Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Agnieszka Zielińska
Agnieszka Zielińska
|

Alarm w polskiej energetyce. Mamy mało mocy. O blackoucie zdecyduje węgiel

571
Podziel się:

W ubiegłym tygodniu Polskie Sieci Elektroenergetyczne po raz pierwszy w historii ogłosiły okres zagrożenia na rynku mocy. Okazało się, że rezerwa w naszym systemie energetycznym jest za niska. Do blackoutu na szczęście nie doszło. Czy jednak grozi nam w przyszłości? Zdaniem ekspertów to mało prawdopodobne, ale pod jednym, bardzo ważnym warunkiem.

Alarm w polskiej energetyce. Mamy mało mocy. O blackoucie zdecyduje węgiel
Większość polskich bloków energetycznych w tej chwili pracuje na "pół gwizdka" z powodu oszczędności. (Licencjodawca, Paweł Brzozowski / grinus.pl)

A czy Ty skorzystasz z tarczy solidarnościowej? Napisz, ile prądu zużywasz i podziel się swoimi wątpliwościami. Czekamy na dziejesie.wp.pl.

W piątek (23 września) Polskie Sieci Elektroenergetyczne ogłosiły okres zagrożenia na rynku mocy. Po raz pierwszy w historii. Okazało się bowiem, że dostępna nadwyżka mocy w systemie była niższa niż 9 proc., czyli poniżej poziomu, który wymagany jest dla bezpieczeństwa pracy systemu. W praktyce oznacza to, że elektrownie na sygnał operatora muszą dostarczyć zakontraktowaną moc. I tak się stało. Nasze bezpieczeństwo energetyczne uratowała warszawska Elektrociepłownia Siekierki.

Czasem ratuje nas OZE, innym razem elektrownie węglowe

Niestety, to już nie pierwszy raz, gdy nasz system energetyczny łapie zadyszkę z powodu deficytu mocy. Stan zagrożenia na rynku nie został jednak ogłoszony przez brak węgla. W tym wypadku był to splot wielu czynników: niskiej mocy farm wiatrowych sięgającej zaledwie ok. 150 MW przy mocy maksymalnej ok. 8500 MW, braku importu energii elektrycznej w ramach europejskiego rynku i nieplanowanych wyłączeń kilku elektrowni.

Z podobną sytuacją mieliśmy także do czynienia m.in. jesienią i zimą ubiegłego roku oraz latem, gdy doszło do wyłączeń bloków w elektrowniach: Połaniec, Opole, Kozienice, Turów. Wówczas sytuację ratowały m.in. farmy wiatrowe, dzięki wietrznej pogodzie, a w innym przypadku pomógł nam import energii m.in. z Niemiec i Czech, a także Słowacji i Szwecji.

Z kolei teraz pierwszy raz w historii sięgnięto po inny instrument, czyli ogłoszenie okresu zagrożenia na rynku mocy i w tym wypadku nasz bilans energetyczny uratowała elektrownia węglowa. Niestety, okazuje się, że niebawem takie sytuacje mogą się powtarzać.

Dlaczego polskie elektrownie pracują "na pół gwizdka"?

Czy polski system energetyczny jest niewydolny i zagrożone jest już nasze bezpieczeństwo energetyczne?

Okazuje się, że głównym powodem obecnej sytuacji są ciągłe wyłączenia i awarie bloków energetycznych. Nasza najnowocześniejsza elektrownia Jaworzno od momentu uruchomienia niemal ciągle znajduje się w naprawie. Z kolei największy krajowy blok o mocy 1075 MW w Elektrowni Kozienice znajduje się w planowym remoncie, który potrwa do 27 listopada. A te elektrownie, które działają, m.in. blok w Opolu, pracują "na pół gwizdka".

Dlaczego tak się dzieje? Okazuje się, że głównym powodem są oszczędności. Większość polskich elektrowni działa na węgiel. Z obawy, że nie ma wystarczających zapasów tego surowca, wiele z nich pracuje od dawna na "niższych obrotach", w efekcie np. tylko w lipcu wyprodukowały o 15 proc. mniej energii niż w analogicznym okresie w roku poprzednim.

Czy rzeczywiście elektrowniom może zabraknąć węgla?

Z dotychczasowych szacunków Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla wynikało, że do końca tego roku może brakować nam ok. 4 do 6 mln ton węgla.

