Dzietność w Polsce na fatalnym poziomie. Czy są sposoby, by to naprawić? [OPINIA]

GUS podał w środę, że w 2024 r. w Polsce urodziło się 252 tys. dzieci. Dane o tzw. wskaźniku dzietności (TFR) spłyną w maju. Możemy jednak wstępnie założyć, że i z tym parametrem nie będzie najlepiej. A mówiąc dosadniej - fatalnie. Czy są sposoby, by tę sytuację naprawić?

Polaków w 2060 r. będzie mniej niż obecniePolaków w 2060 r. będzie mniej niż obecnie
Źródło zdjęć: © Adobe Stock, Statista.com | bestmoments.art, Statista.com
Kamil Fejfer

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Polska się wyludnia. Mówił o tym na środowej konferencji prasowej prezes GUS. Stwierdził, że z taką sytuacją mamy do czynienia od ok. 2012 r. Uzupełnijmy, że od tamtego czasu bilans ludnościowy Polski de facto wzrósł na skutek dynamicznej migracji. Ale maleje liczba osób urodzonych w naszym kraju.

W dłuższym okresie w kontekście ludnościowym jesteśmy skazani na bycie pod kreską. Dlaczego? Z uwagi na niską dzietność, która towarzyszy nam od połowy lat 90. Właśnie wtedy po raz ostatni uzyskaliśmy współczynnik dzietności na poziomie 1,5.

Współczynnik dzietności w Polsce
Współczynnik dzietności w Polsce © Materiały prasowe | GUS

Dzietność utrzymująca się przez dłuższy okres na poziomie 1,5 sprawia, że nie da się odbudować populacji. Nie da się, ponieważ kolejne roczniki potencjalnych matek liczą zbyt mało osób, żeby marzyć o wzroście ludności kraju.

GUS przygotował prognozę demograficzną do 2060 r. Zawarł w niej trzy możliwe ścieżki rozwoju sytuacji w naszym kraju: optymistyczny, środkowy i pesymistyczny. W każdym z nich Polska w 2060 r. jest mniej ludna niż obecnie. W optymistycznym scenariuszu będzie nas ok. 35 mln, w "środkowym" - ok. 31 mln, a w pesymistycznym ok. 27 mln. Obecnie jest nas 37,5 mln (nie wliczając migrantów, których może być ponad 2 mln).

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Od pracy na budowie do własnego imperium - tak buduje swoją pozycję. Dariusz Grzeszczak Biznes Klasa

Część osób może sądzić, że problemy demograficzne uda nam się załatać migracją. Nic z tych rzeczy. I to nie tylko dlatego, że ostatnio w społeczeństwie narastają antyimigranckie nastroje. Co, biorąc pod uwagę współczynnik dzietności (nie mówiąc już o aspekcie czysto ludzkim), jest, delikatnie mówiąc, mało pocieszającym trendem. Także dlatego, że system po prostu nie wchłonie takiej rzeszy ludzi.

Trzy scenariusze

Aby utrzymać liczbę pracowników na obecnym poziomie, przy realizacji optymistycznego GUS-owskiego scenariusza demograficznego musielibyśmy przyjmować ok. 120-130 tys. migrantów rocznie do 2060 r. Co byłoby ekstrapolowaniem trendu obecnego w Polsce od mniej więcej dekady na kolejne 35 lat... Już to wydaje się nieprawdopodobne z uwagi na fakt, że system wchłaniania migracji ma swoją wyporność.

W przypadku "środkowego" scenariusza musielibyśmy przyjmować do 2060 r. rocznie ok. 160 tys. pracowników. W pesymistycznym musiałoby to być o. 200 tys. nowych pracowników. Takiej liczby pracujących z obcym paszportem jednego roku nie przyjęliśmy do naszego kraju nigdy.

Optymalnym scenariuszem byłoby, jakbyśmy możliwie szybko dobili do dzietności na poziomie zastępowalności pokoleń, co gwarantuje współczynnik dzietności na poziomie 2,1.

I tu ważna uwaga - nawet jeśli by się tak stało, to i tak liczebność Polski by spadła. Co wynika z faktu, że już się urodziło znacznie mniej kobiet, które potencjalnie mogą mieć dzieci. W 1990 r. rodziło się rocznie ponad 500 tys. osób. Dzisiaj - wspomniane 252 tys. Pokolenie obecnych noworodków będzie więc liczebnie stanowić połowę pokolenia rodzącego się 35 lat temu.

Ruch naturalny ludności
Ruch naturalny ludności © Materiały prasowe | GUS

Pytanie brzmi czy da się więc cokolwiek zrobić? Prosta odpowiedź brzmi - coś się da. Ale prawdopodobnie niewiele. Żadnemu z krajów europejskich po spadku TFR nie udało się trwale wrócić do zastępowalności pokoleń.

Od dekad na całym świecie widoczna jest coraz niższa preferencja do posiadania dzieci. Według danych zagregowanych przez stronę Statista.com współczynnik dzietności w Europie spada od lat 50. Zastępowalność pokoleń cechowała kontynent ostatni raz w połowie lat 70.

Współczynnik dzietności w Europie w latach 1950-2024
Współczynnik dzietności w Europie w latach 1950-2024 © Statista.com | Statista.com

Co prawda po roku 2001 widać pewne odbicie, następnie, w okolicach połowy II dekady XXI w. trend znów się załamuje.

Przykład Węgier

Najbardziej spektakularnymi przykładami "odbicia" dzietności na starym kontynencie w ostatnich dekadach były Węgry i Czechy. Zobaczmy, czego możemy się od nich nauczyć.

Według danych Eurostatu w 2013 r. Węgrzy mieli dzietność na poziomie 1,35. W 2021 r. było to 1,61. Najświeższe dane porównawcze obejmują rok 2022, jednak nie uwzględniam go w analizie z powodu wojny i potężnej inflacji, która uderzyła w zasadzie w cały świat, a w nasz region szczególnie. Jest to o tyle istotne, że w rozwiniętych krajach kryzysy gospodarcze i społeczne powodują zmniejszenie dzietności. Dane te więc znacznie zaburzyłyby obraz.

Co zrobili Węgrzy? Według portalu Politico był to szereg zachęt ekonomicznych. Węgry wydają na politykę prorodzinną 5 proc. PKB. Kobiety, które mają czwórkę lub więcej dzieci mogły liczyć na dożywotnie zwolnienie z płacenia podatku dochodowego. Węgierski rząd zaoferował też nisko oprocentowane pożyczki w wysokości do 36 tys. dolarów dla par, które mają co najmniej trójkę dzieci. Nabywcy pierwszego mieszkania, którzy posiadali dzieci, też mogli liczyć na pomoc finansową państwa.

Ekonomiści Éva Berde i Áron Drabancz w czasopiśmie naukowym Frontiers of Sociology zauważyli, że polityki pronatalistyczne powinno się oceniać w dłuższych szeregach czasowych - po dekadzie lub półtorej. Dlaczego? Ponieważ pierwsze "transze" pomocy mogą przyspieszać decyzje o dzieciach wśród osób, które te dzieci i tak chciały mieć.

Przykład Czech

A co z Czechami? Otóż w 2013 r. dzietność u naszych południowych sąsiadów była na poziomie 1,46, ale w 2021 było to już 1,83 - dość blisko zastępowalności pokoleń.

Ciekawego wglądu w to, co się wydarzyło w tym kraju, daje artykuł naukowy autorstwa Anny Šťastny, Jiřiny Kocourkovej oraz Branislava Šprochy. Praca porównuje bardzo zbliżone kulturowo kraje (do 1993 r. stanowiły jedno państwo) różniące się jednak zauważalnie, jeśli chodzi o wskaźnik dzietności. Jak zaznaczają autorzy, polityka prorodzinna w obu krajach była zbliżona aż do połowy pierwszej dekady XXI w. Wtedy to Czechy zreformowały swoje zasiłki rodzicielskie przez ich zwiększenie oraz większe uelastycznienie. Okazało się to jednym z kluczy do podwyższenia dzietności.

Dodatkowo w Czechach od lat obowiązuje publiczne wsparcie dla metody in vitro. Ono również (choć nieznacznie) podwyższyło TFR. Piszą o tym w renomowanym czasopiśmie naukowym "Nature" Jiřina Kocourková, Anna Šťastná i Boris Burcin. Jak zauważają badacze, wskaźnik dzietności w Czechach w 2020 r. wyniósł 1,71. Gdyby państwo nie wspierało in vitro, byłby on na poziomie 1,65.

Co zrobić?

Pytanie o podniesienie współczynnika dzietności specyficznie dla Polski zadała sobie ekonomistka Małgorzata Sikorska w analizie opublikowanej w 2021 r. przez Instytut Badań Strukturalnych. Badaczka wskazuje na szereg rozwiązań, które prawdopodobnie i tak nie będą "srebrnym pociskiem" przywracającym zastępowalność pokoleń, ale mogą TFR nieco podnieść.

Pierwszym z pomysłów jest upowszechnienie dostępu do taniej lub bezpłatnej dobrej jakości opieki żłobkowej. Drugim pomysłem jest popularyzacja elastycznego (ale stabilnego) zatrudnienia, które umożliwiłoby łączenie rodzicielstwa z pracą. Kolejny postulat odnosi się do kwestii mieszkaniowej - tańsze i bardziej dostępne lepszej jakości lokale. Badaczka dorzuca do tego zwiększenie poczucia bezpieczeństwa kobiet związanego z rodzicielstwem przez wzmocnienie dostępu do praw reprodukcyjnych oraz zwiększenie dostępności do procedury in vitro.

Warto jednak pamiętać, że spora część efektu niskiej dzietności jest po prostu kulturowa. Jak już zostało powiedziane, żadnemu rozwiniętemu, nawet niezwykle bogatemu krajowi, nie udało się na dobre wrócić do zastępowalności pokoleń. To pokazuje, że to nie kiepska kondycja ekonomiczna jest głównym motorem procesów, które obserwujemy. Oczywiście w przyszłości być może coś się w tej materii zmieni. Niestety eksperci nie bardzo wiedzą czym owe "coś" miałoby być.

Autorem jest Kamil Fejfer, dziennikarz piszący o ekonomii, gospodarce i kulturze, współtwórca podcastu i kanału na YouTube "Ekonomia i cała reszta"

Wybrane dla Ciebie
Unijne dotacje dla kolei pod znakiem zapytania
Unijne dotacje dla kolei pod znakiem zapytania
Ile kosztuje euro? Kurs euro do złotego PLN/EUR 05.12.2025
Ile kosztuje euro? Kurs euro do złotego PLN/EUR 05.12.2025
Ile kosztuje frank szwajcarski? Kurs franka do złotego PLN/CHF 05.12.2025
Ile kosztuje frank szwajcarski? Kurs franka do złotego PLN/CHF 05.12.2025
Ile kosztuje dolar? Kurs dolara do złotego PLN/USD 05.12.2025
Ile kosztuje dolar? Kurs dolara do złotego PLN/USD 05.12.2025
Ile kosztuje funt? Kurs funta do złotego PLN/GBP 05.12.2025
Ile kosztuje funt? Kurs funta do złotego PLN/GBP 05.12.2025
Pozwolenie na pracę w USA. Urząd ogłosił zmiany
Pozwolenie na pracę w USA. Urząd ogłosił zmiany
Sala za 300 mln dolarów na 1000 osób. Trump zatrudnił nowego architekta
Sala za 300 mln dolarów na 1000 osób. Trump zatrudnił nowego architekta
Na Wyspach chcą przekazać miliardy Ukrainie z zamrożonych rosyjskich aktywów
Na Wyspach chcą przekazać miliardy Ukrainie z zamrożonych rosyjskich aktywów
170 tys. zł odprawy i urlop. Sejm przyjął ustawę
170 tys. zł odprawy i urlop. Sejm przyjął ustawę
Wiceprezydent USA ostrzega UE przed nałożeniem kary na platformę X
Wiceprezydent USA ostrzega UE przed nałożeniem kary na platformę X
Firmowe samochody tylko na prąd? Oto plan UE
Firmowe samochody tylko na prąd? Oto plan UE
Biorą kredyty na wyższe kwoty niż Polacy. "To zaskakujące"
Biorą kredyty na wyższe kwoty niż Polacy. "To zaskakujące"