Adam Bodnar: Powiedzenie, że wybory mają być nieważne, jest daleko idące
- Na pewno nie mamy rozpatrzonych wszystkich protestów wyborczych i nie zostało to zrobione porządnie, w pełni. Natomiast myślę, że powiedzenie, że wybory mają być nieważne, jest daleko idące - mówi w rozmowie z money.pl minister sprawiedliwości i prokurator generalny Adam Bodnar. Wskazuje też, jakie stanowisko przedstawi we wtorek, gdy Sąd Najwyższy przyjmie uchwałę w sprawie ważności wyborów.
- - Nie wykluczam, że także tam, gdzie doszło do odwrócenia wyników, niekoniecznie to mogły być tylko pomyłki, dlatego prokuratura prowadzi obecnie śledztwa w sprawie kilkunastu komisji - mówi Adam Bodnar;
- Minister sprawiedliwości podkreśla jednak, że statystycznie mało prawdopodobne jest, by takie przypadki miały "diametralny" wpływ na wynik wyborów;
- Bodnar twierdzi przy tym, że odpowiedzialność za rozstrzygnięcie tej sprawy będzie ponosić marszałek Szymon Hołownia;
- Zapytany o działalność Romana Giertycha, Bodnar odpowiada, że nie krytykuje publicznie osób z tej samej partii.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl: We wtorek Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN ma przyjąć uchwałę w sprawie ważności wyborów. Czy wybierze się pan tam, jako prokurator generalny, i z jakim stanowiskiem?
Według mojej wiedzy stanowisko już zostało wysłane w moim imieniu. Zastrzegłem jednak, że jeszcze je uzupełnię w poniedziałek wieczorem lub we wtorek rano, ponieważ czekam na rozpoznanie pisma, które skierowałem do Pierwszej Prezes SN, dotyczące przekazania protestów wyborczych i opinii wydanych przez trzyosobowe składy Izby w sprawie poszczególnych protestów. Jest poważny problem: po pierwsze, została mi przekazana minimalna liczba protestów. A po drugie, ja nawet nie dostałem oficjalnie tych wszystkich stanowisk w sprawie protestów, które zostały podjęte przez składy trzyosobowe SN.
Niezależnie od tego, 1 lipca zamierzam się stawić osobiście w SN. Zamierzam konsekwentnie mówić to, co mówiłem do tej pory, czyli że Izba Kontroli nie jest sądem w rozumieniu konstytucyjnym. Chcę przedstawić i powtórzyć wszystkie argumenty dotyczące wyłączenia tej izby, które przedstawiałem wcześniej, ale także powołać się na stanowiska autorytetów prawniczych - 28 sędziów, byłych prezesów Trybunału Konstytucyjnego, przywołać zdania odrębne panów Grzegorza Żmija i Leszka Boska, a także wskazać na stanowisko PKW wyrażone w sprawozdaniu z wyborów. Będę się oczywiście ustosunkowywał do tych nieprawidłowości wyborczych i wskazywał, że Sąd Najwyższy nie zrealizował swojej misji w pełni, jeśli chodzi o rozpatrzenie protestów wyborczych.
A dlaczego nie zrealizował? Identyczne protesty są pogrupowane w pakiety. Nie zapoznał się pan z nimi?
Nie widziałem ich. Nie zostały one przekazane do prokuratury krajowej. Gdyby było tak, że Pierwsza Prezes SN czy prezes izby mówi, że tu jest protest Giertycha, a pod to jest podpięte te 30 tys. protestów i do każdego z nich jest sygnatura, to ja bym uznał, że to jest pakiet. Tylko, że ja nie dostałem takiego dokumentu. IKNiSP zlekceważyła obowiązek przekazania tych pakietów. Jako opinia publiczna mamy bazować na narracji Pierwszej Prezes SN, że to są "giertychówki" i mamy zaufać w ciemno, że tak jest?
Jak pan ich nie dostanie ostatecznie, to co to oznacza? Jakie pan ma możliwości działania?
Chcę sprawić jeszcze w poniedziałek, przed rozprawą, żeby jeden z prokuratorów Prokuratury Krajowej zaznajomił się z aktami. Jest przepis ustawy o Sądzie Najwyższym, który na to pozwala. Zobaczymy, jak będzie stosowany w praktyce. Będę o tym mówił także na wtorkowym posiedzeniu i wskazywał, że w związku z tym całe postępowanie jest wadliwe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z małej wsi do wielkiego biznesu - historia Rafała Brzoski w Biznes Klasie
Jeżeli postępowanie Sądu Najwyższego miałoby być wadliwe, to znaczy, że uchwała Izby o ważności wyborów nie będzie istniała?
