Nawet sami rozmówcy z KO przyznają, że stanowisko ugrupowania w temacie ważności wyborów ewoluuje, czemu wyraz daje sam premier. Najpierw Donald Tusk apelował o spokój i nie suflowanie teorii o sfałszowanych wyborach. Potem zaczął wskazywać na ważność każdego głosu i istotę rozpatrywania protestów wyborczych. Dziś szef rządu otwarcie pyta adwersarzy z PiS, czy nie są ciekawi, jakie są "prawdziwie" wyniki głosowania.
- W tej sprawie poruszamy się na głębokości peryskopowej. Wskazujemy, że coś było nie tak, ale nikt nie chce się podkładać - przyznaje polityk KO, z którym rozmawiamy. To stwierdzenie jest nieadekwatne w przypadku jednego polityka - Romana Giertycha, który otwarcie mówi o fałszerstwach na masową skalę, złej woli sędziów Sądu Najwyższego rozpatrujących protesty wyborcze i konieczności przeliczenia głosów, najlepiej w skali ogólnopolskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prokuratorzy rozliczą wybory?
W poniedziałek Giertych wskazał na - jego zdaniem - podstawę prawną, która może posłużyć prokuratorowi do wydania postanowienia o ponownym przeliczeniu głosów.
Czy faktycznie taki scenariusz jest możliwy? O to pytamy w Krajowym Biurze Wyborczym, obsługującym Państwową Komisję Wyborczą. - Państwa pytania pozostają poza właściwością Krajowego Biura Wyborczego - ucina biuro prasowe KBW. Nieoficjalnie słyszymy jednak, że oczywiście prokuratura może wszczynać postępowania, jeśli dostanie zawiadomienia o nieprawidłowościach.
Jeden z naszych rozmówców z KO sugeruje, że droga sugerowana publicznie przez Giertycha jest faktycznie rozważana w pewnych kręgach partii.
Wiemy, że byłby to precedens i nie wiadomo, dokąd nas finalnie poniesie, ale jeśli zawiedzie droga sądowa, to nie będzie innego wyboru - przekonuje polityk KO.
Krytycy tego rozwiązania wskazują, że może ono doprowadzić jedynie do pociągnięcia do odpowiedzialności ewentualnych winnych nieprawidłowości w komisjach, ale już nie do skorygowania wyniku wyborów, bo od tego są: PKW, Sąd Najwyższy i instytucja protestów wyborczych.
Jak dotąd prokuratura wzięła pod lupę przypadki 10 komisji, którym przyjrzał się już Sąd Najwyższy w ramach badania pierwszych protestów. Ale niewykluczone są kolejne działania. "W uzasadnionych przypadkach będą inicjowane postępowania przygotowawcze w celu ustalenia wszystkich okoliczności i dokonania ich prawnokarnej oceny" - wynika z komunikatu Prokuratury Krajowej.
O jakiej skali potencjalnych działań mowa? Z rozmów z działaczami KO wynika, że podstawą mogą być analizy dr. Krzysztofa Kontka z SGH, który doszedł do wniosku, że do nieprawidłowości mogło dojść w 1482 obwodowych komisjach wyborczych, co mogło przełożyć się na 315-487 tys. dodatkowych głosów dla Karola Nawrockiego. Różnica między Rafałem Trzaskowskim a Karolem Nawrockim wyniosła 370 tys., dlatego niektórzy w KO dostrzegają w tym potencjał na zmianę wyborczego werdyktu.
Ale znów - jedyna skuteczna droga do tego wiedzie przez protesty wyborcze, wskazujące na nieprawidłowości w konkretnych obwodowych komisjach. Tymczasem I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska już zdaje się sugerować, że około 50 tys. złożonych protestów nie wpłynie istotnie na wyborczy wynik.
W Radiu Zet zwróciła uwagę, że 90 proc. z nich to protesty powielane, tzw. "giertychówki" (złożone z wykorzystaniem wzoru udostępnionego przez posła Giertycha) oraz że część z nich w ogóle nie zostanie rozpatrzona z uwagi na formalne uchybienia. SN nie ma też formalnych podstaw, by zarządzić ponowne przeliczenie głosów we wszystkich 32 tys. komisji, skoro protesty nie dotyczą każdej z nich.
Koalicjanci się odcinają
Dyskusyjna prawnie droga, na którą może się zdecydować KO, to niejedyny problem dla tej formacji. Od jej działań po kolei odcinają się kolejni koalicjanci. - Nie widzę powodów do przeliczania wszystkich głosów. Wynik wyborów jest jasny - stwierdził w poniedziałek szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Także rozmówca z otoczenia marszałka Sejmu i lidera Polski 2050 Szymona Hołowni uważa, że "nie ma cienia wątpliwości, kto wygrał".
Dopóki nie będzie orzeczenia izby SN, że wybory są nieważne, dopóty marszałek nic z tym nie zamierza robić. Tusk stara się o to, by wszyscy zapomnieli, kto przegrał. Na Bliskim Wschodzie kroi nam się wojna światowa, nie ma miejsca na takie przepychanki w kraju - dodaje rozmówca z Polski 2050.
Podobne głosy słychać w Lewicy. - Protesty należy rozpatrzyć ze względu na szacunek do wyborców, ale nie ma co robić wokół tego zamieszania, tylko spokojnie czekać na orzeczenie sądu - przekonuje rozmówca z tej formacji.
SN grupuje protesty
Sąd Najwyższy ma się zmierzyć z około 50 tysiącami protestów. Po wyborach prezydenckich w 1995 r., w których wygrał Aleksander Kwaśniewski, to druga najwyższa liczba, choć wtedy było ich ponad sześć razy więcej. Rozpatrywanie ułatwia to, że wiele z tych, które zostały nadesłane, to kopie skarg, wysłane według publikowanych w internecie wzorów.