Tymczasem w ubiegłym tygodniu Wojciech Dąbrowski, prezes PGE, zapewnił, że nie ma powodu do niepokoju. Poinformował, że PGE zamówiła za granicą 10 mln ton węgla do sprowadzenia przed 30 kwietnia 2023 r. Z czego do 30 września do Polski ma trafić 2,5 mln ton, a od września będzie to 1,1 mln ton miesięcznie, co przekłada się na 25 statków z węglem co miesiąc. Prezes PGE zapewnił także, że "nie ma zagrożenia zakłócenia dostaw energii elektrycznej i ciepła w sezonie zimowym".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Prąd i gaz coraz droższe w całej UE. Poranna kawa to dla niektórych luksus

W najbliższym czasie czekają nas kolejne okresy zagrożenia

Czy rzeczywiście nie mamy powodu do obaw? Beata Jarosz-Dziekanowska, rzeczniczka PSE, w rozmowie z money.pl. przekonuje, że w tej chwili nie ma powodu do niepokoju. Z kolei ostatnia sytuacja, czyli ogłoszenie zagrożenia na rynku mocy, jak zaznacza, to standardowy mechanizm, który w ogóle nie dotknął odbiorców końcowych, czyli gospodarstw domowych.

Krzysztof Mazurski, ekspert firmy Energy Solution uważa, że pozytywem ogłoszenia pierwszy raz w historii stanu zagrożenia na rynku mocy było sprawne zadziałanie wszystkich mechanizmów. - Jeśli chodzi o plusy tego zdarzenia, to należy podkreślić sprawny powrót niektórych wytwórców z postojów produkcyjnych i zdyscyplinowaną reakcję strony popytowej, czyli odbiorców energii elektrycznej. Można powiedzieć, że poradziliśmy sobie z tym kłopotem w ramach rozwiązań krajowych - komentuje.

Jego zdaniem nie wyklucza to jednak ogłoszenia kolejnego stanu zagrożenia w najbliższych dniach lub tygodniach. Powód? Ekspert wyjaśnia, że polskie elektrownie nadal nie pracują z pełną mocą. Dlatego w momencie, gdy energetyka wiatrowa chwilowo produkuje mało energii, możemy mieć problem z osiągnięciem wymaganego poziomu 9 proc. dla bezpieczeństwa pracy systemu energetycznego.

Jego zdaniem ta sytuacja powinna być jednak dla nas lekcją, że jeżeli w najbliższym czasie nie dojdzie do odpowiednich inwestycji w energetyce, to problem, z którym teraz mamy do czynienia, się pogłębi.

Europie brakuje gazu – w skrajnym scenariuszu grożą ograniczenia dostaw prądu

Nie tylko Polska zmaga się w tej chwili z niedoborami mocy na rynku energii, ale także cała Europa. Jak informował ostatnio Bloomberg, nad Starym Kontynentem wisi w tej chwili widmo planowych i nieplanowanych przerw w dostawach prądu. Na taki scenariusz szykują się niemal wszystkie europejskie rządy.

Bloomberg przypomina, że obecna sytuacja jest efektem decyzji Rosji o wstrzymaniu dostaw gazu przez Nord Stream. Wskutek tego ceny gazu i energii jeszcze bardziej wzrosły, a kryzys energetyczny się zaostrzył. Ostatnio sytuację skomplikowały dodatkowo wycieki gazu z Nord Stream1 i Nord Stream2.

Coraz więcej państw zapowiada ograniczenia zużycia prądu.

- Rzeczywistość jest taka, że w Europie nie ma wystarczającej ilości gazu. Jeśli popyt nie zostanie zmniejszony, firmy zostaną odcięte od dostaw energii, a w skrajnym scenariuszu także gospodarstwa domowe mogą zostać odłączone od sieci – uważa Ed Birkett, szef działu energii i klimatu w londyńskim think tanku Onward, cytowany przez Bloomberga.

Jeżeli zima będzie mroźna, przerwy w dostawach prądu są realne

Czy Polsce taka sytuacja również grozi ? 

- W tej chwili ryzyko ograniczeń dostaw energii elektrycznej jest niewielkie, bo ciągle mamy spore zapasy węgla i gazu, a temperatury nie są bardzo niskie. Najwyższe zapotrzebowanie na prąd tradycyjnie występuje zimą, w mroźny wieczór, w dzień roboczy. Wraz ze spadkiem temperatury rośnie zapotrzebowanie na energię elektryczną i gaz do ogrzewania. Teraz elektrownie mogą dostarczyć nam bez problemów całą potrzebną moc, a "okres zagrożenia" wynika raczej z powodu wyłączenia części z nich z powodu remontów - tłumaczy Bernard Swoczyna, główny ekspert w Programie badawczym Energia & Klimat w Fundacji Instrat.

Dodaje jednak, że jeśli zima będzie długa i mroźna, elektrowniom może zacząć brakować węgla. I wtedy faktycznie grożą nam ograniczenia w dostawach prądu.

Swoczyna tłumaczy także, że jeśli zimą będą ogłaszane ograniczenia poboru mocy, to będą dotyczyć jednak dużych odbiorców np. przemysłu, a nie gospodarstw domowych i będą ogłaszane w dni robocze przy mroźnej i bezwietrznej pogodzie. - Ograniczenia dostaw są kosztowne gospodarczo, ale nie oznaczają jeszcze blackoutu, czyli szerokiej awarii zasilania, po której konieczne byłoby stopniowe uruchamianie na nowo systemu elektroenergetycznego - wyjaśnia.

Jego zdaniem PSE ma jednak wiele sposobów, aby ochronić nas przed blackoutem czy ograniczeniami dostaw prądu. Mogą na rozkaz przywrócić do pracy wyłączone elektrownie, awaryjnie kupić prąd za granicą, nakazać redukcję zużycia tym odbiorcom, którzy zgłosili się do programu dobrowolnego zmniejszenia zużycia za opłatą, a dopiero w ostateczności nakażą ograniczyć zużycie prądu u pozostałych dużych odbiorców.

- Dla zwykłych ludzi, zwłaszcza mieszkających na wsi, znacznie większym zagrożeniem są wichury, śnieżyce czy inne czynniki odpowiadające za awarie sieci dystrybucyjnej, często w odległości zaledwie kilku kilometrów od ich domów - dodaje.

Polityka energetyczna Polski do 2040 nie odpowiada na wyzwania

Nasz rozmówca przypomina zarazem, że - jak wynika z raportu "Brakujący element układanki. Rozważania o bezpieczeństwie energetycznym" Fundacji Instrat - poważne ryzyko blackoutów może pojawić się w Polsce w przyszłości.

- Jeżeli dojdzie do opóźnień związanych z budową elektrowni jądrowej i bloków gazowych, a także przy sezonowych ograniczeniach pracy elektrociepłowni, może nastąpić niedobór mocy grożący nawet blackoutem - ocenia.

Ponadto według niego przyjęta przez rząd Polityka energetyczna Polski do 2040 nie odpowiada dziś na obecne wyzwania. - Co więcej, blokując rozwój odnawialnych źródeł energii, uniemożliwia uzupełnienie brakujących mocy energią wiatrową i słoneczną wspartą magazynami energii - dodaje.

Systemy energetyczne są połączone, to kwestia bezpieczeństwa

Magdalena Maj, kierownik zespołu klimatu i energii w Polskim Instytucie Ekonomicznym, uważa z kolei, że w ostatnim czasie termin "blackout" jest nadużywany. Dodaje, że zgodnie z jego definicją, to nagła, poważna awaria systemu elektroenergetycznego powodująca dłuższą przerwę w dostawie energii elektrycznej na znacznym obszarze aglomeracji lub kraju.

- Nasz system elektroenergetyczny jest połączony z innymi krajami. Jest to także forma zabezpieczenia. W tym roku dopiero od lipca mieliśmy dodatnie saldo, czyli import energii w wysokości 129 GWh i 56 GWh w sierpniu, m.in. ze Szwecji i Ukrainy. Podobnie będzie we wrześniu - informuje.

Jej zdaniem nie jest jednak wykluczone zwiększenie stopni zasilania, tak jak to zrobiono latem 2015 r., gdy uruchomiono tzw. 20. stopień zasilania, czyli ograniczenie poboru mocy tylko do wysokości ustalonego minimum.

- Gdyby opisane rozwiązania nie bilansowały jednak systemu, Rada Ministrów może ogłosić plan ograniczania poboru energii elektrycznej. Plan ten odnosi się do odbiorców, którzy na dzień 1 stycznia danego roku zamówili łączną moc umowną na poziomie 300 kW i więcej. W rzeczywistości oznacza to, że ograniczeniami mogą być dotknięte jedynie duże podmioty: zakłady produkcyjne, galerie handlowe czy hotele. Ograniczenia nie dotyczą jednak odbiorców wrażliwych, w tym gospodarstw domowych czy szpitali - podsumowuje.

Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
energetyka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(571)
edi
rok temu
Polska właśnie upadła po wstaniu z kolan"bravo"pis.
Jark
rok temu
Zaopatrzyłem rodzinę w agregat prądotwórczy ecoflow, mamy swoje sposoby na przetrwanie i wiem, że damy sobie radę.
dziecko we mg...
2 lata temu
Będziemy dalej bawić się w patrzenie na gospodarkę pisowską jak na drogę męki pańskiej ?O Boże co rok to gorzej?Demokracja nie polega na spolegliwości tylko na efektywności iwiedzy wybranych urzędników,niestety.Mamy za swoje.Pokolenie chłopów pańszczyźnianych ale cwanych postawilo nas w rzędzie dziadów europejskich.
KOT JARKA
2 lata temu
Nie sądziłem, że w wieku 40 lat będę się zastanawiał nad wyjazdem z Polski. Budzę się i mam dosyć...
Jaceklub
2 lata temu
Dyzma dla PiSu to był fachowiec
...
Następna strona