Trwa ładowanie...
Przejdź na
Cel: wyrwać się z szachu Putina. Niemcy potrzebują dwóch rzeczy, których nie mają
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|

Cel: wyrwać się z szachu Putina. Niemcy potrzebują dwóch rzeczy, których nie mają

(Getty Images, 2022 Getty Images)

Gazociąg Nord Stream 1 znów nie przesyła gazu do Niemiec. Gazprom prace serwisowe ma zakończyć w piątek. Czy przywróci przepływ, czy w pełnej przepustowości? Berlin wciąż podatny jest na rosyjski szantaż gazowy. Ma jednak możliwość wyrwania się z szachu, wymaga to jednak determinacji, dodatkowych kosztów i czasu, którego brakuje. Putin tymczasem woli bezproduktywnie spalać swój gaz niż przesłać go Europie.

Energetyczny szantaż to strategia, którą od lat Rosja stosuje w polityce. Nikt nie ma wątpliwości - ponowne wyłączenie Nord Stream 1, tym razem na trzy dni, choć tłumaczone przez Gazprom serwisem technicznym, jest kolejnym zagraniem politycznym.

- Między bajki można włożyć tłumaczenia Gazpromu, że odcięcie przepływu przez obecne Nord Stream 1 ma podłoże techniczne. To oczywiste, że nie wynika z faktycznych problemów. Zaledwie miesiąc temu gazociąg był serwisowany. To działanie polityczne nakierowane na zwiększenie presji, wywołanie niepewności w Europie - komentuje dla money.pl Michał Kędzierski z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW).

Jak najbardziej należy zakładać, że podobne zagrania będą się powtarzać, zwiększając chaos w Europie - dodaje.

W piątek Gazprom ma wznowić przesył. Wciąż nie ma jednak pewności, że faktycznie to zrobi i jak wiele gazu rzeczywiście dostarczy do Niemiec. - Niemcy już muszą kalkulować swoje przyszłe działania przez pryzmat całkowitego odcięcia od rosyjskiego gazu - zaznacza Michał Kędzierski.

Jednak, aby wyrwać się z szachu Putina, Niemcy potrzebują większej determinacji, dodatkowych pieniędzy, a przede wszystkim czasu, którego brakuje. Z pierwszą i trzecią mają problem. Czasu jest niewiele, a determinacja jest, ale by sprostać temu wyzwaniu, jakim jest całkowite odcięcie od surowców z Rosji, potrzeba jej więcej.

Gaz dla Niemców

Niemcy to największy konsument gazu w Unii Europejskiej, odpowiedzialny za ponad 25 proc. konsumpcji. W swojej gospodarce wykorzystują około 85-90 mld m sześc. gazu rocznie. Tylko przez Nord Stream 1 co roku do kraju trafiało realnie 55 do 65 mld m sześc. tego paliwa.

- Niestety, wskutek decyzji politycznych zależność Niemiec od rosyjskiego gazu systematycznie rosła co najmniej od 2015 roku i odwrócenie tego trendu będzie wymagało zmiany zarówno sposobu myślenia o bezpieczeństwie dostaw gazu, jak i rozbudowy infrastruktury. Stopniowe wyłączanie elektrowni jądrowych po awarii w elektrowni w Fukushimie w 2011 roku zwiększyło rolę gazu w niemieckiej energetyce - przypomina w rozmowie z money.pl dr Kamil Lipiński, analityk Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Jak przypomina, w Niemczech od 23 czerwca 2022 roku trwa stan alarmowy. Niemiecka Federalna Agencja ds. Sieci (Budesnetzagentur) od początku kryzysu codziennie raportuje sytuację na niemieckim rynku gazu i wzywa do ograniczenia konsumpcji.

- Trudności Niemiec przekładają się na cały europejski rynek gazu, w tym najistotniejszy holenderski hub TTF, najmocniej skorelowany z niemieckim hubem THE. Oba obszary cenowe w sierpniu odnotowały zwyżki do cen gazu powyżej 310 euro/MWh. Pomimo apeli agencji i polityków oraz rekordowo wysokich cen gazu, konsumpcja gazu w lipcu 2022 roku była wyższa niż w lipcu 2021 roku, co utrudnia sprawne zatłaczanie magazynów. Ostatnie znaczące spadki cen (po 30 sierpnia) wskazują, że rynek wierzy w deklaracje polityków dotyczące interwencji w mechanizmy rynkowe po to, by zatrzymać wzrost cen gazu - uważa Lipiński.

Michał Kędzierski z Ośrodka Studiów Wschodnich zwraca uwagę, że Niemcy na ten moment nie są w stanie sobie zrekompensować braku rosyjskiego gazu. Jednak zapowiadane inwestycje w pływające terminale LNG mogą zmienić ten obraz. Te jednak wymagają czasu.

- Planowane podłączenie pięciu pływających jednostek regazyfikacyjnych LNG pozwoli - wraz z importem LNG przez holenderski terminal w Rotterdamie, belgijski terminal w Zeebrugge i francuski terminal w Dunkierce - zwiększyć niezależność Niemiec od rosyjskiego surowca. Te inwestycje potrzebują jednak czasu. Zapowiedzi oddania pierwszych terminali pod koniec 2022 roku wydają się bardzo ambitne - te inwestycje zazwyczaj potrzebują co najmniej trzy razy więcej czasu - zaznacza analityk Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Dostawy z Holandii i Norwegii

Jednak według ekspertów, z którymi rozmawiał money.pl, Rosja to niejedyny kierunek, z którego Niemcy mogą pozyskiwać gaz. Problem leży po stronie ekonomii. Poprzez wieloletnie kontrakty z Gazpromem Berlin wynegocjował korzystne warunki, a rosyjski gaz był do tej pory znacznie tańszy.

Jak pisaliśmy w money.pl, zsumowanie wszystkich punktów wejścia do niemieckiego systemu gazowego daje 310-330 mld m sześc. Dostarczane poprzez Nord Stream 1 65 mld m sześc. gazu jest więc tylko ułamkiem tego wolumenu.

- Niemcy mają kontrakty zawarte również z innymi dostawcami. Obecnie coraz więcej gazu sprowadzają z Norwegii, to około 40 proc. Zwiększają też dostawy z Holandii, która do tej pory zaopatrywała Niemców w gaz wydobywany ze swoich pól - wylicza Michał Kędzierski z OSW.

Kanclerz Olaf Scholz już w połowie sierpnia informował na Twitterze, że jego kraj porozumiał się z Norwegami w kwestii dostaw gazu. "Norwegia zwiększyła dla nas produkcję gazu. Pomoże to przetrwać zimę" - pisał. W tej chwili Norwegia jest dla Niemiec drugim po Rosji największym dostawcą gazu.

Niemcy mają możliwość zwiększenia dostaw poprzez norweskie gazociągi Euro Pipe 2 i Norpipe 1 i 2 a więc zwiększenia wolumenu z kierunku północnego. Mogą też zwiększyć dostawy ze strony Holandii poprzez interkonektor, którego spadało wykorzystanie po zmniejszeniu wydobycia gazu w rejonie Groningen. Niemcy wykorzystać też mogą dostawy poprzez terminal w Rotterdamie - mówi money.pl prof. Mariusz Ruszel, prezes Instytutu Polityki Energetycznej im Ignacego Łukasiewicza.

W czwartek kanclerz mówił również, o potrzebie powrotu do zarzuconej budowy rurociągu przez Francję, przez Włochy. "Wtedy zobaczymy zmiany, jeśli kraje Europy Południowej znajdą nowe źródła importu gazu z Afryki , z rejonu Azji , skąd można dostać gaz bez udziału Rosji, to wesprze zarówno rynek światowy, jak i nas" - zasugerował Scholz.

Jak podkreśla Michał Kędzierski z OSW, pewne możliwości już teraz dają również terminale gazowe z sąsiedniej Francji, Belgii czy Holandii, czego ostatnim przykładem są kontrakty na gaz z USA.

Olaf Scholz w ostatnim czasie odwiedził również Kanadę, gdzie badał możliwości pozyskania skroplonego gazu LNG. Tu jednak otrzymał odpowiedź, że Kanada nie może dostarczyć gazu w ciągu najbliższego roku lub dwóch, gdyż na wschodnim wybrzeżu wciąż nie ma terminali eksportowych LNG. Wymagałoby to więc inwestycji po ich stronie, a z Berlina jednoznacznego określenia w sprawie dostaw. Kanada nie zamierza być jedynie tymczasową łatką dla dostaw z Rosji. Może jednak być długoterminowym partnerem.