Najliczniejsze są protesty oparte na skardze Romana Giertycha. Jak mówi rzecznik SN Aleksander Stępkowski, jest ich kilkadziesiąt tysięcy. Są też takie, które opierają się na proteście złożonym przez europosła KO Michała Wawrykiewicza (kilka tysięcy kopii). Żeby ułatwić rozpatrywanie takiej masy, identyczne w treści protesty są łączone. - Mamy chyba osiem czy dziewięć wzorów, jak je nazywamy: "matek", czyli takich protestów, które są powielane, które występują więcej niż w jednym egzemplarzu - podkreśla rzecznik SN.
Drugą grupę stanowią protesty indywidualne, a raczej oryginalne, które nie powielają innych wzorów. Jest ich kilkaset. Jak zaznacza w rozmowie z money.pl Aleksander Stępkowski, to nie znaczy, że wszystkie spełniają kryteria formalne. Ich treść jest różnorodna. - Czasami są to po prostu jednozdaniowe pisma z treścią "proszę unieważnić wybory" albo "zgłaszam protest przeciwko wyborom, bo mówi się, że wybory zostały sfałszowane" - opisuje sędzia.
Niektóre protesty przytaczają fakty z życia Karola Nawrockiego, takie jak udział w "ustawkach" czy kupno kawalerki od Jerzego Ż. z podkreśleniem, że wybory powinny być unieważnione. Z punktu widzenia rozpatrywania najważniejsze są te, które dotyczą konkretnych faktów czy komisji wyborczych, gdzie mogło dojść do nieprawidłowości.
I to właśnie od protestów indywidualnych Sąd Najwyższy planuje rozpocząć rozpatrywanie skarg wyborców, podczas gdy "matki" będą rozpatrywane w ostatniej kolejności. Jak słyszymy, chodzi o to, żeby poprawnie sklasyfikować wszystkie protesty. To oznacza, że te protesty, które budzą największe emocje, będą rozpatrywane na końcu. Spora część zawiera błędy, np. nieczytelny podpis lub brak numeru PESEL i te będą odrzucane z przyczyn formalnych. - Ale to nie znaczy, że do ich merytorycznej treści sędziowie się nie odniosą, skoro znajduje się ona także w poprawnie wypełnionych pismach - podkreśla sędzia.
Rozpatrywanie protestów co do zasady odbędzie się na niejawnych posiedzeniach. Choć mają być dwa wyjątki, jeden dotyczy skargi NC 91/25, na podstawie której SN zlecił oględziny w 13 komisjach wyborczych.
Jednocześnie sędzia Stępkowski prostuje medialne doniesienia dotyczące powielania protestu Romana Giertycha, jakoby masowo wyborcy wysyłali ten protest jako swój, ale z numerem PESEL polityka KO. - Jest prawdą, że udostępnił swój protest ze swoim PESEL-em, ale jest też prawdą, że osobno wyprodukował wzór do powielania. Doniesienia o tym, że większość tych protestów ma jego PESEL, nie jest prawdziwa - podkreśla sędzia. Choć dodaje, że faktycznie w sporej części tych protestów są nieczytelne dane osobowe.
Cele polityczne
Na razie nie ma realnych perspektyw na to, by do sierpniowego zaprzysiężenia Karola Nawrockiego miało nie dojść, i by pełniącym obowiązki głowy państwa miał zostać marszałek Szymon Hołownia. - Oni próbują rozgrzać do czerwoności swój elektorat. Gdyby mieli narzędzia, np. swojego marszałka Sejmu, to z chęcią doprowadziliby do niezaprzysiężenia Karola Nawrockiego, ale Hołownia nie da się zamknąć w więzieniu - ocenia Piotr Mueller, europoseł PiS, odnosząc się do polityków KO.
Pytanie jednak, jak daleko sprawy zabrną i czy parlamentarzyści KO nie zbojkotują posiedzenia Zgromadzenia Narodowego, na którym miałoby dojść do zaprzysiężenia Nawrockiego. Na razie o takim wariancie w KO się raczej nie mówi, choć rozmówcy związani z PiS takiego scenariusza by nie wykluczali.
Sprawie przygląda się obecny prezydent. - Wynik wyborów jest jasny, został podany przez jedyny uprawniony organ, czyli PKW. Obecnie trwa rozpatrywanie protestów wyborczych przez SN i prezydent czeka na orzeczenie w sprawie ważności wyboru Karola Nawrockiego. Prezydent apeluje, żeby do tej sprawy podchodzić poważnie i nie podgrzewać emocji - podkreśla szefowa kancelarii Andrzeja Dudy Małgorzata Paprocka.
Nasi rozmówcy oceniają, że ostatecznie KO może grać na osłabienie mandatu Karola Nawrockiego, gdy ten obejmie urząd i zacznie wchodzić w pierwsze starcia z Donaldem Tuskiem i jego gabinetem. Pytanie jednak, czy Nawrocki nie postanowi się odwinąć.
- A co jeśli w odpowiedzi nowy prezydent nie będzie chciał podpisać części nominacji ministerialnych po zapowiedzianej rekonstrukcji rządu? - dopytuje rozmówca związany z PiS. Inny rozmówca z tych samych kręgów politycznych uważa, że powyborcza wolta Romana Giertycha może być wstępem do próby przejęcia fotela ministra sprawiedliwości po Adamie Bodnarze. - W ten sposób Giertych pokaże, że Bodnar jest za miękki, a on nie boi się twardych działań - tłumaczy rozmówca z PiS.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl