"Super Express" nawiązuje do prognoz, które Polakom wysyłają dostawcy energii elektrycznej. Część operatorów nie uwzględniła w nich nowych cen maksymalnych, przez co kwoty do zapłacenia potrafią być dużo wyższe niż dotychczas. Statystycznie rzecz ujmując, więcej niż dwóch na trzech Polaków płaci rachunki za energię na podstawie prognoz, a nie rzeczywistego zużycia.
Od 1 lipca ceny energii mają ustalony maksymalny pułap - 0,61 zł za 1 kWh, bez opłat za dystrybucję, które wynoszą mniej więcej drugie tyle. Podwyżka wynosi więc o ok. 20 proc. I to jest jedyna podwyżka, którą powinni odnotować odbiorcy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Hennig-Kloska: zwróćcie się do dostawcy energii
- Pamiętajcie, że cały czas mamy osłony dla gospodarstw domowych, małych i mikro przedsiębiorstw, a także samorządów, szkół, czy szpitali. Jeśli macie w prognozach rachunków większe kwoty, powinniście zwrócić się do swojego dostawcy energii po korektę - radzi szefowa resortu klimatu, cytowana przez dziennik.
Jej wypowiedź wykpił poseł Janusz Kowalski z PiS.
- Też mam dla niej radę, żeby podała się do dymisji. Polacy dostali prognozy, które muszą zapłacić, bo jeżeli nie zapłacą, to będą płacić odsetki. Przerzucanie na obywateli konieczności załatwiania tej sprawy jest niepoważne - stwierdził Kowalski.
"Prognozy grozy"? Fakturę z terminem płatności trzeba zapłacić
O "prognozach grozy" pisała w ubiegłym tygodniu "Gazeta Wyborcza". Podkreślała, że ze względu na opóźnioną informację o cenach maksymalnych, można się spodziewać korekty faktur w dół, ale proces ten może potrwać jednak kilka tygodni.
"Niemniej jeśli faktura ma określony termin płatności, to należy zapłacić tyle, ile wynosi, inaczej narażamy się na ryzyko monitów i powstanie zaległości na naszym rachunku" - ostrzegał dziennik