 roku. Straty handlowe i efekty ograniczenia zakupów mogą być poważniejsze - ostrzega Benecki.

Z kolei ekonomiści Pekao wskazują, że "rola Rosji i Ukrainy w szeroko rozumianym handlu międzynarodowym nie jest znacząca, ale jest skoncentrowana w wąskich sektorach, w których obydwa kraje są dużym producentem". "Dotyczy to surowców energetycznych (gaz ziemny i ropa naftowa) i płodów rolnych (zboża, słonecznik i rzepak, warzywa, cukier, itp.)" - podkreślają.

Dodają, że są to surowce, których ceny już w poprzednich miesiącach znacząco wzrosły i w których występowały poważne ograniczenia w podaży. Konflikt zbrojny na Ukrainie wiąże się z poważnymi zaburzeniami produkcji i dystrybucji (celowymi i niecelowymi) i znacząco pogorszył napiętą sytuację, podbijając ceny.

Agresja Rosji i wpływ na rynek pracy

Wojna będzie oznaczać więc wyższe ceny. Nasuwa się pytanie: czy będzie z czego płacić? Ekonomiści wskazują na możliwe konsekwencje dla rynku pracy i wynagrodzeń.

Eksperci mBanku ostrzegają, że ruchy wojenne i zaprzestanie części działalności będą przekładać się na straty polskich eksporterów, ale też firm z obszaru transportu. Będą tym większe, im ostrzejsze sankcje zostaną nałożone na Rosję. Pracownicy tych firm mogą mieć problem.

Sugerują też, że w dłuższym okresie migracja z Ukrainy może skutkować "bardziej luźnym rynkiem pracy, wyższą podażą pracy i osłabieniem presji na wzrost wynagrodzeń".

- W najbliższych godzinach lub dniach można się spodziewać dużych ruchów migracyjnych z Ukrainy. Bezpieczny wydaje się tylko kierunek zachodni w postaci Polski. Kluczowe będzie poradzenie sobie z falą uchodźców, którzy początkowo nie będą szukać pracy, a nasz kraj będzie tylko schronieniem przed wojną - komentuje sytuację Andrzej Kubisiak, ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).

W rozmowie z money.pl przyznaje, że jest jednocześnie realny scenariusz odpływu części siły roboczej z Polski, w postaci głównie mężczyzn pochodzenia ukraińskiego, którzy będą chcieli bronić ojczyzny.

 - Nie jesteśmy w stanie dokładnie oszacować, jakie będą te przepływy ludzi z i na Ukrainę. W perspektywie najbliższych dni i tygodni migracja nie wpłynie na rynek pracy w Polsce. Z kolei rozwoju konfliktu w perspektywie kolejnych miesięcy nie da się przewidzieć - podkreśla.

Kubisiak przypomina, że w 2014 roku, czyli przy okazji poprzedniej agresji Rosji na Ukrainę, były obawy o to, że Ukraińcy zaleją polski rynek pracy i wypchną z niego dotychczasowych pracowników. Miało to mieć też wpływ na obniżenie wynagrodzeń.

- Wtedy te obawy się nie spełniły i teraz powinno być podobnie - ocenia ekspert PIE.

Nie wiadomo jeszcze, ilu Ukraińców zdecyduje się na przyjazd do Polski. Są już za to szacunki, jak wielu z nich mogłoby znaleźć u nas pracę. Prezes Personnel Service Tomasz Hanczarek, cytowany przez PAP, ocenia, że polski rynek pracy jest w stanie wchłonąć około pół miliona pracowników w ciągu sześciu miesięcy, a kolejne 200 tys. na dalszym etapie.

Raty kredytów w czasie wojny

W ostatnich miesiącach wiele się mówi o rosnących ratach kredytów, co mocno uderza w portfele dużej części Polaków. Konflikt na Ukrainie może mieć potencjalnie wpływ na to, że w dalszej części roku miesięczne płatności będą większe, niż do tej pory zakładano.

Ekonomiści PKO BP zwracają uwagę na sygnały rynkowe z ostatnich godzin. Sugerują one, że w wyniku eskalacji konfliktu na wschodzie NBP może być zmuszony do silniejszych podwyżek stóp procentowych. Wszystko po to, by powstrzymać jeszcze większą inflację.

Także komentarze banku Pekao wskazują na to, że zapowiedź dalszego wzrostu inflacji może zwiększyć prawdopodobieństwo podwyżek stóp procentowych. Zaznaczają jednak, że to nie jest takie oczywiste i NBP będzie miał ogromny dylemat.

Na pewno nie można w tej chwili niczego przesądzać. Dotychczasowego scenariusza, zakładającego wzrost głównej stawki w NBP do 4,5 proc., trzyma się Rafał Benecki. Ekonomista ING uważa, że wystarczającą przeszkodą dla jeszcze silniejszych podwyżek oprocentowania będzie ryzyko większego spowolnienia w gospodarce.

Dotychczas prezes NBP Adam Glapiński wielokrotnie podkreślał, że decyzje dotyczące stóp procentowych nie mogą zaszkodzić stabilnemu rozwojowi.

Benecki przewiduje, że cykl podwyżek stóp będzie teraz bardziej rozciągnięty w czasie, a pojedyncze zmiany oprocentowania będą w mniejszej skali.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl