ETS pod ostrzałem. Przemysł chce wyrzucić z niego banki i fundusze
Henryk Kaliś, prezes Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii, uważa, że usunięcie instytucji finansowych spekulujących cenami uprawnień do emisji CO₂ jest kluczowe. Podkreśla, że takie działania podbijają koszty energii i osłabiają konkurencyjność europejskiego przemysłu.
Unijny system handlu uprawnieniami do emisji CO₂ (EU ETS) działa od 2005 roku i obejmuje m.in. energetykę, przemysł energochłonny oraz linie lotnicze. Jego rozszerzenie – ETS2 – ma od 2027 roku objąć także budynki i transport drogowy. Celem systemu jest ograniczenie emisji gazów cieplarnianych o 43 proc. do 2030 roku (względem 2005 r.) i osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 r.
Zdaniem przedstawicieli przemysłu system ETS w obecnej formie coraz mniej przypomina narzędzie klimatycznej transformacji, a coraz bardziej rynek finansowych spekulacji, na którym ceny uprawnień oderwały się od realiów gospodarczych.
Przemysł żąda zmian w ETS
Henryk Kaliś podkreśla, że Komisja Europejska nie wykazuje żadnej gotowości do wycofania się z założeń obecnego ETS ani z planów wprowadzenia ETS2. W czwartek premier Donald Tusk poinformował po szczycie Rady Europejskiej, że państwa członkowskie zgodziły się na polski postulat rewizji ETS2. Polska ma więc możliwość wprowadzenia zmian w mechanizmie, który w obecnym kształcie może znacząco podnieść koszty życia Polaków.
"Janusze" o Polakach? Ostry sprzeciw byłego prezesa banku
Kaliś przypomniał, że mimo sprzeciwu Włoch, Czech, Słowacji i Węgier, Komisja 2 lipca br. utrzymała plan redukcji emisji o 90 proc. do 2040 r. – Nie odnotowaliśmy żadnego sygnału, by KE zamierzała ustąpić w sprawie ETS2 – zaznaczył.
Według prezesa IEPiOE wdrożenie ETS2 spowoduje wzrost kosztów energii, paliw i transportu, co bezpośrednio uderzy w konkurencyjność europejskiego przemysłu. Już obecny system ETS1 generuje dla polskiej energetyki znaczne koszty związane z zakupem uprawnień do emisji CO₂. Ich ograniczenie mogłoby przełożyć się na spadek cen energii w kraju.
Komisja Europejska zakłada, że do 2050 roku średnia cena energii w UE utrzyma się na poziomie 130 euro za MWh. – To sprawi, że produkty wytwarzane w Europie staną się niekonkurencyjne i i nie da ich się sprzedać – ostrzegł Kaliś.
Apel o usunięcie spekulantów
Zdaniem Kalisia przegląd dyrektywy MiFID II daje okazję do naprawy systemu. Postuluje on usunięcie punktu 11 sekcji C załącznika nr I do tej dyrektywy, który umożliwia instytucjom finansowym uczestnictwo w handlu uprawnieniami, przy jednoczesnym zachowaniu jednolitego rynku EUA w całej Unii.
Dla nas ogromne znaczenie miałoby usunięcie z rynku uprawnień do emisji CO2 instytucji finansowych, które spekulują ich ceną – stwierdził Kaliś.
Prezes IEPiOE zwraca również uwagę na konieczność utrzymania darmowych uprawnień do emisji CO₂ i systemu rekompensat pośrednich kosztów emisji, które pozwalają firmom energochłonnym konkurować z podmiotami spoza UE. Takie wsparcie – jak podkreśla – powinno obowiązywać przynajmniej do momentu, gdy graniczny podatek węglowy (CBAM) okaże się w pełni skuteczny.
Według Kalisia polityka Komisji Europejskiej stawiająca na OZE może sprawdzać się w stabilnych warunkach, lecz w obliczu globalnych napięć Europa powinna budować bezpieczeństwo energetyczne na stabilnych źródłach.
– Nieprzypadkowo prezydent USA Donald Trump zdecydował się na odejście od energetyki odnawialnej i powrót do paliw kopalnych – zauważył. Jego zdaniem rezygnacja z tradycyjnych źródeł energii uzależnia Europę od Chin, które dominują w wydobyciu metali ziem rzadkich i produkcji technologii dla OZE.