Atak dronów na dwa ośrodki wydobycia i przetwórstwa ropy naftowej w Arabii Saudyjskiej wywołują nie tylko napięcia polityczne. Są one także ciosem dla globalnej gospodarki. Arabia Saudyjska jest największym producentem ropy naftowej na świecie. Specjaliści liczą się z tym, że cena ropy już w poniedziałek (16.09.2019) po otwarciu rynków będzie wyższa o 5 do 10 dolarów za baryłkę. Jak będzie się dalej rozwijać, zależy w dużym stopniu od tego, jak szybko Arabia Saudyjska będzie mogła powrócić do dawnego poziomu produkcji. W wypadku gdyby wydobycie zostało przerwane na siedem dni Bob McNally, analityk z Rapidian Energy, liczy się ze wzrostem ceny o 15 do 20 dolarów za baryłkę. Po 30 dniach cena ropy mogłaby przekroczyć pułap 100 dolarów. Byłby to ogromny wzrost, który mógłby pogłębić kryzys i tak już osłabionej gospodarki światowej. Ostatnio baryłka ropy WTI kosztowała na rynku prawie 55 dolarów.
– Ataki dronów mają nowy wymiar – zaznacza analityk Christyan Malek z amerykańskiego banku JPMorgan. – Rynek zareaguje na to cenowo i cena ropy w następnych 3 - 6 miesiącach może wzrosnąć nawet do 80 - 90 dolarów.
5 procent światowej produkcji
W wyniku ataków dronów w sobotę rano (14.09.2019) doszło do wybuchu pożaru w obiektach wydobywczych i przetwórczych państwowego koncernu Saudi Aramco. W obiektach w Bukajk i Churais trzeba było wstrzymać wydobycie i rafinację ropy. Według informacji ministra energii Arabii Saudyjskiej Abdulaziza Bin Salmana dotyczy to połowy produkcji koncernu, czyli ok. 5,7 mln baryłek dziennie. Jest to prawie 5 proc. globalnego rynku naftowego.
Saudyjski minister energii zapewniał, że jest to tylko tymczasowy przestój, który kompensowany jest z rezerw ropy. Eksperci wątpią jednak, czy wydobycie będzie wkrótce znów pod kontrolą. Agencja Reutersa, powołując się na osobę wtajemniczoną, podaje, że powrót do normalnego wydobycia będzie trwał nie kilka dni, ale kilka tygodni. W Bakajk znajduje się największa rafineria ropy koncernu Saudi Aramco. Leży ona prawie 60 km na południowy zachód od głównej siedziby Aramco w Dhahranie. W Churais znajduje się jedno z największych pól naftowych koncernu, który przygotowuje się do wejścia na giełdę. Pierwotnie planowane było to na rok 2018, ale zostało przesunięte ze względu na spadek cen ropy na światowym rynku.
Do ataku na obiekty wydobywcze przyznali się rebelianci Huti z Jemenu, wspierani przez Iran. Amerykański minister stanu Mike Pompeo napisał na Twitterze, że „nie ma żadnych dowodów, jakoby ataki kierowane były z Jemenu”. Jego zdaniem Iran musi zostać pociągnięty do odpowiedzialności za tę agresję. Zaznaczył przy tym, że rząd w Waszyngtonie wraz ze swoimi sojusznikami zabezpieczy globalne zaopatrzenie w energię. Rzeczniczka amerykańskiego departamentu energii powiedziała w niedzielę, że Stany Zjednoczone, w przypadku niedoborów na rynku, gotowe są sięgnąć po swoje rezerwy energetyczne.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl