Bułgaria wchodzi do strefy euro w cieniu upadku rządu. Klamka zapadła wbrew woli?
Mimo dymisji gabinetu Rosena Żelazkowa i społecznego sceptycyzmu Bułgaria dołączy do strefy euro już 1 stycznia. Komisja Europejska potwierdza spełnienie kryteriów, a ekonomicznie kraj jest powiązany z unijną walutą od dekad. Zmiana pieniądza następuje jednak w atmosferze głębokiego kryzysu politycznego i masowych protestów.
Decyzja jest ostateczna i niezależna od politycznego chaosu w Sofii. Rzecznik Komisji Europejskiej potwierdził w piątek, że Bułgaria spełniła wszystkie wymogi konwergencji. Oznacza to, że od nowego roku nasi południowo-wschodni sąsiedzi porzucą lewa na rzecz wspólnej waluty europejskiej.
Wiadomość ta zbiegła się w czasie z trzęsieniem ziemi na bułgarskiej scenie politycznej. Zaledwie dzień wcześniej do dymisji podał się rząd premiera Rosena Żelazkowa, uginając się pod presją masowych protestów. Choć nacjonalistyczna partia Odrodzenie zapowiedziała złożenie wniosku o roczne opóźnienie akcesji do strefy euro, nawet liderzy tego ugrupowania przyznają nieoficjalnie, że na zmianę kursu jest już za późno.
Sprzedaje setki aut miesięcznie. Zdradza, na czym zarabia dealer
Iluzja walutowej suwerenności
Sceptycyzm wobec euro jest w bułgarskim społeczeństwie wciąż żywy. Jak wynika z czerwcowego badania Eurobarometr, przeciwnych przyjęciu wspólnej waluty jest 53 proc. obywateli, podczas gdy poparcie deklaruje 45 proc. respondentów. Głównym paliwem dla tych obaw jest strach przed wzrostem cen oraz sentyment do narodowej waluty jako symbolu niezależności.
Eksperci wskazują jednak, że argument o utracie suwerenności monetarnej jest w przypadku Bułgarii spóźniony o ponad ćwierć wieku. W praktyce Sofia nie prowadzi własnej polityki pieniężnej od 1999 roku.
Bułgarski lew funkcjonuje w systemie sztywnego kursu walutowego (currency board). Początkowo był powiązany z marką niemiecką, a następnie z euro. Oznacza to, że Bułgarski Bank Narodowy od lat jedynie kopiuje ruchy Europejskiego Banku Centralnego (EBC), nie mając na nie żadnego wpływu. Paradoksalnie, wejście do strefy euro zwiększy decyzyjność Sofii – gubernator banku centralnego otrzyma bowiem miejsce i głos w Radzie Prezesów EBC.
Dla rynków finansowych pełna integracja to sygnał stabilności. Inwestorzy od dawna traktują bułgarską gospodarkę jako de facto strefę euro, ale formalne przyjęcie waluty eliminuje ostatnie ryzyka kursowe i koszty transakcyjne.
O co naprawdę walczą protestujący?
Choć rząd próbował narzucić narrację, że demonstracje mają charakter antyunijny, rzeczywistość na ulicach Sofii wygląda inaczej. Protesty, które wybuchły pod koniec listopada, nie były wycelowane w euro, lecz w projekt budżetu na przyszły rok.
Iskrą zapalną stała się propozycja podniesienia składek na ubezpieczenia społeczne i emerytalne. Środki uzyskane z kieszeni podatników miały zostać przeznaczone na sfinansowanie podwyżek dla administracji rządowej, co wywołało wściekłość obywateli.
Szybko jednak postulaty ekonomiczne ustąpiły miejsca żądaniom systemowym. Demonstranci sprzeciwiają się zawłaszczaniu państwa, wszechobecnej korupcji i wpływom oligarchów. Na celowniku znalazł się m.in. Delan Peewski, wpływowy biznesmen objęty sankcjami przez USA i Wielką Brytanię. Co ciekawe, dla wielu protestujących ściślejsza integracja z Unią Europejską – w tym przyjęcie euro – jest postrzegana jako narzędzie, które może wymusić na lokalnych elitach wyższe standardy praworządności.
Gospodarczy ogon Europy
Ustępujący rząd Żelazkowa może zapisać sobie na konto dwa historyczne sukcesy: pełne wejście do strefy Schengen (od początku 2025 roku) oraz spełnienie kryteriów z Maastricht. To kroki milowe w walce z wizerunkiem państwa "drugiej kategorii".
Mimo to, wyzwania stojące przed bułgarską gospodarką pozostają ogromne. Choć od akcesji do UE w 2007 roku kraj notuje wzrost, nadal pozostaje najbiedniejszym członkiem Wspólnoty. W 2024 roku PKB na mieszkańca wynosiło tam zaledwie dwie trzecie średniej unijnej.
Równie ponuro wyglądają statystyki dotyczące transparentności życia publicznego. W najnowszym rankingu Transparency International Bułgaria zajęła 76. miejsce na świecie. Wewnątrz Unii Europejskiej gorszy wynik zanotowały jedynie Węgry.
Największym znakiem zapytania pozostaje to, kto politycznie "wprowadzi" Bułgarię do strefy euro. Konsultacje prezydenta Rumena Radewa z liderami partyjnymi zakończyły się fiaskiem – szans na sformowanie stabilnego rządu w obecnym parlamencie nie ma.
Kraj czeka teraz na ogłoszenie daty kolejnych wyborów. Będzie to już ósme głosowanie do parlamentu w ciągu ostatnich pięciu lat, co dobitnie świadczy o skali paraliżu decyzyjnego w Sofii. Niezależnie jednak od tego, kto wygra, 1 stycznia w bułgarskich bankomatach pojawią się banknoty z unijnymi gwiazdkami.