nauczycielka
/ 83.28.141.* / 2008-01-21 12:26
Droga Pani Referent! Pisze Pani mnóstwo bzdur, bo chociażby jaką mamy zniżkę na PKS? Pierwsze słyszę!!!
Moja szkoła, w której pracowałam 17 lat jako nauczyciel kształcenia zintegrowanego, została zlikwidowana. Zaproponowano mi pracę w sąsiedniej miejscowości jako wychowawcy świetlicy pod warunkiem, że podejmę studia podyplomowe "pedagogika opiekuńczo-wychowawcza". Zaczęłam studia, na które szły mi wszystkie zarobione pieniądze(cztery semestry po 1200 zł., dojazdy, noclegi, podręczniki, ksero). Cieszyłam się jednak, bo miałam aż ...4 godziny na świetlicy tygodniowo (etat 26). Chcąc uczyć plastyki i muzyki kończyłam jednocześnie plastykę i muzykę na UMCS w Lublinie, a więc godziłam już trzy kierunki, na które musiałam wziąć kredyt. Te trzy kierunki skończyłam jednocześnie w 2005 roku: nie miałam żadnej soboty i niedzieli wolnej w ciągu trzech lat!!!. Teraz w mojej podstawówce miałam już 10 godzin tygodniowo. Żeby nauczać techniki ukończyłam na Politechnice kierunek Technika - zjazdy prawie co tydzień przez 15 miesięcy. Przybyły mi 2 godziny w tygodniu, czyli miałam już już 12. Ale to jeszcze nie pełny etat. Rok temu podjęłam studia podypl. "Oligofrenopedagogika" i znów otrzymałam 2 godziny pracy z uczniem posiadającym odpowiednie orzeczenie z poradni. Miałam więc 14 godzin zajęć dydaktycznych. Zastanawiam się obecnie, czy nie zacząć następnych studiów podyplomowych, np. "historii", gdyż ciągle nie mam całego etatu, a uczę się już ponad 28 lat. Kocham swoją pracę, ale momentam nie mam już sił na dalszą naukę. Dodam, że w międzyczasie urodziłam dziecko, które też należało wychować. Myślę, że dzięki mojemu mężowi, który jest wspaniałym człowiekiem udało mi się ukończyć te wszystkie kierunki.
Nie napisałam tu tego, żeby się żalić, czy oczekiwać współczucia, ale po to, aby uzmysłowić Pani i innym podobnie myślącym jak to nauczyciel nic nie robi, tylko oczekuje podwyżek i martwi sie o swoją kieszeń... A ile lat Pani się uczyła???