Lockdown. Nie pracują, bo nie mogą. Odłączono im prąd
Rodzina prowadząca pensjonat na Kaszubach nie była w stanie regulować wszystkich rachunków, więc dostawca energii odłączył jej prąd. Dopiero interwencja posła i dziennikarzy sprawiła, że firma cofnęła decyzję.
Rodzina prowadząca pensjonat w Chmielnie na Pomorzu od miesięcy nie może zarabiać z powodu epidemii, a na tarczę antykryzysową się nie załapała. Właściciele obiektu mieszkają w budynku pensjonatu. Zamieszkują z nimi również matki, obie w wieku powyżej 80 lat.
W związku z tym, że właściciele od dawna nie zarabiają normalnie, przestali na bieżąco regulować niektóre zobowiązania. Z powodu zaległości w opłatach za energię, dostawca prądu, firma Energa, we wtorek rano odłączył rodzinie prąd. Temperatura w budynku spadła do 10 stopni - informuje trójmiejska "Gazeta Wyborcza".
Współwłaścicielka obiektu, pani Monika Oremus zwróciła się o pomoc do posła Lewicy Marka Rutki. Razem z nim pojechała do siedziby koncernu Energa w Gdańsku. Poseł o sprawie powiadomił media.
Galerie handlowe otwarte, a hotele zamrożone. Branża nie rozumie decyzji
Jak relacjonuje "GW", na początku pracownicy Energi nie chcieli z nimi rozmawiać, odsyłając do kontaktu z infolinią. Dopiero, gdy dowiedzieli się, że przed budynkiem czekają dziennikarze, do posła i właścicielki pensjonatu zszedł rzecznik prasowy koncernu.
- Tłumaczyliśmy, że rodzina pani Moniki ma zadłużenie, bo nie mogła zarabiać. Nie mają też ogrzewania, temperatura w domu spadła do 10 stopni, a idą srogie mrozy. Po kilkudziesięciu minutach negocjacji przedstawiciele spółki podeszli do sprawy ze zrozumieniem – opowiadał Marek Rutka.
Ostatecznie Energa zgodziła się rozłożyć dług na raty, które będzie spłacać przez dwa lata, a prąd rodzinie został od razu włączony.