Jest wadliwe, ale nie chciałbym przesądzać faktów. Na pewno w ramach mojego wystąpienia będę wskazywał na wady instytucjonalne oraz proceduralne w kontekście tego, że nie wszystkie protesty wyborcze zostały rozpoznane, a więc prawo obywatelskie z artykułu 129 ust. 2 Konstytucji nie zostało zrealizowane. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z sekwencji wydarzeń. Niezależnie od tego, co powiem, zakładam, że Izba działa z nastawieniem, żeby doprowadzić do rozstrzygnięcia i stwierdzenia, że wybory były ważne. To mi da podstawę do wydania stanowiska i przekazania go marszałkowi Hołowni z moimi obserwacjami i oceną na temat tego, jak przeprowadzone zostało całe postępowanie.
Czy w takim razie, w tych okolicznościach, widzi pan podstawę do unieważnienia wyborów?
To bardzo trudne pytanie. Na pewno nie mamy rozpatrzonych wszystkich protestów wyborczych i nie zostało to zrobione porządnie, w pełni. Natomiast myślę, że powiedzenie, że wybory mają być nieważne, jest daleko idące. Tym bardziej, że istnieje konstytucyjne domniemanie ważności wyborów. Mamy do czynienia z sytuacją, w której po pierwsze orzeka nie ten organ, który powinien, a po drugie nie są rozpatrzone wszystkie protesty wyborcze. Dlatego zastanawiam się, jak to ująć w ostatecznym wystąpieniu 1 lipca. Na koniec - odpowiedzialność za to, co zrobić z tym rozstrzygnięciem, będzie musiał wziąć na siebie pan marszałek Szymon Hołownia.
Czy z opinii, którą pan wyśle marszałkowi będzie wynikało, że ma zwoływać Zgromadzenie Narodowe, czy nie?
Będzie wynikało z niej tyle, że marszałek będzie musiał podjąć decyzję, zdając sobie sprawę z wszystkich wad konstytucyjnych i proceduralnych, które w tym procesie rozpatrywania protestów wyborczych nastąpiły.
Tu jest jedna zasadnicza okoliczność z punktu widzenia marszałka. On może nie zwołać zgromadzenia, jeżeli Sąd Najwyższy stwierdzi, że wybory są nieważne, a czegoś takiego nikt się chyba nie spodziewa.
Tak, ale może również uznać, że nie doszło do rozstrzygnięcia sądowego w tej sprawie. To jest ten trudny moment. Myślę, że pan premier dość interesująco mówił, że żyjemy w kontekście tej sprawy w systemie dualizmu prawnego i staramy się znaleźć rozwiązanie, które opierałoby się z jednej strony na poszanowaniu zasad i Konstytucji, z drugiej na uwzględnieniu woli wyborców.
Nie ma pan wrażenia, że już zabrnęliście w ślepy zaułek? Mamy sytuację, w której Donald Tusk powiedział, że nie ma powodu kwestionować oceny Izby Kontroli SN. Mamy koalicjantów, którzy nie chcą brać udziału w tej dyskusji. Mamy Szymona Hołownię, który nie widzi powodu do przekładania zaprzysiężenia Nawrockiego i mamy nową analizę Fundacji Batorego, która stwierdza, że anomalie, jeżeli były, to w takim odsetku komisji, że właściwie nie ma o czym mówić, jeśli chodzi o wpływ na wynik wyborów.
Mówię, jakie będę przedstawiał stanowisko, jeśli chodzi o kwestie instytucjonalne, rozpatrywanie protestów. Jestem w tym przypadku niezależnym uczestnikiem tego postępowania i mam dbać o interes publiczny. Trudno, żebym mówił na temat tej Izby coś innego od tego, co mówiłem kilka miesięcy temu, od tego, co mówią sędziowie Bosek i Żmij, co mówią autorytety prawnicze, co mówi TSUE.
W toku tego postępowania, starając się realizować interes publiczny, jako Prokurator Generalny poprosiłem dwóch ekspertów o przedstawienie opinii. Zostali oni powołani oficjalnie w charakterze biegłych prokuratury. Pan prof. Jacek Haman oraz prof. Andrzej Torój przedstawili w piątek opinie, które dokonują analizy anomalii wyborczych. Te opinie są potrzebne bardziej nawet do postępowań prokuratorskich, które są związane ze śledztwami i postępowaniami wyjaśniającymi nieprawidłowości przy liczeniu głosów. Chodzi o to, żeby przeanalizować, na ile te nieprawidłowości stwierdzone w kilkunastu komisjach, mają przełożenie na większą liczbę komisji w całym kraju.
To ile finalnie tych komisji zamierzacie sprawdzić? Ta liczba z biegiem czasu puchła - najpierw kilkanaście, potem była mowa o między 800 a 1000 komisjach, ostatnio niemal 1,5 tysiąca. Finalnie będzie ich więcej czy mniej?
Raczej mniej. Ta liczba ok. 1400 wzięła się z analizy pana dr. Kontka. Ja byłem w stosunku do jego analizy w szczególnej sytuacji, ponieważ on złożył protest wyborczy, przekazany następnie przez Sąd Najwyższy do zaopiniowania przez Prokuratora Generalnego, a więc musiałem się do niego ustosunkować. Mieliśmy na to dwa dni i skoro on postawił taki postulat i poparł to gruntowną analizą naukową, to oczywiście opiniując protest wniosłem do Sądu Najwyższego o sprawdzenie tych komisji. Natomiast w piątek wpłynęły te dwie niezależne opinie zlecone przez Prokuratora Generalnego.
I jakie są z nich konkluzje?
Z opinii profesora Hamana wynika, że skala statystycznych anomalii to 259 komisji wyborczych w skali kraju, przy czym większość jest na niekorzyść Trzaskowskiego, ale duża część też na jego korzyść. Można powiedzieć, że na tej skali anomalie widać - i w jedną, i w drugą stronę, choć z większym uwzględnieniem możliwości zwiększenia głosów dla R. Trzaskowskiego. Z kolei profesor Torój argumentuje, że przeliczenie głosów w komisjach wątpliwych może doprowadzić do wzrostu głosów o może 10 tysięcy, a w najlepszym wypadku dla jednego z kandydatów o 18,5 tysiąca.
Jesteśmy w sytuacji, w której mamy te opinie przygotowane niezależnie na zlecenie prokuratury przez uznanych ekspertów. Profesor Haman od lat uczestniczy w tego typu opiniowaniu, nie ma powodu twierdzić, że nie jest niezależny. Do tego mamy analizy Fundacji Batorego przygotowane przez zespół badaczy z Uniwersytetu Warszawskiego, Uniwersytetu Jagiellońskiego i Danetyka.com. Opracowali go dr hab. Dominik Batorski, dr hab. Jarosław Flis i dr Piotr Szulc. OKO.press też opublikowało dość szerokie analizy. To wszystko wskazuje na to, że nieprawidłowości były, trzeba je wyjaśnić. Duże pytanie, czy to miało wpływ na ostateczny wynik.
To spory rozrzut w porównaniu z analizą dr. Kontka. W którą stronę pan pójdzie?
Jestem de facto związany tym, co wykazali eksperci zatrudnieni przez prokuraturę. Muszę dokonać analizy tych dwóch opinii i na tej podstawie podjąć działania w kierunku przeliczania głosów, ale raczej w tych komisjach, które zostały przez nich wskazane jako te, w których widać anomalie. Muszę wraz z prokuratorami Prokuratury Krajowej zastanowić się, ile to będzie ostatecznie obwodowych komisji wyborczych. Procedura prokuratorska, wynikająca z art. 79 kodeksu wyborczego, jest odmienną procedurą niż ta dotycząca protestów wyborczych. To procedura, która ma wykazać nieprawidłowości w głosowaniu po to, aby zidentyfikować możliwość popełnienia ewentualnych przestępstw. Nie przesądzam, czy doszło do przestępstw, bo myślę, że w wielu przypadkach to były zwyczajne pomyłki, będące chociażby efektem zmęczenia, ale sytuacje z Bielska-Białej oraz z Kamiennej Góry pokazują, że to trzeba starannie przebadać.
Mówimy o przypadkach, kiedy w paczkach głosów jednego kandydata odnajdywały się głosy innego kandydata, które były zaliczane do tego pierwszego?
Nie wykluczam, że także tam, gdzie doszło do odwrócenia wyników, niekoniecznie to mogły być tylko pomyłki, dlatego prokuratura prowadzi obecnie śledztwa w sprawie kilkunastu komisji. To przeliczenie będzie służyło identyfikowaniu, w jakich innych komisjach mogło dojść do tego typu sytuacji wątpliwych. Tylko ta skala działań z punktu widzenia procedury wynikającej z art. 79 kodeksu wyborczego musi być ograniczona do tych komisji, w których wystąpiły anomalie. Działamy także po to, żeby naprawić cały system wyborczy.
To oznacza, że prawdopodobnie prokuratura będzie starała się otworzyć pakiety wyborcze w ponad 200 komisjach i że ten proces będzie się toczył równolegle do finalizacji procesu wyborów prezydenta RP. We wtorek będziemy mieli uchwałę SN, potem miesiąc do zaprzysiężenia Karola Nawrockiego. Działania prokuratury na wynik i proces wyborczy wpływu już nie będą miały?
Zakładam, że konsekwencją będzie powołanie zespołu prokuratorów, który połączy wszystkie postępowania i lokalne śledztwa, a następnie w drodze pomocy prawnej poprosi poszczególne lokalne jednostki prokuratury o dokonanie przeliczeń. Te przeliczania będą się odbywały w sposób możliwie transparentny, przejrzysty z zaangażowaniem komitetów. To będzie się działo w swoim tempie, trudno powiedzieć, ile zajmie, ale zdecydowanie musi to nastąpić niezwłocznie. Czy będzie miało wpływ na wynik wyborów - musimy spojrzeć na kwestie statystyczne. Nawet jeżeli nieprawidłowości są, to raczej nie będą na tyle duże, aby mogły mieć diametralny wpływ na ostateczny wynik. Taki wniosek można wstępnie wysnuć z opinii, o których mówiłem.
Czy pan się nie boi precedensu? Przeliczenie głosów, z którym mieliśmy do czynienia ostatnio, sądy robiły na polecenie SN. W tym przypadku wejdą prokuratorzy. Czy to nie jest tak, że w przyszłych wyborach inny prokurator generalny wpadnie na pomysł, żeby był to proces równoległy, dublujący Sąd Najwyższy?
W wielu przypadkach naszego życia publicznego pojawia się argument "czy pan się nie boi powtórzenia?". Ale to pytanie można odwrócić – czy nie boimy się powtórzenia sytuacji, w której mamy ujawnione nieprawidłowości, są publiczne wątpliwości co do przebiegu procesu wyborczego, a Sąd Najwyższy praktycznie lekceważy instytucję protestu wyborczego. Prokuratura działa w interesie publicznym. Proszę zauważyć, że w sposób otwarty zostały zamówione ekspertyzy. Zostały opublikowane. Nad postępowaniem pracuje cała grupa prokuratorów, którzy są absolutnie niezależni.
Będziemy starali się przeprowadzić ten proces w taki sposób, aby nie było wątpliwości, że jest to robione w duchu poszanowania prawa i w pełni obiektywnie. Mogłoby zresztą tego postępowania nie być, gdyby sam Sąd Najwyższy podjął się tej decyzji, gdyby powiedział: "nie robimy tylko sprawdzania w 13 okręgach i pokazowych posiedzeń". A teraz SN wysyła sygnał do społeczeństwa: "13 posiedzeń się odbyło, mówimy obywatelom, że jakieś giertychówki leżą, co nas to obchodzi, ważne, że pracę wykonaliśmy, prawda? A z trudniejszymi pytaniami się nie mierzyliśmy". W sytuacji, kiedy Sąd Najwyższy nie podjął się szerszego badania, mimo wielu wątpliwości i ujawnionych błędów, to otwiera się droga do działania dla prokuratury.
Jak się rozmawia z sędziami, to oni się bronią: "my nie możemy wychodzić poza to, co jest w protestach". Pan widzi możliwość, żeby Sąd Najwyższy zamówił sobie ekspertyzę u znanych ekspertów albo zlecił sprawdzenie np. pięciuset losowo wybranych komisji?
Myślę, że w takiej sytuacji Sąd Najwyższy ma absolutnie pełną swobodę badania dowodów. A on nawet nie poczekał na moje stanowisko i argumenty w sprawie protestu pana dr. Kontka. Bez tej opinii zdecydował, żeby pozostawić ten protest bez rozpatrzenia. Ta sytuacja jest w Polsce absolutnie nowa. Dla mnie odkryciem przy tej okazji są standardy Komisji Weneckiej dotyczące weryfikacji statystycznej nieregularności wyborczej. W Polsce wcześniej nie korzystaliśmy z tego typu analiz i standardów, bo nie mieliśmy nigdy tego problemu.
Albo nie wiedzieliśmy o nim.
Albo uznawaliśmy, że nie jest to takie ważne. Okazuje się, że Komisja Wenecka przygotowała gigantyczne standardy na ten temat w 2018 roku. Wskazują, w jakich sytuacjach to należy robić, czemu powinno służyć i jak anomalie powinny być identyfikowane. Ta sytuacja też nas będzie uczyła na przyszłość. Jak zwiększyć instrumentarium do dyspozycji urzędników wyborczych, prokuratora i Sądu Najwyższego.
Ta sprawa może negatywnie rzutować na frekwencję w przyszłych wyborach. Czy pan ma pomysły, jak prawo wyborcze powinno być skorygowane, by tak nie było?
Właśnie po to będziemy musieli przejść przez analizę poszczególnych przypadków, żeby wyciągnąć wnioski. Byłoby zbyt pochopne mówić teraz, na czym polegał błąd. I tak nas czeka gruntowna nowelizacja kodeksu wyborczego. Wydaje mi się, że dobrym miejscem do takiej analizy powinien być Senat, bo tam jest większa przestrzeń na dyskusję ustrojowo-konstytucyjną. Myślę, że może być w Senacie wola, żeby wziąć na siebie ten ciężar.
Nie chodzi o modyfikację kodeksu wyborczego mającą zmieniać reguły wyborcze, progi czy tego rodzaju wpływ na konstrukcję procesu wyborczego, bo to zawsze jest wrażliwa rzecz. Dokonać raczej należy modyfikacji technicznych, które ten proces uściśliłyby i spowodowały, że nie będziemy mieli tego typu wątpliwości. Przy okazji trzeba by się zastanowić nad progiem wyborczym dla kandydatów na prezydenta, bo te 100 tysięcy podpisów okazało się progiem dość łaskawym, który dał dużemu gronu polityków możliwość kandydowania. To, co było progiem poważnym jakiś czas temu, teraz przy różnych mechanizmach zbierania głosów nie jest aż tak trudne.
A jeśli już o tym mowa - sprawdzacie, czy ktoś faktycznie kupił te 100 tys. podpisów? Było głośno w mediach o takim procederze, choćby w przypadku Marka Jakubiaka.
Prokuratura wszczęła postępowanie, ale na jakim jest etapie, teraz nie powiem. To musi być sprawdzone w sposób naturalny, tak jak kiedyś były sprawdzane podpisy pana Adama Andruszkiewicza.
W treści rozmów telefonicznych, które Telewizja Republika pokazała, pojawił się Roman Giertych, twierdzący, że swoje podpisy przekazał senatorowi Gawłowskiemu. Czy tutaj też zadziała prokuratura?
Do prokuratury zostało skierowane oficjalne zawiadomienie, więc postępowanie będzie przeprowadzone. Jeżeli takie zawiadomienia są kierowane, to oczywiście trzeba je zweryfikować.
Nie ma pan żalu do Romana Giertycha za to, że rozpętał burzę o sfałszowanych wyborach? Jednocześnie wywierał na pana ewidentną presję.
Wiem, jaką mam rolę do spełnienia w procesie badania przebiegu wyborów, zwłaszcza jeżeli pojawiają się zarzuty i wątpliwości. Co więcej - to, co spowodowało moją intensywniejszą aktywność, to wynik oględzin kart wyborczych w OKW w Bielsku Białej. Pamiętam, bo byłem wtedy w Prokuraturze Krajowej. Wpływały właśnie pierwsze protokoły z przeliczenia głosów, zaczęliśmy je analizować. Dla mnie oznaczało to, że trzeba bardzo poważnie do tego procesu podejść.
Podjęliśmy decyzję o zamówieniu ekspertyz, żeby do sprawy podejść maksymalnie profesjonalnie. Roman Giertych być może pobudził wyobraźnię wielu osób, sprawił, że na te procesy zaczęto patrzeć poważnie. Nie jestem z tych polityków, którzy by osoby należące do tego samego ugrupowania politycznego krytykowali publicznie. Doceniłbym uruchomienie pewnej wyobraźni, ale teraz ta wyobraźnia trafiła na tory proceduralne, które staram się realizować.
Czy pojawi się pan na posiedzeniu Zgromadzenia Narodowego w celu zaprzysiężenia prezydenta elekta? Będzie pan doradzał kolegom, żeby przyszli?
Jestem członkiem rządu, siedzę w ławie rządowej. Zrobię to, co zrobi pan premier Donald Tusk.
A jakby premier pana zapytał, to by pan powiedział, by iść?
Jak powiedziałem, wyślę list do marszałka Hołowni wskazujący na wady całej procedury. Zobaczymy, co z tym listem zrobi marszałek i jaka decyzja zostanie podjęta co do Zgromadzenia Narodowego.
Czy Donald Tusk już jakoś panu zasygnalizował, czy w ramach rekonstrukcji pożegna się pan z funkcją czy nie?
Jesteśmy z premierem w regularnym kontakcie i nigdy nie było to przedmiotem ewentualnej rozmowy.
A słychać już o ewentualnych następcach jak o Przemysławie Rosatim, szefie Narodowej Rady Adwokackiej. Coś jest na rzeczy?
Nie wypada mi komentować plotek. Mogę powiedzieć, że gratuluję mu, że został wybrany na kolejną kadencję prezesa NRA. Widzieliśmy się z nim kilka tygodni temu, także z prezesem Krajowej Izby Radców Prawnych, ponieważ czeka nas wspólna praca nad nowelizacją przepisów dotyczących adwokatury i radców prawnych, tak aby umożliwić ratyfikację Konwencji Rady Europy o ochronie zawodu prawnika z 12 maja 2025 r.
Możemy przeciąć inne plotki, że aspiruje pan do funkcji w TSUE?
W 2023 roku zostałem politykiem. To była świadoma decyzja. A jak się jest politykiem, to się nie idzie później do sądownictwa.
To raczej nie jest standard ogólnie przyjęty w Polsce.
Wiem, ale według mnie musiałby być jakiś okres trzy-, czy nawet pięcioletniej karencji, kiedy ktoś taki faktycznie odcina się od bieżącej polityki. Ale takie bezpośrednie przechodzenie z miejsca na miejsce, zwłaszcza z fotela politycznego, nie mieści się w moim standardzie myślenia o państwie, o integralności zawodowej. Tak więc to w żaden sposób nie wchodzi w grę. Wziąłem na siebie bardzo poważną misję - krok po kroku zmierzamy w stronę przywracania praworządności oraz odbudowy normalnych standardów życia publicznego. I dalej tę misję będę realizował.
Jaka będzie kontynuacja pakietu, który przygotowaliście - ustawa o KRS, ustawa o statusie sędziów, itd.? Za chwilę będziemy mieli prezydenta Nawrockiego. Wiadomo, jakie jest jego zdanie o tych ustawach. Jaki ma pan plan B?
Priorytetem jest przyjęcie nowej ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. Na tym muszę się skupić i nie zapędzą mnie panowie w dyskusję, a co, jeżeli nie będzie ustawy. Nie chodzi o kompletnie nowy projekt, tylko o modyfikację tego, który już został przygotowany.
Musimy być gotowi na maj 2026 roku, kiedy kończy się kadencja obecnej KRS. Odblokowanie i przywrócenie konstytucyjnej roli Krajowej Rady Sądownictwa jest bardzo ważne. Ciekawe w kontekście debaty publicznej jest to, co pan prezydent-elekt rozumie przez pojęcie przywracania praworządności, o której mówi, że jak nie zostanie to przywrócone, to będzie referendum. To są dość enigmatyczne kwestie. Myślę, że najbliższe tygodnie przyniosą odpowiedź, co on przez to rozumie. Mamy też cały pakiet różnych innych ustaw cząstkowych dotyczących sądownictwa, które będziemy przyjmowali jako projekty ministerialne, rządowe i będziemy próbowali doprowadzić do ich uchwalenia.
Gdzie pan widzi punkt kompromisu z nowym prezydentem? Co w ustawie o KRS powinno być zmienione, żeby miała szansę na wejście w życie?
Na pewno trzeba uznać, że w najbliższym czasie nie będzie podstawy do weryfikacji statusu KRS. Tam, gdzie były kwestie związane z ograniczeniem biernego prawa wyborczego, będziemy bardziej stawiali na kwestię kryterium stażu sędziowskiego. Po prostu staż sędziowski będzie decydował o tym, czy ktoś może być kandydatem. Myślę, że to jest przestrzeń do kompromisu. Proszę zauważyć, to jest ustawa, która ogranicza władzę polityków. To ustawa, która oddaje sędziom możliwość powoływania Krajowej Rady Sądownictwa. Nie bardzo będę rozumiał logikę pana prezydenta, jeśli będzie chciał pozostawić decyzję co do wyboru tych 15 sędziów KRS w rękach parlamentu.
Miał pan już jakiś kontakt z prezydentem elektem?
Nie, jeszcze nie było żadnych kontaktów.
Rozmawiali Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl