Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Kamil Fejfer
Kamil Fejfer
|
aktualizacja

Na inflacji wszyscy solidarnie tracą? Wprost przeciwnie, firmy na niej zarabiają

Podziel się:

Pod koniec stycznia sieć sklepów Biedronka podwyższyła ceny wielu towarów. I stało się to tuż przed wejściem w życie tarczy inflacyjnej. Wielu komentatorów sugerowało, że jest to ruch wyprzedzający, aby utrzymać zysk. Na temat wykorzystywania inflacji przez wielkich graczy do zwiększenia profitów toczy się debata za oceanem. Okazuje się, że kiedy biedniejsi muszą sięgać coraz głębiej do kieszeni, firmy notują rekordowe zyski.

Na inflacji wszyscy solidarnie tracą? Wprost przeciwnie, firmy na niej zarabiają
Na inflacji wszyscy tracą po równo? Niekoniecznie, dla niektórych to okazja na zarobek (Materiały prasowe, Biedronka)

O tym, jak zmieniły się ceny w Biedronce pod koniec ubiegłego miesiąca, informował na Twitterze ekonomista Rafał Mundry. Ze screenów z aplikacji zakupowej, które komentator wrzucił na swój profil, wynikało, że serek wiejski zdrożał z 1,79 zł do 1,89 zł, chleb tostowy z 2,99 zł do 3,49 zł, mleko podrożało z 2,39 do 2,49 zł. Wrosły również ceny kurczaka z 8,95 zł do 9,50 zł, podobnie stało się z makaronem 12-jajecznym, którego cena podskoczyła z 2,99 zł do 3,49 zł, a ser żółty podrożał z 6,99 do 7,49 zł.

Dziwna wydaje się jednak koincydencja podwyżki cen i planowanej na początek lutego obniżki podatków na wiele produktów. Przypomnijmy, że w ramach uchwalonej w połowie stycznia tak zwanej tarczy antyinflacyjnej 2.0 obniżono czasowo między innymi VAT na paliwa (z 23 do 8 proc.), wprowadzono zerowy VAT na nawozy, ale też – co ważne w kontekście zmian cen dokonanych przez dyskont – obniżono VAT na podstawowe produkty żywnościowe z 5 proc. do zera.

Zerowy podatek obowiązuje między innymi na mięso, ryby, produkty mleczarskie, jaja, warzywa, produkty zbożowe. Inaczej mówiąc, na te rzeczy, których - według informacji zamieszczonej przez Mundrego - ceny Biedronka podwyższyła kilka dni przed wejściem w życie rozwiązań. Trudno nie odnieść wrażenia, że firma zrobiła tę woltę po to, aby zachować (bądź nawet zwiększyć) swoje zyski. Zapytaliśmy o sprawę samą Biedronką.

"Regularne zmiany cen w cyklach tygodniowych są normalną praktyką w handlu detalicznym, tym bardziej na początku roku. Żyjąc w dobie rosnącej inflacji, prowadziliśmy dłuższe niż zwykle negocjacje (rozpoczęte jeszcze w 2021 roku) z wszystkimi naszymi dostawcami, aby zmiany cen wynikające z drastycznych wzrostów kosztów surowców, energii, transportu oraz akcyzy były jak najmniej odczuwalne dla naszych klientów. Niestety, realia rynkowe doprowadziły do sytuacji, w której zmiany cen niektórych produktów stały się nieuniknione" – pisze w przesłanym nam oświadczeniu Jan Kołodyński z biura prasowego sieci Biedronka.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.

Zobacz także: Obniżka VAT może być przedłużona? Jasna deklaracja rzecznika rządu

"Warto zwrócić uwagę na fakt, że wzrost ceny zakupu od dostawców jest wyższy, niż wzrost ceny płaconej przez naszych klientów. Wzrost cen w naszych sklepach jest niemal o połowę niższy niż wskaźnik inflacji GUS, który w styczniu wyniósł 9,4 proc. w kategorii żywność i napoje bezalkoholowe. Biedronka, jako największa sieć detaliczna w Polsce, zawsze stara się oferować swoim klientom produkty w jak najlepszych cenach i maksymalnie minimalizować wpływ inflacji na ceny dostępne w sklepach" – dodaje Kołodyński w oświadczeniu.

Można się oczywiście zastanawiać czy sama tarcza antyinflacyjna zaproponowana przez rząd ma sens. Cóż, zależy jak na to spojrzeć. Ekonomiści podkreślają, że tarcze inflacyjne mogą wypłaszczyć szczyt inflacji. Z drugiej strony działania rządu prawdopodobnie spowodują, że podwyższona inflacja potrwa dłużej. Dlaczego? Ponieważ kiedy przestaną obowiązywać przepisy, to firmy znów podniosą ceny.

Zarabianie na inflacji

Ciekawą analizę na temat tego narzędzia zaprezentowali analitycy z banku Credit Agricole. "Badania wskazują, że firmy charakteryzujące się relatywni niskimi marżami mają tendencję do asymetrycznej reakcji na przejściową obniżkę VAT, czyli do słabszego przeniesienia obniżki VAT na ceny, a później silniejszego podniesienia cen ze względu na jego podwyżkę do pierwotnego poziomu" – czytamy w analizie instytucji.

Jest to zresztą zgodne z badaniami na temat tak zwanej przerzucalności podatków. Prof. Arkadiusz Bernal z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu w jednym ze swoich artykułów przytacza analizy na temat zmian cen towarów w kontekście obniżania i podwyższania podatków. Często rzeczywiście jest tak, że tylko część obniżki danin odczuwają w swoich kieszeniach ostateczni konsumenci.

Różnica zostaje w kieszeniach firm. Zdarza się również tak, że po obniżeniu podatków towary… nie tanieją w ogóle. Tak było podczas reformy podatkowej w Czechach w roku 2004, kiedy dla części towarów podatki spadły z 22 do 19 proc. W tym przypadku konsumenci nie odczuli żadnej różnicy. Całość została przechwycona przez firmy, które w ten sposób zwiększyły sobie zysk. Z drugiej strony, kiedy mamy do czynienia ze wzrostem opodatkowania firmy niekiedy wykorzystują to do tak zwanej "nadprzerzucalności". Inaczej mówiąc, w takiej sytuacji przedsiębiorstwa podnoszą ceny ponad to, co wynikałoby tylko ze zwiększenia opodatkowania.

Kiedy mamy do czynienia z obniżką podatków firmy zwiększają sobie zyski kosztem klientów, a kiedy podatki wzrastają… firmy zwiększają zyski kosztem klientów. Wróćmy jednak do inflacji i pytania o to, czy firmy wykorzystują ją do podbicia profitów.

Jak wynika ze sprawozdania finansowego, w ostatnim kwartale 2021 roku firma Starbucks odnotowała imponujący 31 proc. wzrost zysków, a jej przychody wzrosły w tym czasie o prawie 20 proc., do ponad 8 miliardów dolarów. Oczywiście miało to miejsce po podwyżkach cen produktów w sieciówce.

W swojej komunikacji firma twierdziła, że wzrost cen był spowodowany zakłóceniami łańcuchów dostaw. Jednak ze wzrostu zysków można wnosić, że nie był to jedyny powód drożejącej kawy. Business Insider wspomina również o jeszcze jednej istotnej podwyżce: 40-proc. wzroście wynagrodzenia Kevina Johnsona, prezesa Starbucksa. Obecnie ma ono wynosić 20 mln dolarów rocznie.

A jak wyglądają zyski przedsiębiorstw w szerszym planie? Otóż okazuje się, że firmy z indeksu giełdowego S&P 500, czyli najbogatsze 500 przedsiębiorstw notowanych na amerykańskiej giełdzie mają rekordowe, w perspektywie ostatnich lat, zyski.

Przypomnijmy, że Stany Zjednoczony również mierzą się z największą w ostatnich dekadach inflacją. W styczniu wyniosła ona 7,5 proc. W Polsce natomiast, według niedawno opublikowanych danych Głównego Urzędu Statystycznego inflacja w pierwszym miesiącu bieżącego roku wyniosła 9,2 proc.

Ostatnio od tej wartości wyższa była w listopadzie… 2000 roku. Widzimy ją na rachunkach, czujemy ją w portfelach. Warto jednak pamiętać, że nie wszyscy czują wzrost cen w ten sam sposób. Część z nas dostaje podwyżki, które przewyższają inflacją. Innymi słowy, mimo podwyżek cen towarów i usług część osób może kupować więcej, niż kupowali rok temu. Warto pamiętać, że w zeszłym roku średni wzrost pensji przekroczył inflację. Realny wzrost płac według danych GUS wyniósł 3 proc.

Kto cierpi na inflacji najbardziej?

Tak, to prawda, że część z nas w zeszłym roku nie dostała żadnej podwyżki. I to właśnie ta część społeczeństwa mocno dostaje po kieszeni. Zawsze należy jednak pamiętać, że najbardziej inflację odczuwają najbiedniejsi, co wynika z tego, że trudno jest im ściąć wydatki na przykład rekreację.

A w przypadku spowolnień gospodarczych, czy właśnie inflacji to właśnie na tych sferach najprędzej się oszczędza. Jednak osoby biedniejsze i tak prawie nie wydają na wakacje i wyjścia do restauracji (bo ich na to nie stać). Wysoka inflacja nierzadko w ich przypadku oznacza więc zadłużanie się po to, aby móc płacić rachunki. Zwiększone zyski firm, które podbijają inflację, najbardziej więc odczuwają osoby najbiedniejsze i te, które w ostatnim roku nie dostały podwyżek.

Zanim przejdziemy dalej, zastanówmy się, czym jest ta inflacja. GUS badając tak zwany wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych (potocznie zwany właśnie inflacją), zbiera co miesiąc z rynku informacje o około 230 tysiącach cen. Następnie grupuje owe ceny w kategorie według odpowiednich wag. Ustalanie wag jest o tyle istotne, że miesięcznie – statystycznie - wydajemy więcej na przykład na benzynę niż na pietruszkę. Dlatego nawet duży wzrost cen pietruszki prawdopodobnie nie podbije inflacji. Duży wzrost cen paliwa – a i owszem. Nasze zakupy składają się na tak zwany koszyk inflacyjny, czyli strukturę wydatków uśrednionego gospodarstwa domowego.

Warto pamiętać, że w gospodarce zawsze jest tak, że pewne towary drożeją, inne towary tanieją. Na przykład podwyżka cen chleba i jajek niekoniecznie musi oznaczać wysokiej inflacji, ponieważ wzrost tych cen może być kompensowany przez brak wzrostu, czy wręcz spadek reszty cen towarów i usług. Dopiero kiedy duża część naszego koszyka inflacyjnego drożeje (bądź kiedy pewne jego znaczące części, produkty, którym nadane są duże wagi) mamy od czynienia z inflacją.

Obecna inflacja nie jest tylko problemem polskim. Od miesięcy z podwyższonymi cenami towarów i usług zmaga się bez mała cały świat. Poza wyżej wspomnianymi Stanami Zjednoczonymi mamy do czynienia z najwyższą od dekad inflacją w strefie Euro.

Przyczyny inflacji

A skąd się wzięła obecna inflacja? Eksperci podają kilka najważniejszych powodów gwałtownych wzrostów cen. Wszystkie są związane z pandemią. Po pierwsze więc w trakcie lockdownów mieliśmy do czynienia ze zrywaniem się osławionych łańcuchów dostaw. Po drugie mieliśmy do czynienia z czymś, co ekonomiści nazywają odłożonym popytem. Część osób nie konsumowała tak intensywnie, jak przed pandemią, przez co zaoszczędziła sporo gotówki. Kiedy gospodarki zaczęły się otwierać, na rynek wróciły setki milionów wygłodniałych klientów gotowych wydawać pieniądze. Podaż w wielu branżach przestała nadążać za popytem. Z tego skorzystała na przykład część usługodawców, odbijając sobie pandemiczną posuchą.

I trzeci, chyba najistotniejszy czynnik, to wzrost cen energii. Po pandemicznych dołkach, jeśli chodzi o ceny ropy nagle, mieliśmy do czynienia z wielkim odbiciem cen paliw. Z drugiej strony gospodarki zaczęły prężnie produkować. A produkcja wymaga energii. Energii pochodzącej między innymi z gazu. Za ogromnym popytem na gaz, zwłaszcza ze strony gospodarki chińskiej, nie nadążała podaż. Do tego doszły również czynniki polityczne jak gry ze strony Rosji, liczącego się eksportera tego surowca.

Nie da się również nie zauważyć, że agresja Rosji na Ukrainę przełoży się na inflację. Będzie się tak działo między innymi z powodu zawirowań na wspomnianym rynku energii. Prawdopodobnie będziemy mieli do czynienia z próbą energetycznego uniezależnienia się od Rosji. A rekonfiguracja dostaw będzie nas kosztować. Zwłaszcza jeśli chodzi o ropę. Rosyjska ropa, zwana Ural, jest po prostu tańsza niż na przykład ropa WTI czy Brent. Tymczasem według Eurostatu udział w całym imporcie importu surowców z Rosji wyglądał następująco: gaz – 55 proc., węgiel – 55 proc., ropa aż 72 proc.

Podwyżki cen paliw zresztą już widzimy na stacjach benzynowych. W związku z niepewną sytuacją gospodarczą NBP podniósł prognozy inflacji. W 2022 roku ma się ona zmieścić w przedziale 9,3 proc. – 12,2 proc. Przed kremlowską agresją prognozy wynosiły od 5,1 proc. do 6,5 proc.

Bez wątpienia więc istnieją obiektywne powody inflacji. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Jednak tak naprawdę konsumenci nie mają pojęcia, jak w przypadku konkretnych przedsiębiorstw wyglądają wzrosty kosztów ich działalności. O ile rosną ceny energii elektrycznej dla ogromnej sieci dyskontów? W jakim stopniu rosną ceny warzyw i owoców, wśród ich dostawców? Jak wygląda przełożenie naruszenia łańcuchów dostaw w przypadku działania konkretnych sieci handlowych? Jak wyglądają hurtowe ceny wielu produktów spożywczych? O tych wszystkich rzeczach przeciętny zjadacz chleba nie ma zielonego pojęcia. I na tym właśnie może korzystać część firm.

"Firma zawsze dążą do maksymalizacji zysku, prawda? W obecnej sytuacji mają one obiektywne problemy z dostarczeniem niektórych produktów. I to otwiera ścieżkę, gdzie mogą powiedzieć, że stają w obliczu zwiększonych kosztów. W ten sposób mogą tłumaczyć klientom podbijanie cen. Nikt jednak nie wie, ile tak naprawdę te ceny powinny wzrosnąć. Za to wszyscy są wyrozumiali wobec tego, że owe ceny rosną" – wyjaśnia sytuację na amerykańskim gruncie Isabella Weber ekonomistka z University of Massachusetts Amherst podczas rozmowy w National Public Radio.

Zyski spadają od inflacji? Niekoniecznie

- W warunkach bardzo mocnego popytu przedsiębiorstwa mogą pozwolić sobie na podnoszenie marż. Dzieje się tak od lat na mocno skoncentrowanym rynku mieszkaniowym, a dziś widzimy to m.in. w handlu detalicznym, gdzie rentowności sprzedaży wzrosły półtorakrotnie. Wysokie marże nie tylko dokładają się do inflacji, ale również przesuwają dochód narodowych – od pracowników do dużych przedsiębiorstw. Jest to zatem ukryty mechanizm redystrybucji – mówi money.pl dr Maciej Grodzicki, ekonomista z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Z kolei z badania przeprowadzonego przez Polski Instytut Ekonomiczny wynika, że wśród firm, które oceniały swoją sytuację finansową jako dobrą, niemal połowa podniosła w ostatnim czasie ceny swoich produktów i usług. Co to oznacza? Że ceny podnosiły przedsiębiorstwa, które nie musiały tego robić z powodu wzrostu cen. Zrobiły to, bo mogły to zrobić, aby zwiększyć swoje zyski; inflacja dała im pretekst do zwiększania marż.

