Fala wzrostowa ma szeroki charakter – uczestniczą w niej też akcje małych i średnich spółek (reprezentujące je indeksy też właśnie pobiły rekordy).
Jak to zwykle bywa po tak sporych wzrostach trwających od miesięcy, pojawia się pytanie o, czy hossa nie jest już na wyczerpaniu? Pytanie takie jest o tyle uzasadnione, że – jak pokazujemy na wykresie – dotychczasowe losy WIG-u to historia naprzemiennych przysłowiowych euforycznych wzlotów i bolesnych upadków.
Nowe rekordy hossy na giełdzie w Polsce
Dobra wiadomość jest taka, że większość hoss miała jeszcze większy zasięg niż obecny na razie niespełna 80-proc. wzrost. Przykładowo, poprzednia fala zwyżkowa trwająca od czasu pandemicznego krachu w marcu 2020 r. do końcówki 2021 r. podniosła wartość WIG-u o ponad 100 proc. Jeszcze bardziej okazałe były hossy po globalnym kryzysie finansowym (licząc od dołka z lutego 2009), czy też po tzw. kryzysie rosyjskim z 1998 r., nie mówiąc już o rekordowej serii wzrostowej z lat 2003-2007, kiedy to wartość indeksu giełdowemu urosła niemal pięciokrotnie.
Co prawda zdarzyły się też dwa przypadki, w których hossa była płytsza niż obecnie (wzrost o 56-60 proc.), ale były one poprzedzone przez również relatywnie płytkie bessy, czy też raczej "mini bessy" (spadek w obu przypadkach o "zaledwie" 27 proc.; przypomnijmy, że wg umownej definicji przez bessę rozumie się spadek o co najmniej 20 proc.).
Reasumując, pod warunkiem że nie dojdzie nagle do jakichś mocno negatywnych, nieprzewidzianych zdarzeń w gospodarkach, wydaje się, że hossa na GPW nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
Tomasz Hońdo, starszy ekonomista Quercus TFI