Objęcie urzędu prezydenta przez zwycięzcę wyborów bez czekania na orzeczenie Sądu Najwyższego, następnie jego reforma i dopiero potem orzeczenie o ważności wyborów - taki może być plan koalicji rządzącej na wyjście z impasu wokół ważności wyborów głowy państwa. Słuszności tej drogi mają dowodzić dwie zamówione przez Sejm ekspertyzy prawne, o których za chwilę.
Nowej ustawy nie będzie
Poniedziałkowe weto Andrzeja Dudy do tzw. ustawy incydentalnej, choć spodziewane, mocno skomplikowało szyki obozowi rządzącemu, który musi teraz szukać wyjścia z problemu.
Ustawa zakładała, że o ważności wyborów nie będą orzekać tzw. neosędziowie z kwestionowanej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (IKNiSP), lecz 15 najstarszych stażem sędziów całego SN. - To była najlepsza dla Dudy wersja ustawy, bo 8 z tych 15 sędziów przeszło przez Lecha Kaczyńskiego i jego ówczesnego prawnika Andrzeja Dudę w procedurze nominacyjnej - zwraca uwagę jeden z polityków Koalicji Obywatelskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co więcej, możliwość szybkiego przeprocedowania jakiejkolwiek nowej ustawy jest wykluczona. Andrzej Duda, uzasadniając swoje weto, powołał się na zasadę niełamania tzw. ciszy legislacyjnej, mówiącej o niewprowadzaniu istotnych zmian w prawie wyborczym na pół roku przed wyborami. Z tą argumentacją oczywiście nie zgadzają się politycy koalicji, wskazując po pierwsze, że to nie jest "istotna zmiana" w świetle orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, który sam ukuł zasadę legislacyjnej ciszy przedwyborczej, a po drugie, że samo PiS zmieniało Kodeks wyborczy jeszcze w czasie kampanii wyborczej w 2019 r.
Dwie ekspertyzy
Niezależnie od tego, kto ma rację w tym sporze, pewne jest jedno: prezydent dał wyraźnie do zrozumienia, że do czasu wyborów nie podpisze żadnej ustawy zmieniającej prawo wyborcze. Dlatego koalicji pozostaje działanie w ramach obowiązujących przepisów lub ich twórczej interpretacji. Wygląda na to, że rządzący zdecydują się na tę drugą opcję, a o tym, jak zbajpasować kwestionowaną izbę SN oraz zasiadających tam tzw. neosędziów, mówią dwie ekspertyzy prawne, zamówione przez komisję sejmową. Przygotowali je: konstytucjonalista prof. Marek Chmaj oraz przewodniczący Naczelnej Rady Adwokackiej Przemysław Rosati.
Obaj prawnicy zostali poproszeni o przedstawienie opinii w sprawie objęcia urzędu prezydenta przed potwierdzeniem ważności wyborów przez Sąd Najwyższy. Wnioski w przypadku obu opinii są zbliżone. Najważniejsza teza dotyczy tego, że możliwe jest objęcie urzędu przez zwycięzcę wyborów bez orzeczenia SN, a stwierdzenie ważności wyboru może nastąpić już po zaprzysiężeniu.
Jak pisze prof. Chmaj, "Konstytucja RP nie rozstrzyga ani terminu, w którym Sąd Najwyższy stwierdza ważność wyborów, ani nie nadaje postępowaniu weryfikacyjnemu mocy zawieszającej - co oznacza istnienie domniemania prawidłowości (ważności) wyborów." A - jak argumentuje dalej - marszałek Sejmu ma obowiązek zwołać posiedzenie Zgromadzenia Narodowego, które odbiera przysięgę od prezydenta-elekta w takim terminie, by mógł objąć urząd zgodnie ze swoją kadencją.
Gdy stwierdzenie ważności wyborów jest niemożliwe, a to z uwagi na brak możliwości podjęcia uchwały przez Sąd Najwyższy (brak składu sądu zgodnego z art. 45 ust. 1 Konstytucji RP), objęcie urzędu przez Prezydenta-elekta pomimo braku podjęcia uchwały jest dopuszczalne - to konkluzja opinii prof. Chmaja.
Także Przemysław Rosati stwierdza, że "ważność wyborów na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej może stwierdzać tylko Sąd Najwyższy, w składzie, który odpowiada wymogom wskazanym w art. 45 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej".
Autor uzupełnia opinię wnioskiem, że w takim przypadku konieczne jest jak najszybsze uchwalenie odpowiedniej ustawy celem powołania należytego składu Sądu Najwyższego, a następnie - następcze zweryfikowanie ważności wyborów na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Jednocześnie Rosati zwraca uwagę, że w aktualnie obowiązującym stanie prawnym możliwe jest ukształtowanie składu SN, spełniającego kryteria określone w art. 45 Konstytucji.
Jak wyjaśnia w rozmowie z money.pl, w takim przypadku I Prezes SN - powołując się bezpośrednio na Konstytucję i omijając przepisy ustawy o SN dotyczące IKNISP - może prawidłowo ukonstytuować skład, wyznaczając do niego sędziów powołanych do SN, zanim PiS zmieniało zasady wyboru Krajowej Rady Sądownictwa.
Zdania innych prawników są w tych kwestiach podzielone. Pytany o tezy tych opinii konstytucjonalista dr hab. Ryszard Piotrowski mówi, że co do zasady objęcie urzędu przez prezydenta może nastąpić przed stwierdzeniem ważności wyboru, jednak nie ma podstaw do delegitymizacji działające na ustawowych podstawach IKNISP SN.
Konstytucja dopuszcza stwierdzenie nieważności wyborów po objęciu urzędu przez prezydenta, ale to nie oznacza, że istniejąca IKNISP może być arbitralnie uznana za niewłaściwą do stwierdzenia ich ważności, bowiem IKNISP jest sądem, o którym mowa w konstytucji - zauważa prof. Piotrowski,
Prawnik dodaje, że SN ma obowiązek oceny ważności wyboru prezydenta - to element procedury przekazania urzędu.
Potencjalne mielizny
Plan na obejście neosędziów z kwestionowanej izby SN zawiera kilka istotnych ryzyk. Przede wszystkim niewielkie są szanse, że takie wyjście z sytuacji zostanie zaakceptowane przez wszystkie polityczne strony. - Wtedy najwyżej zwołamy Zgromadzenie Narodowe bez udziału polityków PiS - bagatelizuje rozmówca z koalicji rządzącej.
Jeszcze trudniej będzie, jeśli okaże się, że różnica między zwycięskim kandydatem a tym, który zajął drugie miejsce, będzie stosunkowo niewielka. Pytanie też, jak zachowa się I Prezes SN, która w ramach swoich kompetencji może dobierać składy sędziowskie niebudzące niczyich wątpliwości. Taką możliwość sugerowała zresztą w wywiadzie dla money.pl, choć sama raczej nie kryła, że nie jest entuzjastką takich rozwiązań. Co więc, jeśli IKNiSP orzeknie o nieważności wyborów, np. uznając zapowiadaną przez PiS skargę o pozbawieniu go pieniędzy na kampanię, a Zgromadzenie Narodowe i tak odbierze ślubowanie od prezydenta-elekta?
Na razie wygląda na to, że takie orzeczenie zostałoby zwyczajnie zignorowane przez koalicję rządzącą, z powołaniem się na argument, że IKNiSP nie jest legalnie funkcjonującym sądem.
Bez względu na to, jak zachowa się SN i jego prezes, po upływie kadencji Andrzeja Dudy trzeba zwołać Zgromadzenie Narodowe i odebrać przysięgę od prezydenta-elekta, który staje się po tym prezydentem z legitymacją obywateli, a następnie dokonać naprawy SN. Nie możemy być zakładnikami usterki jednego z organów państwa, usterki intencjonalnie zrealizowanej przez poprzednią władzę, która rozsadza demokrację od środka - przekonuje Mariusz Witczak, poseł KO.
PiS nie zamierza legitymizować działań koalicji w tej sprawie.
Jeśli obóz rządzący obierze taki kierunek działania, scenariusz prezydenta i neoprezydenta niestety jest możliwy. Widzimy przecież, jak wygląda sytuacja w Rumunii - mówi poseł PiS Bartłomiej Wróblewski.
Jego zdaniem, nawet jeśli różnica głosów między zwycięskim kandydatem a tym na drugim miejscu będzie spora, to i tak ten werdykt wyborców może nie być honorowany przez władzę, zwłaszcza jeśli wygra kandydat opozycji. - Bo jeśli rządzący kwestionują w ogóle istnienie SN, to nawet jeśli prezydent zostanie wybrany w sposób bezdyskusyjny, to cały proces wyborczy wymaga orzeczenia SN, którego ta władza przecież nie uznaje. A logiczną konsekwencją takiego działania będzie uznanie, że w takiej sytuacji to marszałek Sejmu pełni obowiązki głowy państwa - dodaje poseł.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl