Powstanie superresort na wymagające czasy? Koalicjanci typują, kto będzie na czele
Koalicyjni ministrowie narzekają na brak koordynacji polityki gospodarczej w rządzie. W odpowiedzi Donald Tusk planuje przemeblowanie – powstać może wielki resort gospodarczy, który połączy części trzech ministerstw. Ma to być odpowiedź na wyzwania najbliższych lat, z których największym jest transformacja energetyczna.
Jeśli posłuchać koalicyjnych narzekań w sprawie kształtu rządu, to dosyć często pojawia się kwestia braku koordynacji polityki gospodarczej. W rządzie jest wiele mniejszych resortów, a ten największy – ministerstwo rozwoju i technologii – nie jest zdaniem niektórych sprawnie zarządzany. Minister Krzysztof Paszyk z PSL i wiceministrowie działają raczej jako osobne elektrony, a nie zintegrowany zespół.
– Potrzebny jest duży gospodarczy resort, bo nie tylko nie ma skoordynowanej polityki gospodarczej, ale przez to nie ma także partnera w rządzie do załatwiania związanych z tym spraw – słyszymy od jednego z ministrów. W PSL jest świadomość, że to resort, którego ludowcy raczej nie obronią. – Ma iść na przemiał z przemysłem – mówi nam polityk PSL. A inny dodaje: – Nie obronimy ministra Paszyka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Produkują wszystko w Polsce. Te klocki kupuje cały świat - Robert Podleś w Biznes Klasie
Wyzwania do wyborów czy na dłużej?
Najważniejsze pytanie dotyczy tego, jakie będą największe wyzwania dla polityki gospodarczej w najbliższych latach, bo kształt resortu i kompetencje jego szefa powinny być odpowiedzią na nie.
Mamy taki obraz Polski, która będzie się szybko rozwijała, ale żeby ten scenariusz się ziścił, potrzebujemy transformacji energetycznej, ponieważ problem niekonkurencyjnych kosztów energii będzie systematycznie wpływał na decyzje inwestycyjne firm rozważających lokalizację swoich przedsięwzięć w Polsce – tłumaczy Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista Banku Pekao SA.
Także inni pytani przez nas ekonomiści uważają, że sprawne przeprowadzenie transformacji energetycznej to problem numer jeden.
Transformacja energetyczna wiąże w zasadzie wszystko: i absorpcję środków unijnych, i politykę fiskalną, i politykę regulacyjną, a także politykę społeczną. Jeżeli my to przeprowadzimy, to osiągniemy ogromny sukces, dlatego że temu towarzyszyć będą znaczące inwestycje. Jednocześnie jest to podniesienie konkurencyjności całej gospodarki w dłuższej perspektywie – podkreśla Jakub Borowski z Credit Agricole.
W ostatnio pokazanym raporcie "Zielony rachunek sumienia: prawdziwe koszty transformacji energetycznej – przyszłość cen energii i naszych rachunków" autorzy Wanda Buk i Marcin Izdebski porównali rachunki za energię w Polsce do średniej unijnej. I to zestawienie pokazuje, że o ile gospodarstwa domowe nadal mają cenę wyższą od unijnej średniej, to już odbiorcy instytucjonalni, a zwłaszcza energochłonni, od 2023 r. płacą kwoty powyżej unijnej średniej, co osłabia konkurencyjność polskiej gospodarki i wskazuje, jaka lekcja jest do odrobienia.
Tu ważne będzie nie tylko wyznaczenie celu, ale także przygotowanie warunków, żeby go osiągnąć.
Bardzo ważne z punktu widzenia polityki gospodarczej będzie wsparcie inwestycji i stworzenie narzędzi mobilizujących przedsiębiorstwa do inwestowania w szerokim zakresie: transformacji energetycznej i technologicznej, ale też postępującego upowszechnienia sztucznej inteligencji. Bo to wszystko wymaga większego zapotrzebowania na energię oraz surowce krytyczne – podkreśla Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
W kontekście tych zmian ważne będą koszty społeczne, a pojawią się szybko, jeśli nie uda się przyhamować polityki klimatycznej UE. Chodzi o system ETS 2, który miałby wejść w życie od 2027 roku, czyli tego, na który planowane są w Polsce wybory parlamentarne.
W niedawnym opracowaniu Instytut Badań Strukturalnych szacuje, że wydatki na energię w latach 2027-2032 wzrosną o 400-800 zł rocznie w gospodarstwach jednoosobowych i o 600-1800 zł w wieloosobowych, o ile ETS2 wejdzie zgodnie z planem. Co więcej, o 1,5 punktu procentowego do 2032 r. wzrośnie skala ubóstwa energetycznego w Polsce, pomimo inwestycji w termomodernizację. Wprawdzie od roku z rządu słychać zapowiedzi, że Polska będzie domagała się wstrzymania ETS2 lub odroczenia jego wejścia w życie, ale na razie nie ma efektów tych starań.
Inne wyzwania na horyzoncie
Ale o ile transformacja energetyczna nie jest zaskoczeniem, to jednocześnie na to może się nałożyć kolejna rewolucja związana z rozwojem sztucznej inteligencji, która jest szansą, jeśli chodzi o szukanie własnych nisz, ale jednocześnie wyzwaniem w kontekście rynku pracy.
Dziś tych rąk do pracy jest za mało w społeczeństwach, które się starzeją, ale ta zmiana może postępować bardzo szybko. Jeśli dobrze nią zarządzimy, to pozwoli to opanować nastroje społeczne. Im wcześniej wyobrazimy sobie, jaka będzie struktura gospodarki, tym mniej wstrząsów społecznych, które będą bardzo kosztowne politycznie – podkreśla Ernest Pytlarczyk. Jego zdaniem związane z tym wyzwania możemy zobaczyć nawet w ciągu dwóch lat.
Grzegorz Maliszewski zwraca uwagę, że do wymienionych wyżej zmian w gospodarce potrzebne będzie także zarządzanie surowcami. – Do skutecznej realizacji inwestycji w ramach transformacji energetycznej i technologicznej będziemy potrzebowali coraz więcej surowców, więc musimy zapewnić sobie do nich dostęp, ale jednocześnie dbać także o poprawę efektywności ich wykorzystania – wyjaśnia ekonomista. To pokazuje pakiet wyzwań, z którymi będzie musiał zmierzyć się rząd i być może nowy minister gospodarczego resortu.
Superresort odpowiedzią na wyzwania?
Z naszych rozmów z różnymi stronami koalicji wynika, że kroi się duży resort gospodarczy oparty na fuzji części trzech ministerstw: MRiT, resortu przemysłu oraz wyjętej z ministerstwa klimatu i środowiska części odpowiedzialnej za energię. To ma być odpowiedź na wyzwanie roku 2027. Taki resort miałby pozwolić sprawnie zarządzać polityką gospodarczą.
Choć nie cały obecny resort rozwoju byłby podstawą dużego ministerstwa.
Premier mówił o wyjęciu z tego resortu mieszkalnictwa, reszta miałaby być przekazana do dużego resortu gospodarczego – zauważa nasz rozmówca z koalicji.
Zgodnie z tą wersją mieszkalnictwo trafiłoby do resortu funduszy, czyli do Polski 2050 Szymona Hołowni. Choć chrapkę na budownictwo ma także Lewica.
Osobną kwestią jest to, kto miałby kierować nowym ministerstwem. Tu zgodnie z opinią różnych stron koalicji słychać, że miałby to być Andrzej Domański, obecnie minister finansów.
– To ma iść pod Domańskiego – mówi jeden z ludowców. – To oczywiste, że Domański – podkreśla polityk Polski 2050. Z KO słychać podobnie. – Moim zdaniem to będzie Domański, taki jest plan Donalda, ale co wyjdzie z rozmów z koalicjantami, zobaczymy – mówi polityk KO.
Ten typ nie jest zaskoczeniem, bo o takim wariancie jeszcze w kwietniu pisała "Rzeczpospolita". Osobne pytanie, czy w takim razie miałby kierować nowym resortem gospodarczym, czy także resortem finansów. – Pewnie raczej dostanie jeden resort, a nie dwa, bo trudno ogarnąć oba – mówi rozmówca z KO. Ale niekoniecznie, bo może się powtórzyć sytuacja z czasów rządów PiS, gdzie oba resorty połączył unią personalną Mateusz Morawiecki.
– Gdy Morawiecki wchodził do rządu, miał na stole obie propozycje: i szefa MF, i ministra rozwoju. I wziął politykę rozwojową. Tylko że MF ma w rządzie rolę blokującą dla pomysłów innych resortów, więc Szałamachy (pierwszego ministra finansów w rządzie Beaty Szydło - przyp. red.) po roku się pozbyto, bo blokował Morawieckiego. Jak Morawiecki został szefem MF, to uzyskał wpływ na zarządzanie środkami. Sam szef MF pełni rolę księgowego – mówi nam osoba związana z PiS.
O tym, jaki będzie ostateczny wariant, przekonamy się zapewne w lipcu. Na razie realne rozmowy koalicyjne o kształcie rządu jeszcze się nie zaczęły. Z nieoficjalnych zapowiedzi wynika, że Donald Tusk ma ambitne zamiary mocnego przycięcia kadrowego rządu. Liczba ministrów miałaby się zmniejszyć nawet o 12. Dziś rząd liczy, oprócz premiera, 16 ministrów, z czego 19 stoi na czele resortów. Pytanie, jak dalece te zapowiedzi uda się wcielić w życie.
– Słychać dziś koalicjantów, którzy deklarują, że są za dużymi redukcjami, ale zobaczymy, co się stanie, gdy przyjdzie do negocjacji konkretów i tego, co poszczególne partie mają oddać. Wtedy może się okazać, że zapał do cięć osłabnie – zastrzega koalicyjny polityk.
Grzegorz Osiecki, dziennikarz money.pl