Niemcy zapełniają magazyny

Niemcy potrzebują gazu nie tylko do zabezpieczenia bieżącego spożycia, ale także jako zabezpieczenia przed zimą.

Pomimo trudnej sytuacji Niemcom, podobnie jak większości państw UE, udało się już zapełnić magazyny do poziomu wymaganego przez KE na 1 września.

Magazyny niemieckie, największe w UE, są pełne w ok. 84 proc. To więcej niż wymagany w rozporządzeniu (UE - przyp. red.) poziom do zapewnienia bezpiecznej zimy. Należy jednak pamiętać, że w przypadku zimy skrajnie chłodnej zużycie gazu mogłoby cały czas stanowić wyzwanie dla Europy, dlatego rząd Niemiec z pewnością będzie dążył do dalszego zwiększania zapasów gazu - wskazuje dr Lipiński.

Niemcy już dziś mają wypełnione magazyny na poziomie 83,65 proc., a ich maksymalna pojemność wynosi 20 mld m sześc., czyli tyle, ile Polska zużywa gazu w rok. Jak zauważa Michał Kędzierski z OSW, jeżeli do 1 listopada napełnienie magazynów osiągnie poziom 90 proc., to nasi sąsiedzi pokryją swoje zapotrzebowanie na 2,5 miesiąca bez jakichkolwiek dostaw, w tym z Norwegii czy z Holandii.

- Skoro Niemcy chcą pokazać Europie, że podchodzą do dywersyfikacji poważnie, powinni wypowiedzieć udostępnioną Rosjanom 50 proc. przepustowości biegnącego z Greifswald w północno-wschodnich Niemczech do znajdującej się na granicy niemiecko-czeskiej miejscowości Brandov gazociągu Opal i dochować europejskiej zasady TPA, a więc reguły dostępu stron trzecich. To jeden z podstawowych kroków do dywersyfikacji – zaznacza prof. Ruszel.

 Rosja: gaz lepiej spalić, niż przesłać Europie

Nord Stream stał się w rękach Putina bronią, której destrukcyjna siła polega już na samym wzniecaniu niepewności niż faktycznym działaniu. Niemcy mają możliwość wyrwania się ze szpon Gazpromu, ale wciąż się miotają w swojej polityce energetycznej. Czy liczną na powrót do tanich kontraktów z Rosją? Z całą pewnością mają świadomość, że jest to niemożliwe w najbliższych latach, ale w dalszej perspektywie?

Niemcy sobie uświadomili, że nie obędzie się bez gruntownej zmiany struktury dostaw. Czy jednak w ogóle zrezygnują z rosyjskich dostaw? To zależy od sytuacji geopolitycznej. Nie można wykluczyć, że ten import za pewien czas może powrócić. Teraz jednak zmuszeni są znaleźć innych dostawców. Odwrotu nie ma. A im więcej umów będzie zawieranych, tym mniej miejsca będzie na ewentualne przyszłe umowy z Rosją - stwierdza Michał Kędzierski.

Rosja jednak dopóki ma narzędzia nacisku na Europę, będzie z nich bezwzględnie korzystać. Co potwierdza kolejne zamieszanie przy Nord Stream 1. Europa poprzez niemiecką zależność wciąż musi liczyć się kaprysami jednowładcy z Kremla.

Gazprom, nie będąc w stanie zmagazynować gazu, zmuszony jest go bezproduktywnie spalać, a płomień nad tłocznią Portowaja w okolicy Sankt Petersburga jest widoczny nawet z kosmosu. To olbrzymie marnotrawstwo zasobów i niepotrzebne koszty klimatyczne. Te działania wskazują na desperację Federacji Rosyjskiej. Rosja jest obecnie zależna od UE jako rynku zbytu gazu i dostawcy specjalistycznych technologii do jego wydobycia, zwłaszcza na morskich platformach wiertniczych - zauważa Kamil Lipiński.

Jednak jak podkreśla ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego, jeżeli Europie uda się przetrwać sezon zimowy 2022/2023 i napełnić magazyny na zimę 2023/2024, to pozycja Gazpromu będzie znacznie trudniejsza niż obecnie. - Paradoksalnie, obecny kryzys może w dłuższej perspektywie korzystnie wpłynąć na długoterminową niezależność Europy od rosyjskich dostaw - stwierdza dr Lipiński.

Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl