Notowana na giełdzie spółka z branży chemicznej jest dużym producentem opakowań przemysłowych, folii do pakowania żywności, farmaceutyków i folii izolacyjnych z PVC. Większość swoich produktów eksportuje. Dla nich wielka niewiadoma dotycząca cen energii jest poważnym problemem. Tym bardziej, że firma zna już ceny swojego dostawcy prądu na 2019 r.
- Cenniki na 2019 zawierają ceny o 30 proc. wyższe. Wprawdzie rządzący obiecują, że podwyżek nie będzie, ale problemem jest brak rozporządzeń wykonawczych. To sprawia, że nikt nie wie, jak się zachować w tej sytuacji - mówi Małgorzata Kot.
Odpowiedzialni w grupie za zakupy energii również nie wiedzą co robić.
- Na razie jeszcze faktur za prąd według nowych cenników nie dostaliśmy. Siedzimy jednak jak na gorącym krześle i przyglądamy się całej sytuacji z niepokojem. Nasi dostawcy energii też zresztą nie wiedzą co zrobić. Czy wystawić faktury według zapowiadanych cen, czy czekać na rozporządzenia - wyjaśnia dyrektor Kot.
Ta niepewność jest dla wszystkich uczestników rynku niszcząca. Trudno planować wydatki, budżety i tworzyć cenniki produktów, kiedy wysokość tak znaczącego obciążenia kosztowego jak prąd jest nieznana.
Zamrożone ceny
- Kompletny bałagan, chaos i do tego nikt nic nie wie. Przy pierwszej wersji ustawy, (która "zamraża" ceny prądu - przyp. red) dzwonili do nas głównie zaniepokojeni przedsiębiorcy kupujący energię. Po autopoprawce w kropce są również sprzedający energię - mówi money.pl Daria Kulczycka, dyrektorka departamentu Energii i Zmian Klimatu w Konfederacji Lewiatan.
Jak dodaje, w drugiej wersji ustawy zrobiono dużo więcej zmian niż wcześniej to proponowano. To szczególnie rozsierdziło sprzedawców. - Realnie po prostu zamrożono ceny i prądu i jego dystrybucji. Teraz mocno niedofinansowane będą inwestycje firm energetycznych w modernizację. W te projekty zaangażowane są środki unijne, które mogą stracić - dodaje Kulczycka.
Rzeczywiście jak już pisaliśmy w money.pl, projekt ustawy o cenach energii mocno ewoluował. Paradoksalnie jednak zamiast uprościć rzecz całą, jeszcze mocniej ją skomplikował.
Pierwotnie rządzący chcieli powstrzymać wzrost cen, obniżając opłatę przejściową i akcyzę na prąd. Potem jednak pojawiały się kolejne elementy jak np. wsparcie dla odbiorców przemysłowych i daty, które odnoszą się do dopuszczalnych cen maksymalnych w 2019 r.
A co z kupującymi prąd na giełdzie?
- Na początku ustawa była dość zrozumiała. Jednak z chwilą, kiedy pojawiły się rekompensaty za straty związane z niższymi cenami sprzedawanej energii, wszystko się skomplikowało. Problem w tym, że nie wiadomo od czego ta strata będzie liczona. Od zysku? Tego nie wie nikt. Ponadto część firm kupuje na giełdzie i tu pojawia się pytanie, co w tej sytuacji - wylicza Daria Kulczycka.
Ustawa w ostatecznym kształcie - przyjęta pośpieszenie pod koniec roku - obniża akcyzę na prąd, zmniejsza tzw. opłatę przejściową i ustala ceny energii na poziomie z 30 czerwca 2018 r. Zgodnie z nią umowy na dostawy energii w 2019 r., jeśli zakładają wzrost cen w stosunku do poprzedniej umowy danego podmiotu, do 1 kwietnia 2019 r. będą musiały być skorygowane do poziomu z połowy 2018 r.
Ustawa przewiduje też pomocy dla sprzedawców, którzy w 2019 r. kupią energię na rynku za cenę wyższą niż ustalona cena sprzedaży. W takiej sytuacji mają otrzymać bezpośredni zwrot utraconego przychodu z powołanego przez nowelizację Funduszu Wypłaty Różnicy Ceny.
To rozwiązanie teoretycznie powinno cieszyć przedsiębiorców kupujących prąd, ale tak nie jest. Radość może być chwilowa, bo po sztucznym wstrzymaniu wzrostu cen, w 2020 r. koszty zakupu energii wystrzelą jeszcze bardziej.
Kiedyś i tak trzeba będzie za to zapłacić
- Podwyżka cen używanej przez nas energii będzie miała poważny wpływ na działanie firmy. Dodatkowym problemem są zawarte przez nas długoterminowe kontrakty. Na eksport sprzedajemy ponad 50 proc. produkcji, a ponad 90 proc. z tego trafia do odbiorców w UE. Naszym klientom z Francji czy Niemiec trudno będzie zrozumieć, że nagle podnosimy ceny np. o 30 proc. - mówi Małgorzata Kot.
Jak dodaje dyrektor z Ergis, to zresztą nie tylko problem tej firmy. - Obecnie to trudny temat dla wszystkich firm produkcyjnych. Podstawowym pytaniem jest sposób przeniesienia tych podwyżek na odbiorców. Nikt nie ma chyba złudzeń, że ostatecznie zapłacą za to klienci - dodaje.
Rzeczywiście kiedyś na pewno trzeba będzie za to zapłacić. Pytanie tylko kiedy? Niestety może się okazać, że szybciej niż się tego spodziewamy.
- Nawet kiedy firmy kupią energię według zeszłorocznych cenników, mogą być w kłopocie. Kiedy się okaże, że to nienależna pomoc publiczna, będą musiały zwracać pieniądze do budżetu - mówi ekspertka Lewiatana.
Taki scenariusz jest dość realny, bo Komisja Europejska oczekuje, że polskie władze przekażą do notyfikacji ustawę dotyczącą cen energii w Polsce. KE uważa, że ustawa nosi znamiona pomocy publicznej. Nasz rząd przekonuje, że jest inaczej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl