We wtorek Główny Urząd Statystyczny przedstawił dane dotyczące deficytu i długu sektora finansów publicznych za lata 2021-2024 opracowane zgodnie z metodologią Europejskiego Systemu Rachunków Narodowych i Regionalnych w Unii Europejskiej.
Wynika z nich, że największy deficyt w 2024 roku wystąpił na poziomie instytucji rządowych szczebla centralnego, osiągając wartość 244,2 miliarda złotych, co stanowi 6,7 proc. PKB. Jest to znaczący wzrost w porównaniu do 2023 roku, gdy deficyt na tym poziomie wynosił 138,8 miliarda złotych (4,1 proc. PKB).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Instytucje samorządowe na szczeblu lokalnym zakończyły rok 2024 z nadwyżką w wysokości 13,3 miliarda złotych, co stanowi 0,4 proc. PKB. To znacząca poprawa w stosunku do 2023 roku, gdy deficyt w tym podsektorze wynosił 24,8 miliarda złotych (0,7 proc. PKB).
Podsektor funduszy zabezpieczenia społecznego zanotował deficyt w wysokości 8,9 miliarda złotych (0,2 proc. PKB), co stanowi poprawę w porównaniu do 2023 roku, gdy wynosił 16,5 miliarda złotych (0,5 proc. PKB).
"To nie ta koalicja przyjęła 500 plus, 13. i 14. emeryturę"
- Dane opublikowane przez GUS, zgodnie z którymi w 2024 roku deficyt finansów publicznych wyniósł 6,6 proc. PKB, a dług publiczny wzrósł do 55,3 proc. PKB, narobiły dużo hałasu. Wynika z nich, że zadłużenie Polski przekroczyło 2 biliony złotych - komentuje w rozmowie z money.pl Piotr Kuczyński, główny analityk Domu Inwestycyjnego Xelion.
- Kwota robi wrażenie, chociaż jestem pewien, że mało kto potrafi sobie wyobrazić taką liczbę. Dla przybliżenia to jest wartość dziesięciu elektrowni atomowych według szacowanych kosztów, przyjętych przez polskie władze - porównuje Kuczyński.
Jego zdaniem na to zadłużenie "pracowały" wszystkie dotychczasowe rządy.
To nie obecna koalicja przyjęła 500 plus czy 13. i 14. emeryturę. Pewne jest jednak to, że obecna opozycja nauczyła polskich polityków, jak wygrywa się wybory. A to kosztowna nauka. Kosztowna dla wszystkich obywateli, którzy ten dług publiczny będą spłacali. Zamiast jednak pastwić się nad kolejnymi rządami, warto spojrzeć na to, czy takie zadłużenie jest groźne - podkreśla ekspert.
Dług przekroczył 2 biliony złotych. I jeszcze wzrośnie
Jak wylicza analityk Xelion, w roku 2025 najpewniej do 2 bilionów trzeba będzie doliczyć jeszcze planowane w budżecie blisko 300 miliardów złotych długu. - Zadłużenie wzrośnie więc do około 57-58 proc. PKB. A limit zapisany w konstytucji to 60 proc. - zwraca uwagę Kuczyński.
Wzrost długu zawdzięczamy wydatkom na zbrojenia (blisko 190 mld zł) i wpisaniu do długu tego, co było ulokowane za czasów poprzednich rządów w funduszach (Polski Fundusz Rozwoju, Bank Gopodarstwa Krajowego). Ta konsolidacja finansów kosztowała 60 mld zł - wylicza Kuczyński.
- Rynki finansowe, bo to one wystawiają państwom oceny, niepokoją się wtedy, kiedy zadłużenie jest groźne, bo państwo może mieć problemy z jego obsłużeniem, tj. z wykupem obligacji i z płaceniem od nich odsetek - tłumaczy ekspert. Sytuacja różnie wygląda w stosunku do poszczególnych państw i całych obszarów gospodarczych.
- Na przykład kryzys zadłużenia w Grecji wybuchł w 2009 roku, kiedy państwo to miało już 125 proc. długu w stosunku do PKB. W 2023 roku było to 162 proc. i nikt już nie mówił o kryzysie. Średnie zadłużenie w strefie euro wynosi 87 proc. PKB. Jednak sytuacja poszczególnych krajów Unii Europejskiej bardzo się różni. Mamy bowiem zarówno Szwecję, która akurat nie jest w strefie euro, z długiem na poziomie 33 proc. PKB i Francję z zadłużeniem rzędu 110 proc. PKB - zauważa ekspert.
- Poza Europą, wśród krajów rozwiniętych rekordzistą jest Japonia, w której zadłużenie sięga 255 proc. PKB. Jak to się dzieje, że Japonia nie bankrutuje? Po prostu 95 proc. długu mają w swoich kieszeniach Japończycy, a większość z tego jest w centralnym banku Japonii - mówi Kuczyński.
Polska będzie się zadłużać? "Będziemy musieli zmienić konstytucję"
Analityk zwraca uwagę na przypadek USA, który wyróżnia się na tle innych państw. - Swoistymi rekordzistami są Stany Zjednoczone, chciałoby się powiedzieć wręcz "Stany Zadłużone". USA mają dług w wysokości 122 proc. PKB, czyli nie największy, jeśli odnosi się go w stosunku do PKB, ale nominalnie w tym roku przekroczy on 37 bilionów dolarów. USA nie są bankrutem nie tylko dlatego, że są potężną gospodarką, ale i dlatego, że są emitentem międzynarodowego wehikułu finansowego, czyli dolara. Gdyby nastąpiła detronizacja "zielonego", to zobaczylibyśmy kryzys, którego od stu lat nie widziano - podkreśla.
Choć zadłużenie Polski na razie nie jest groźne, w przyszłości nasze położenie może stać się bardziej skomplikowane. - Z każdym rokiem sytuacja będzie się pogarszała. Owszem, skoro ważny jest stosunek zadłużenia do PKB, to ratunkiem jest szybki wzrost PKB. Jednak nie ulega wątpliwości, że w 2026 lub najpóźniej w 2027 roku dotrzemy do zadłużenia na poziomie ponad 60 proc. PKB, na co nie pozwala nam konstytucja - zwraca uwagę Kuczyński.
- Co wtedy zrobią politycy? Amerykanie co roku podnoszą poziom zadłużenia, bo to może zrobić ich Kongres, ale my będziemy musieli zmienić konstytucję. Potrzebnych będzie 307 głosów, o co będzie bardzo trudno. Zdaje się jednak, że politycy stosują zasadę Scarlett O'Hary z filmu "Przeminęło z wiatrem": Pomyślę o tym jutro - podsumowuje Kuczyński.
Trendy w finansach publicznych w ostatnich latach
Analizując dane GUS z ostatnich czterech lat, możemy dostrzec wyraźną tendencję wzrostową deficytu sektora instytucji rządowych i samorządowych - z 1,7 proc. PKB w 2021 roku przez 3,4 proc. w 2022 roku, 5,3 proc. w 2023 roku aż do 6,6 proc. PKB w 2024 roku.
W przypadku długu publicznego obserwujemy nieco inny trend. Po spadku z 53 proc. PKB w 2021 roku do 48,8 proc. PKB w 2022 roku, w kolejnych latach nastąpił wzrost - do 49,5 proc. w 2023 roku i do 55,3 proc. PKB w 2024 roku.
Warto zwrócić uwagę na relację między dochodami a wydatkami sektora publicznego. W 2024 roku dochody wyniosły 1,56 biliona złotych (42,8 proc. PKB), natomiast wydatki osiągnęły poziom 1,8 biliona złotych (49,4 proc. PKB). Wydatki publiczne wzrosły więc znacznie szybciej niż dochody, co przyczyniło się do wzrostu deficytu.
Czym jest deficyt, a czym dług
Deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych to różnica między dochodami a wydatkami tych instytucji w danym okresie. Kiedy wydatki przewyższają dochody, powstaje deficyt. Na deficyt składają się m.in. wydatki na świadczenia społeczne, inwestycje infrastrukturalne, obsługa długu publicznego, które nie zostały pokryte dochodami z podatków i innych źródeł.
Dług publiczny to suma zobowiązań finansowych zaciągniętych przez rząd i samorządy, które muszą zostać spłacone w przyszłości. Na dług publiczny składają się m.in. obligacje skarbowe, kredyty zaciągnięte przez rząd oraz inne formy zadłużenia. Dług publiczny rośnie, gdy rząd finansuje deficyt budżetowy poprzez zaciąganie nowych zobowiązań.
Dla porządku warto dodać, że opublikowane we wtorek dane GUS za poprzednie lata zostały zrewidowane w związku z aktualizacją źródeł danych. Relacje deficytu i długu do PKB nie uległy jednak zmianie w porównaniu do danych publikowanych wcześniej.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl