Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Początkowo debatować miało dwóch pretendentów na urząd: Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki. Rozmowa miała być transmitowana przez TVP, TVN i Polsat. Poza tym, że do Końskich zaczęli zjeżdżać się kolejni kandydaci, pojawiła się też telewizja Republika, która... również chciała zorganizować swoją debatę.
Przez cały ten galimatias późnym popołudniem nie było wiadomo, kto z kim i gdzie będzie rozmawiał. Ostatecznie około godziny 19.00 na rynku miasteczka, na mównicach telewizji Republiki stanęli: popierany przez PiS Karol Nawrocki, związany z kołem poselskim "Wolni Republikanie" Marek Jakubiak, marszałek Sejmu Szymon Hołownia oraz gospodarz youtube'owego Kanału Zero i showman Krzysztof Stanowski. Po kilku minutach do tego grona dołączyła również lewicowa polityczka Joanna Senyszyn.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pierwsza z rozmów była bardziej żywiołowa i przypominała nieco wiec wyborczy Karola Nawrockiego, podczas którego tłum skandował jego imię (oraz buczał, kiedy przemawiał Szymon Hołownia lub Joanna Senyszyn). Pytania podczas wydarzenia były również bardziej tendencyjne. Mniej więcej godzinę później rozpoczęła się rozmowa transmitowane przez TVP, Polsat i TVN (jak również przez... Telewizję Republikę).
To spotkanie było już bardziej ustrukturyzowane, bez udziału publiczności. Wśród debatujących kandydatów pojawił się dodatkowo Rafał Trzaskowski, wicemarszałkini z lewicy, Magdalena Biejat oraz Maciej Maciak, niezależny - jak się okazało podczas debaty - prorosyjski kandydat.
Z uwagi na liczbę polityków, mnogość (sic!) debat oraz krótki czas wypowiedzi przeznaczony dla każdego z występujących możemy mówić raczej o pewnych impresjach i wrażeniach, które można było wynieść z debaty niż o poważnych postulatach ekonomicznych. Oto kilka z nich.
1. Polska w ruinie
W ten sposób dyskusje próbował ramować głównie Karol Nawrocki i Marek Jakubiak. Ten pierwszy zwracał uwagę na drożyznę, czy porzucenie planów inwestycyjnych przez rząd (ograniczenie rozmachu CPK). Jest to o tyle interesujące, że inflacja, którą wybijał na pierwszy plan szef IPN jest obecnie niższa o około 13 pkt proc. w porównaniu do szczytowych odczytów z momentu, kiedy rządziła popierająca go partia.
Mało tego w 2024 roku realny (z poprawką na wzrost cen) wzrost pensji był rekordowy od czasów rozpoczęcia transformacji. Jeśli więc chodzi o odczuwalne wskaźniki, w 2024 roku mieliśmy do czynienia z ewidentnym odbiciem po ostatnich latach. Fakty nie potwierdzają narracji prawicowych polityków. Co interesujące, nikt się tym nieprawdziwym słowom szczególnie nie przeciwstawiał.
Warto tu jednak zaznaczyć, że wspomniane odbicie nie było w dużej mierze wynikiem przemyślanej polityki rządu Donalda Tuska (wzrost płac wynikał między innymi z algorytmu podnoszenia płacy minimalnej). Spadek dynamiki wzrostu cen natomiast był efektem wygaszania impulsów inflacyjnych. Z drugiej strony załamanie gospodarcze i drożyzna z 2022 i 2023 roku w ogromnej mierze również nie był winą PiS, tylko warunków zewnętrznych.
2. Podatki największym złem
Niemal wszyscy kandydaci wiele mówili o tym, jak złe są podatki i licytowali się jak bardzo ich nie lubią. Marek Jakubiak stwierdził wręcz, że nie podpisze żadnej ustawy, która miałaby podwyższyć daniny. Rafał Trzaskowski z kolei wypominał Karolowi Nawrockiemu, że rząd PiS podwyższył podatki podobno 50 razy.
Nawet po zadanym przez dziennikarzy wprost pytaniu o możliwość zwiększenia danin w celu finansowania zbrojeń kandydaci w najlepszym razie uchylali się od odpowiedzi. Tak też postąpiła Magdalena Biejat, kandydatka z ramienia lewicy, która to formacja raczej opowiada się za progresją podatkową (większym opodatkowaniem zamożnych).
W kontekście podatkowym interesujący pomysł przedstawił Karol Nawrocki mówiąc o zniesieniu VAT-u na żywność. O obniżeniu VAT-u mówiła również Joanna Senyszyn. Realizacja takiego postulatu zwiększyłaby dochody zwłaszcza biedniejszych gospodarstw domowych, to w ich bowiem koszyku wydatkowym produkty spożywcze zajmują najwięcej miejsca.
Przypomnijmy, że zerowy VAT na te produkty już w Polsce obowiązywał: takie rozwiązanie zostało wprowadzone w ramach walki z drożyzną. Gdyby instrument był rozciągnięty na cały 2024 rok kosztowałby on budżet ok 12 mld zł. Po zniesieniu podatku na produkty spożywcze skądś więc te kilkanaście miliardów należałoby wytrzasnąć. Niestety nie wiadomo skąd.
Ze zbyt wysokich podatków drwił również Krzysztof Stanowski, który w debatach przyjął rolę nadwornego błazna. Mówił między innymi o tym, że Jaś Kapela - lewicowy aktywista i artysta - dostaje stypendium w wysokości 6 tys. zł miesięcznie. Nawet jeśli to prawda, to prawdopodobnie gdybyśmy ucięli wszystkie tego typu stypendia i przekierowali te środki na konta Polaków, nikt nie zauważyłby tego w portfelu.
3. Składka zdrowotna
W pytaniach wróciła również kwestia obniżenia składki zdrowotnej. Tutaj niemal wszyscy opowiedzieli się za "ulżeniem przedsiębiorcom". Tymczasem z raportu przygotowanego przez Polską Sieć Ekonomii na zlecenie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wynika, że osoby prowadzące jednoosobowe działalności gospodarcze mają - uśredniając - dwa razy wyższy dochód niż przeciętny pracownik.
Tymczasem lukę powstałą w wyniku cięcia daniny należy w systemie w jakiś sposób uzupełnić. Tym uzupełnieniem ma być dotacja z budżetu. Oznacza to, że do obniżonych dla zamożnych składek dopłacą biedniejsi pracownicy. W ten sposób zresztą - być może nawet nie rozumiejąc do końca skutków swojego postulatu - argumentował Marek Jakubiak. Otóż jego zdaniem właśnie budżet powinien zapłacić za ubytek. Budżet, czyli również najmniej zarabiający.
Osobą, które wyłamały się z chóru wspierającego obniżenie składek była Magdalena Biejat i Joanna Senyszyn.
4. Transformacja energetyczna
Podczas pierwszej debaty pojawiła się również kwestia pomysłów na transformację energetyczną. Faktem jest, że jest to jedna z najbardziej złożonych i problematycznych kwestii gospodarczych. Z jednej strony konieczna jest ograniczenie emisji w celu uniknięcia dziesiątek potencjalnie katastrofalnych wydarzeń - tych gospodarczych, tych społecznych i tych ekologicznych.
Z drugiej strony potrzebne jest zachowanie konkurencyjności europejskiej gospodarki. Z trzeciej mamy do czynienia z wąskimi gardłami technologicznymi i ekonomicznymi. Nawet więc jeśli byłaby wola polityczna oraz jeżeli transformacja byłaby zero-kosztowa, to nie jest możliwe szybkie przebudowanie całego systemu energetycznego.
Karol Nawrocki w dwóch debatach mówił o tym, że należy "fedrować i rozwijać Rzeczpospolitą", co prawdopodobnie było nawiązaniem do hasła Donalda Trumpa "drill, baby, drill". Mówił również o potrzebie stawiania na atom. O ile mowa o "fedrowaniu" to zwykły cynizm i krótkowzroczność, o tyle atom, tak, jest bardzo dobrym pomysłem. Trzeba jednak sobie zdawać sprawę z tego, że budowa siłowni trwa nie krócej niż dekadę.
Ogólnie rzecz biorąc dla osób zainteresowanych tematyką był to męczący, czterogodzinny spektakl, z którego tak naprawdę niewiele wynikło. Bo i wyniknąć nie mogło: mieliśmy dwie debaty, ośmiu kandydatów, każdy z nich miał od minuty do półtorej na odpowiedź. W tak krótkim czasie nie da się powiedzieć niczego sensownego poza wygłoszeniem kilku frazesów i próbą podgryzienia kandydata.