Kurator trafi do NBP? "Absolutnie nie do przyjęcia"
- Cały ten spór jest walką o trzy palce miedzy, a Rada Polityki Pieniężnej nie powinna tej miedzy przekraczać, żeby wzmacniać nabrzmiałe emocje - mówi money.pl członek RPP prof. Przemysław Litwiniuk, komentując spór na szczytach władzy Narodowego Banku Polskiego.
Grzegorz Osiecki, money.pl: Czy wie pan, co się dzieje w zarządzie Narodowego Banku Polskiego?
Prof. Przemysław Litwiniuk, członek Rady Polityki Pieniężnej: W ograniczonym zakresie - tak. Pomocą służą rozmowy z osobami z Narodowego Banku Polskiego oraz doniesienia mediów, które niestety muszą zajmować się tą problematyką.
Ale co pana zdaniem tam się wydarzyło?
Poważna różnica zdań pomiędzy członkami zarządu Narodowego Banku Polskiego co do sposobu funkcjonowania banku. Ta różnica, poprzez zwyczajnie rozumianą większość, nie uwzględnia szczególnej pozycji, która przypada prezesowi NBP w świetle konstytucji i ustawy. Nie twierdzę, że ona dominuje nad wolą większości zarządu, ale przynajmniej skłania do podjęcia dyskusji cywilizowanymi metodami. A tutaj chyba obie strony przenoszą ten spór poza mury banku, co uważam za niepożądane ani dla samego NBP, ani dla polskiej gospodarki.
Oburzenie po decyzji NBP. "To nie powinno się zdarzyć"
Część członków zarządu chce ograniczyć władzę prezesa.
Nie znam szczegółowego uzasadnienia tych intencji. Po prostu odnoszę się do problemu eskalowania sporów. Po to są posiedzenia zarządu, żeby wszelkie tego rodzaju sprawy rozstrzygać, a nie przekazywać je najpierw na posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej, a potem w przekazach medialnych. Dlatego uważam, że członkowie zarządu powinni wykrzesać w sobie więcej opamiętania. Mówię o wszystkich członkach zarządu, także funkcyjnych.
A prezes co wykrzesał? Wiem, że przed ostatnim posiedzeniem RPP jakoś do tej sytuacji się odnosił. Co według niego się dzieje?
Przed posiedzeniem rady otrzymaliśmy ogólny komunikat o problemach wewnątrz zarządu, ale bez konkretnych przykładów. Rada nie jest także sądem, żeby rozstrzygać, kto ma rację w tym sporze. Nie dociekałem tego szczegółowo i nie uznałem za stosowne uczestniczyć w pracach nad uchwałą moralizującą zarząd, która została przedłożona na posiedzeniu. To nie jest rola Rady Polityki Pieniężnej. Natomiast patrzę na to z perspektywy członka Rady. RPP się napracowała nad tym, aby odbudować zaufanie do jej misji zapewnienia stabilności cen.
Napracowała się, żeby dojść do przedziału celu NBP. A dzisiaj przez jakiś rodzaj nieprzemyślanych - a może przemyślanych, ale nierozsądnych - sporów wizerunek banku cierpi. Temu się sprzeciwiam.
Która wersja opisująca spór w NBP jest prawdziwa? Pana koleżanka z RPP Joanna Tyrowicz powiedziała w TVN24, że to jest kłótnia o to, kto będzie miał większą kontrolę nad bizancjum w banku. Z kolei nieoficjalnie nożna usłyszeć, że część członków zarządu poczuła się zaniepokojona gołębią - ich zdaniem - polityką prezesa wobec większości rządowej.
Proszę wybaczyć, nie będę komentował poglądu pani profesor Tyrowicz. To jest pogląd bardzo nacechowany metaforycznie i w kategoriach złota oraz bizancjum raczej bym problemu nie charakteryzował. Nie wiem, jakie są intencje członków zarządu. Wiem natomiast, że zarząd jest organem kolegialnie zarządzającym bankiem, na wszystkich członkach zarządu spoczywa odpowiedzialność za powierzone im sprawy. Na prezesie NBP dodatkowo - choć przed tym się usilnie bronił w różnych postępowaniach przed Trybunałem Konstytucyjnym - spoczywa także odpowiedzialność konstytucyjna.
To w pewien sposób go wyróżnia jako członka zarządu banku centralnego. Tak jest moje zdanie.
Jakie są pobudki członków zarządu chcących zmian?
Czy tym propozycjom zmian towarzyszą dobre intencje? Nie wiem. Nie mogę też postawić przeciwnej tezy, ale można by się było zastanawiać, dlaczego te propozycje zostały wyartykułowane i wyeskalowane teraz. Bo mam pełne przekonanie, że prezes Glapiński zarządza bankiem w taki sam sposób od pierwszego dnia kadencji każdego z tych członków zarządu. Tak jak i od pierwszego dnia mojej kadencji w Radzie Polityki Pieniężnej.
Nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o styl zarządzania. Czy pokłady cierpliwości się wyczerpały? Czy też pojawiły się motywy natury pozamerytorycznej? Nie wiem. Trudno mi spekulować.
Jakie mogą być konsekwencje tego sporu?
One ograniczają nasz potencjał do wykorzystywania szans. To nie jest dobry moment, kiedy finanse publiczne mają być naciągnięte jak struna, a polityka monetarna - także polityka wizerunkowa, która wiąże się z określonym profilem rezerw zgromadzonych przez Narodowy Bank Polski - wspiera dzisiaj polską gospodarkę. Pewnego rodzaju eskalacje tego typu zjawisk działają w przeciwnym kierunku. Nie ma zagrożeń bezpośrednich, nie ma zagrożeń stanowczych. Są po prostu potencjalne ryzyka, które należy eliminować.
Dlatego ja stanowczo wypowiadam się za rozwiązaniem wszystkich tych problemów zgodnie z ustawą i regulaminami, które obowiązują w murach banku. I do tego namawiam członków zarządu.
A jakie znaczenie może mieć to, że w przyszłym roku kończą się kadencje trzem członkom zarządu: Marcie Kightley, Piotrowi Pogonowskiemu i Adamowi Lipińskiemu?
W marcu wygasają mandaty dwóch osób, ale z dwóch stron tej barykady można powiedzieć, więc to nie zmieni aktualnie prezentowanego układu sił.
Ale - mówiąc pół żartem pół serio - na tydzień sytuacja się zmieni. Bo pierwszy odchodzi Piotr Pogonowski, a Marta Kightley później, więc przez siedem dni będzie remis, a wtedy rozstrzyga głos prezesa.
Faktycznie, przez tydzień można dużo załatwić, przynajmniej jeśli chodzi o zmiany regulaminowe. Ale większym problemem będzie wygaśnięcie łącznie trzech mandatów.
Zgodnie z ustawą zarząd liczy bowiem od sześciu do ośmiu członków plus prezes. Jeśli tych członków będzie mniej niż sześcioro - obecnie jest osiem osób, a po wygaśnięciu trzech mandatów będzie pięć - to można sądzić, że w sensie prawnym zarząd przestanie mieć zdolność do działania.
To chyba prawdopodobna sytuacja, zwłaszcza jeśli na konflikt w NBP nałoży się konflikt polityczny, bo wybór członków zarządu banku musi być uzgodniony w trójkącie Adma Glapiński - Karol Nawrocki - Donald Tusk. A to wydaje się bardzo trudne.
Nie zakładam, że konflikt polityczny przeniesie się na problematykę działalności banku centralnego. Byłoby to bardzo ryzykowne dla wizerunku polskiej gospodarki i zaufania do polskiej waluty. Dlatego przyjmuję, że ktoś w pewnym momencie zainicjuje proces nominacji. Gospodarzem postępowania jest prezes Glapiński. On powinien podjąć stosowne konsultacje wśród decydentów i przeprowadzić odnowienie składu zarządu.
A jeśli tak się nie stanie i liczba członków zarządu spadnie poniżej ustawowego minimum?
Posługując się wiedzą prawniczą, mogę tylko powiedzieć, że niewykluczony byłby scenariusz wyznaczenia przez sąd kuratora dla osoby prawnej, jaką jest NBP.
Czyli zupełnie absurdalna procedura z punktu widzenia tego, że to jest konstytucyjne ciało, które ma własne regulacje ustawowe.
Absolutnie nie do przyjęcia. Z konstytucji wynika zasada współdziałania władz i te władze mają nie tylko przywilej, ale i obowiązek współdziałać ze sobą, aby doprowadzić do zapewnienia stanu czynnego funkcjonowania tak ważnej instytucji, jaką jest Narodowy Bank Polski. Historia najnowsza pokazuje nam, że czasami takiego współdziałania nie ma - widzimy Trybunał Konstytucyjny. Ale powiedzmy sobie: niefunkcjonowanie NBP miałoby większe konsekwencje dla społeczeństwa niż niefunkcjonowanie TK.
Chciałbym wrócić do wątku dotyczącego konfliktu w zarządzie NBP. Jak to wpływa na pracę RPP? Czy to nie rzutuje na jej funkcjonowanie?
Oprócz tego, że zajmuje się nam trochę czasu opowieściami o tej kwestii i propozycjami przyjmowania stanowisk, nie ma to żadnego wpływu na merytoryczne funkcjonowanie rady. Polityka pieniężna funkcjonuje bez zarzutu. Członkowie zarządu rzadko kiedy włączali się w pracę Rady Polityki Pieniężnej i - można powiedzieć: szczęśliwie - nie mieli na nią ani pozytywnego, ani negatywnego wpływu. Z radą na bieżąco pracuje prezes Glapiński jako przewodniczący oraz pani wiceprezes Kightley.
Pan wcześniej wspomniał, że nie chciał się mieszać w sprawę uchwały dotyczącej sytuacji w zarządzie NBP. W ogóle troje członków RPP wskazanych przez Senat nie głosowało w sprawie tej uchwały. Dlaczego?
Ponieważ nie przynależy to do kompetencji Rady Polityki Pieniężnej. Niezależnie od tego, kogo by to dotyczyło, uważam, że Rada powinna funkcjonować w ramach kompetencji, które przyznaje jej ustawa i konstytucja, i nie ingerować w sprawy, które jej bezpośrednio nie dotyczą. Tutaj mamy specyficzną organizację Narodowego Banku Polskiego. Mamy trzy organy: prezesa, Radę i Zarząd. Prezes łączy te dwa organy jako przewodniczący, a zarząd jest względem Rady organem wykonawczym w zakresie prowadzenia polityki pieniężnej.
Rada natomiast ma bardzo ograniczone kompetencje nadzorcze wobec zarządu. Sprowadzają się one w zasadzie do przyjmowania sprawozdania z wykonania założeń polityki pieniężnej raz do roku i do ustalania planu finansowego, który potem i tak może być swobodnie zmieniany przez zarząd w ramach ustalonych kwot. Jest to zatem limitowana konstrukcja. Ustawodawca nie przemyślał dobrze tych relacji, ale kierując się zasadą legalizmu, trzeba pilnować swojego miejsca. Uważam, że cały ten spór jest walką o trzy palce miedzy, a Rada nie powinna tej miedzy z drugiej strony przekraczać, żeby wzmacniać nabrzmiałe emocje.
Jesteśmy po serii obniżek stóp procentowych, które w pewnym momencie wydały się dla rynków dosyć zaskakujące - w świetle dotychczasowych ruchów RPP. To jest dostrzegane także przez inwestorów poza Polską. Czy czeka nas ciąg dalszy?
Nie sądzę. Jesteśmy w tej chwili w pauzie typu "wait and see". Myślę, że osiągnęliśmy maksimum tego, co było do zrobienia na tym etapie, jeśli chodzi o proces dostosowawczy. W moim przekonaniu projekcja marcowa pokaże nam, czy i jak duża istnieje przestrzeń na dalsze dostosowania poziomu stóp. Chociaż gdyby okazało się, że otoczenie polskiej gospodarki wzmacnia znacząco w naszym kraju procesy dezinflacyjne, to nie można wykluczyć decyzji w styczniu lub lutym, ale uważam, że jest ona bardzo mało prawdopodobna. Trzeba pamiętać, że po jesiennym spadku inflacji mieliśmy jedne z najwyższych realnych stóp procentowych w regionie. Postrzeganie obniżek jako jakichś pozamerytorycznych kroków jest w moim przekonaniu nieuprawnione.
A jeśli marcowa projekcja inflacyjna będzie temu sprzyjała, to jaka jest przestrzeń do obniżek w przyszłym roku’?
W oparciu o dzisiaj dostępne dane, o dostępną projekcję ścieżki inflacji, wstępnie oceniam, że potencjał obniżki wynosi do pięćdziesięciu punktów bazowych.
Jakie są największe ryzyka dla tego scenariusza pana zdaniem?
Ceny energii, dynamika wynagrodzeń, ceny importowanych surowców, które obecnie są niskie. Także ceny towarów, które z uwagi na niski wzrost w Europie również aktualnie oferowane są po niskich cenach. Mamy deficyt w obrotach towarowych handlu zagranicznego, z uwagi na to, że gospodarki zachodnie sprzedają nam towary dosyć tanio. Gospodarka chińska jeszcze taniej. Można powiedzieć, że w obszarze obrotu towarowego mamy w wielu segmentach do czynienia z deflacją.
Czy jakimś ryzykiem dla spójności działań Rady może być konflikt w zarządzie NBP ?
Miałem okazję spotkać większość członków Rady i prezesa Glapińskiego. Wyszedłem z tego spotkania uspokojony. Nie ma takiego realnego zagrożenia, żeby ta sprawa miała jakieś nadzwyczajne konsekwencje.
Rozmawiał Grzegorz Osiecki, dziennikarz money.pl