Według danych GUS w ostatnim czasie wzrosła rentowność polskich form. "Wzrosła inflacja, więc musimy podnieść ceny, więc wzrośnie inflacja" – mógłby powiedzieć ktoś złośliwy.

O sprawę zapytałem sam Polski Instytut Ekonomiczny. Co do "premii inflacyjnej" ekspert z instytucji jest ostrożny. - Teza o wykorzystywaniu inflacji do zwiększenia zysku jest ciężka do udowodnienia. Rzeczywiście w pierwszej połowie 2021 roku wskaźniki rentowności były rekordowe, jednak na ten okres przypadło bardzo silne ożywienie gospodarcze oraz ograniczenie wydatków o charakterze inwestycyjnym. Obecnie wraz ze znaczącym wzrostem cen surowców rentowność firm prawdopodobnie znacząco spadnie – mówi Jakub Rybacki, zastępca kierownika zespołu makroekonomii PIE.

Choć więc na chłopski rozum mogłoby się wydawać, że inflacja powoduje, że firmom zyski spadają, to dzieje się w zasadzie odwrotnie. I pokazują to również badania. Maimunah AliMaimunah Ali i Patmawati Ibrahim z Universiti Tun Hussein Onn Malaysia przeprowadziły analizę odnoszącą się do związku inflacji z zyskami przedsiębiorstw w Malezji. Okazało się, że istnieje pozytywna korelacja inflacji i zysków. Firmy wykorzystują więc inflację po to, żeby zwiększyć swój zysk.

Badania pokazują jednak, że "inflacyjna premia" rzeczywiście występuje. Maimunah AliMaimunah Ali i Patmawati Ibrahim z Universiti Tun Hussein Onn Malaysia przeprowadziły analizę odnoszącą się do związku inflacji z zyskami przedsiębiorstw w Malezji. Okazało się, że istnieje pozytywna korelacja inflacji i zysków. Firmy wykorzystują więc inflację po to, żeby zwiększyć swój zysk.

Komentatorzy w kontekście inflacji często mówią o zagrożeniu tak zwaną spiralą cenowo-płacową. Oznacza ona, że pracownicy, widząc rosnące ceny, udają się do pracodawców po podwyżki, żeby kompensować sobie proces drożejących produktów i usług. Ten proces z pewnością ma miejsce. I jest tym silniejszy z im mniejszym bezrobociem mamy do czynienia (ponieważ pracodawcy nie mogą powiedzieć pracownikom: mam pięciu na twoje miejsce).

Spirala oczekiwań

Wydaje się jednak, że to zjawisko jest bardziej zniuansowane. Nie tyle więc mamy do czynienia ze spiralą cenowo-płacową, ile ze spiralą cenowo-cenowo-płacową, czyli z sytuacją, gdzie część firm podbija ceny swoich produktów po to, żeby zwiększyć sobie zyski. A te większe zyski generowane za pomocą podwyżek cen produktów widzimy później w inflacji.

Na szczęście wielu ekspertów jest zdania, że czynniki powodujące obecną inflacje są przejściowe. Komisja Europejska prognozuje, że choć w 2022 roku inflacja w Polsce będzie wynosić 6,8 proc, to już w 2023 "jedynie" 3,8 proc., co zbliży nas do celu inflacyjnego NBP. Miejmy nadzieję, że firmy z chęci podbijania zysku nie dołożą się do tego, że inflacja jednak przekroczy prognozy. Ze stratą dla nas (niemal) wszystkich.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl