Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Marcin Łukasik
Marcin Łukasik
|

Poszedłem na pokaz "cudownych garnków". "Rzadko zdarzają się tak upierdliwe osoby, jak pan"

442
Podziel się:

Przez telefon usłyszałem, że będzie miło i bezpiecznie. Jednak spotkanie, na którym miałem posłuchać o polskich hotelach, okazało się bardzo nerwowe. Przedstawiciele firmy robili wszystko, aby wyrzucić mnie z sali, na której - jak się dowiedziałem - prezentowane były garnki i ozonatory, a klientami byli sami seniorzy. "Proszę iść do domu, pana to spotkanie nie obowiązuje".

Poszedłem na pokaz "cudownych garnków". "Rzadko zdarzają się tak upierdliwe osoby, jak pan"
Miało być miłe spotkanie o hotelach. Skończyło się na przepychance z przedstawicielami firmy. (Money.pl, Money.pl)

- Dzień dobry, z tej strony Monika A. Dzwonię w związku z akcją "Polska dla hoteli", która ma na celu wesprzeć polską turystykę w ciężkim okresie - mówi przez telefon miły głos.

"Polska dla hoteli"? Nigdy o tym nie słyszałem. Pierwsza moja myśl była taka, że być może kontaktuje się ze mną osoba związana z akcją, która ma wspierać polską turystykę, mocno poobijaną przez pandemię. Słucham więc dalej.

- W ramach naszej akcji otrzymują państwo ode mnie całkowicie darmowy voucher na pobyt w jednym z hoteli. I teraz bardzo ważne. Po odbiór vouchera zapraszam państwa o 18:50 w piątek w hotelu L. Dodam, że przy okazji odbioru vouchera odbędzie się krótkie, 60-minutowe spotkanie promocyjne z naszymi doradcami. W związku z tym, że współpracujemy z kilkoma sieciami hoteli, na spotkaniu nasi doradcy pomogą dobrać do pana odpowiedni hotel do pana preferencji. Gwarantuję panu, że będzie miło i bezpiecznie - kusi konsultantka.

Zobacz także: Poszedłem na pokaz "cudownych garnków". "Rzadko zdarzają się tak upierdliwe osoby, jak pan"

Wrażenie? To była naprawę miła rozmowa z bardzo uprzejmą panią konsultantką. Choć słowo "rozmowa" jest trochę na wyrost, ponieważ ani razu nie zostałem dopuszczony do głosu. Jednak ktoś, kto odebrałby taki telefon mógłby stwierdzić z pełną odpowiedzialnością, że poczuł się zachęcony do udziału w pokazie.

Dwie rzeczy jednak budzą moją czujność: konsultantka upewnia się, czy wiek rozmówcy to od 40 do 80 lat. Po drugie – brzmi jak bot. Można odnieść wrażenie, że rozmowa została zmontowana, a odpowiedzi kobiety uruchamiały się automatycznie. Świadczyły o tym drobne, techniczne niuanse. Np. nie było oddechów, pani przez kilka minut mówi na jednym tchnieniu. Jednak osoba, która np. nie ma doświadczenia z mediami lub ma problemy ze słuchem czy koncentracją, mogłaby tego nie zauważyć i uwierzyć, że właśnie rozmawiała z prawdziwym człowiekiem, a nie z komputerem.

Już po tej krótkiej rozmowie mam pewne obawy. Telefon z nieznanego numeru, zaproszenie na spotkanie do hotelu, pokaz i rozmowa z doradcami. Nasunęło mi to pewne skojarzenia z historiami kilku bohaterów money.pl i Wirtualnej Polski (więcej o tym napiszę później), które opisywaliśmy i które nie kończyły się dobrze. Mimo to postanowiłem wybrać się na spotkanie.

"Co będzie pan tu siedział"

Prezentacja odbywa się w położonej na poziomie -1 sali hotelu na peryferiach miasta. Po środku stoi stół, przy którym siedzi kilku młodych mężczyzn, prawdopodobnie przedstawicieli firmy. "Prawdopodobnie", ponieważ nikt z obecnych (poza jednym wyjątkiem) nie ma plakietki z nazwiskiem i nie przedstawia się. Nigdzie nie ma też żadnego artykułu promocyjnego, plakatu czy ulotki z nazwą czy logiem firmy.

Mężczyźni weryfikują tożsamość gości. Średnia wieku? 60-70 lat. Za stołem scena, a na niej produkty – ozonatory, sprzęty do wyciskania soków. Słowem: nic co miałoby cokolwiek wspólnego z hotelami. Co ciekawe, żadna z osób w kolejce przede mną nie dostaje vouchera, tylko jest zapraszana na krzesła przed scenę. Przychodzi kolej na mnie, dostaję voucher od ręki. Mimo to idę zająć miejsce. Po chwili podchodzi do mnie kobieta, która - co wydaje mi się bardzo dziwne - otwarcie zniechęca mnie do udziału w prezentacji.

- Spotkanie trwa trzy godziny, są tu same starsze osoby, jest piątek wieczór, po co pan tu będzie siedział? – przekonuje. Upieram się, że i tak zostanę. Moje słowa wyraźnie wywołują stres u kobiety, która spogląda nerwowo w kierunku wysokiego mężczyzny w okularach, jakby chciała go ściągnąć, aby rozwiązał kłopotliwą sytuację. Zakładam, że on również jest przedstawicielem firmy.

- Ja pana nie wypędzam. Pana nie obowiązuje spotkanie, pan nie może na nim przebywać, pan odbiera voucher i idzie do domu – słyszę. Mężczyzna również zachowuje się nerwowo, mówi podniesionym głosem, próbuje mnie zdominować, a może nawet wystraszyć. Tłumaczę, że mam informację, że miała odbyć się prezentacja o hotelach i że możemy to szybko wyjaśnić z konsultantką – panią Moniką. Mężczyzna proponuje mi wykonanie telefonu na zewnątrz, poza salą, gdzie odbywała się prezentacja. Odmawiam. - Czy pana to bawi? - pyta zezłoszczony.

Prawdę mówiąc, nie jest mi do śmiechu. Sytuacja robi się coraz bardziej napięta. Czuję, że mężczyzna, z którym rozmawiam, zrobi wszystko, abym nie uczestniczył w spotkaniu. Było kilka momentów, gdy wydawało mi się, że za chwilę dojdzie do fizycznej przepychanki lub spadnie na mnie cios.

Dlaczego chciano mnie wygonić? Może chodziło o wiek. Fakt, nie wyglądałem jak "typowy klient" tej firmy. A to oznacza, że zamiast cicho siedzieć, mógłbym zadawać niewygodne pytania, weryfikować zasłyszane informacje w internecie, np. cenę pokazywanego produktu. W skrócie: popsuć plan.

Odniosłem wrażenie, że w mojej rozmowie z mężczyzną w okularach uczestniczyły też pozostałe osoby na sali. Widziałem kątem oka, że cały czas jesteśmy obserwowani. Pozostali przedstawiciele firmy wymieniali się między sobą sygnałami, nie spuszczając nas z oczu. Robi się duszno i niespokojnie. W końcu w rozmowę, a dokładniej w nakłanianie mnie do opuszczenia sali, włączają się dwaj inni mężczyźni. Dla bezpieczeństwa decyduję się wyjść i kontynuować dyskusję na zewnątrz.

- To miała być prezentacja hoteli, tak mnie poinformowano – tłumaczę. - Nie. Jakby pan dobrze słuchał przez telefon, to by pan wiedział – odpowiada Michał M., jedyny uczestnik spotkania z plakietką z nazwiskiem. Bardzo charakterystycznym nazwiskiem, dodajmy (po krótkim researchu w sieci i mediach społecznościowych okazało się, że mężczyzna jest poznaniakiem i prowadził niegdyś firmę transportową – red.).

- Czyli że to ja źle usłyszałem? – dopytuję. - To częsty błąd – kwituje mężczyzna. Potem, najwyraźniej uznawszy, że sytuacja jest już opanowana, obaj udają się w stronę sali. Udaje mi się jeszcze podejść i dosłownie wstawić stopę między drzwi. - Nie wiem, o co panu chodzi, tak rzadko zdarzają się takie osoby jak pan, takie dziwne, upierdliwe, że szok – słyszę od mężczyzny w okularach.

Gdy wychodzę z hotelu, mijają mnie dwie panie, które też były na sali. Pytam, czy też zostały wyproszone. Słyszę, że same wyszły, ponieważ mimo obietnic nie otrzymały obiecanego voucheru. Zamiast tego zaproponowano im udział w 1,5-godzinnej prezentacji.

Cudowne maty, wspaniałe garnki

Ja otrzymałem voucher do domu wczasowego w Łebie. Na kartce widnieje nazwa firmy – Eneda z Poznania. W internecie próżno szukać strony czy numeru telefonu przedsiębiorstwa. Jest za to KRS, a tam informacja, że wspólnikiem w spółce jest 47-letnia Iwona J. Obok tego nazwiska figurują też nazwy innych firm: Prolife, Vita Lift, Mat Line, Imperius, Housefire, Simple Life, Armenti czy Veneda. Co te firmy łączy poza osobą Iwony J.? Wszystkie sprzedają "cudowne" i niesłychanie drogie garnki, maty i inne produkty.

Co ciekawe, o przedsiębiorczych "wyczynach" J. było głośno już kilka lat temu. W 2015 roku media rozpisywały się o podejrzanych praktykach firm Veneda czy Vita Lift. Klienci, którzy uczestniczyli w różnych pokazach, dostawali potem do podpisu weksle in blanco, a gdy chcieli zwrócić towar, były szantażowani firmami windykacyjnymi.

Firmy Iwony J. nie tylko działają, ale też dalej rekrutują. Zdarza się, że osoby poszukujące pracy same zwracają się do którejś z firm, zapoznawszy się wcześniej z opiniami na ich temat.

"Jakie jest podejście do liderów z zewnątrz w firmie Veneda Sp. z o.o.?" – zapytał jeden z użytkowników na portalu GoWork. Jedna z odpowiedzi brzmi: "Są bardzo niemili, chamscy, zero pokory i przyznania się do błędu. Kasę wyciągnąć od emeryta potrafią. Jak wam nie wstyd?".

Kolejna osoba napisała: "Rozumiem, że kilka lat temu gdy Iwona J. razem z Pawłem M. jak i Hubertem B. wciskali garnki, biostymulatory i odkurzacze to była to nowość i można było dać się nabrać. Faktem jest też, że w Niemczech można je było kupić za 10 proc. ceny. Ale po tylu latach, po wielu przegranych sprawach w sądzie, niewypłaconych wynagrodzeniach, po likwidacji licznych firm w ucieczce przed wierzycielami, oszukanych klientach, gdy to wszystko macie w internecie, w KRS... takie dyskusje?"

Co można zrobić, gdy poszliśmy na pokaz jednej z takich firm i daliśmy się zmanipulować? Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów radzi: "Osoby poszkodowane przez firmy organizujące pokazy handlowe mają prawo odstąpić od umowy zawartej poza lokalem przedsiębiorstwa w ciągu 14 dni - w przypadku odstąpienia od umowy również umowy z nią powiązane (np. umowa kredytu) stają się nieważne. Jeśli firma wbrew przepisom nie poinformowała o prawie do odstąpienia, termin ten wydłuża się do 12 miesięcy. W razie problemów konsumenci mogą zwrócić się o bezpłatną pomoc do miejskiego lub powiatowego rzecznika konsumentów. Warto też złożyć skargę do UOKiK i opisać praktyki. Jeśli konsument podejrzewa, że ma do czynienia z oszustem, kontakt z przedsiębiorcą jest niemożliwy, powinien zawiadomić policję."

W money.pl i Wirtualnej Polsce opisywaliśmy historie osób, które dostały zaproszenia na akcje promocyjne hoteli. Schemat w każdym przypadku wyglądał podobnie: dzwoniła pani, która zapraszała po odbiór vouchera do wykorzystania w jednym z ośrodków. Warunek? Po voucher trzeba stawić się osobiście podczas spotkania, na którym doradcy opowiedzą o turystyce. Na miejscu często okazywało się, że żadnych voucherów nie ma. Mało tego, nie padało nawet ani jedno słowo o hotelach, które rzekomo miały być promowane.

Zamiast tego były prezentacje sprzętów do masażu, ozonatorów, robotów kuchennych. Ceny poszczególnych egzemplarzy był niebotyczne: sięgały niekiedy 10 tys. zł. Uczestnicy spotkań, którymi były głównie osoby starsze, miały być przekonywane, że grupę produktów będą mogły zabrać do domu pod warunkiem wzięcia udziału w losowaniu. "Wygraną" okazywał się jednak nie sam produkt, ale kredyt, który miał go sfinansować. Oszołomieni seniorzy bezrefleksyjnie podpisywali dokumenty zakupu, a potem mocno tego żałowali.

Takie coś spotkało panią Annę oraz pana Wincentego. Oboje byli na dwóch różnych pokazach tej samej firmy – toruńskiej Panamery. Po pokazie starsza kobieta wróciła do domu ze sprzętami i wnioskiem kredytowym. Mężczyzna też dostał pożyczkę, jednak – jak mu wytłumaczono – nie na sam sprzęt, ale na podatek, który winien był zapłacić za zdobyte nagrody. Po interwencji money.pl i po naszym kontakcie z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów, seniorzy mogli zwrócić sprzęty, pożyczki anulowano, a pieniądze wpłacone jako zaliczka wróciły na ich konto.

Ponadto, warto przed pójściem na pokaz i podjęciem decyzji zakupowej pamiętać o kilku rzeczach:

- "Prezentacja" to zazwyczaj pokaz handlowy, mający na celu sprzedaż;

- Gdy konsument otrzyma zaproszenie na spotkanie lub bezpłatne badanie, powinien ustalić, czy będą na nim oferowane towary lub usługi;

- Należy uważnie czytać umowy, nie działać pod presją czasu;

- Warto konsultować decyzje z kimś bliskim;

- Nie należy udostępniać nikomu dowodu osobistego;

- Trzeba zastanowić się, czy oferta na pewno jest atrakcyjna;

- Należy pamiętać o prawie do odstąpienia od umowy w ciągu 14 dni.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(442)
adatam.
5 miesięcy temu
Co zrobić jak towar jest przywieziony do domui rozpakowany a poszliśmy z żoną na badanie spirometrem wróciliśmy zadłużeni na kwotę 16,6oo.
Obserwator
9 miesięcy temu
Moja mama również została przez tą firmę oszukana. Wcisnęli całą paletę wyrobów po cenie wielokrotnie większej niż rynkowa. Do tego kredyt na ten badziew i do spłaty prawie 100% więcej. Do tego nie działająca mata masująca. Wymienili ale na jeszcze gorszą. Zestaw garów które już po pierwszym użyciu dostały plam i pękały uchwyty. To też wymienili na garnki CASELLI o połowę mniejszy zestaw bo do robienia spagetti. Zupełnie bezużyteczny. Odbarwiający się na dnach. Aż strach w tym gotować bo można się zatruć metalami. A już zdobycie zapasowych nakładek do zestawu parowego graniczy z cudem. Pan Bartosz bardzo pięknie gadał ale umowę tak niewyraźnie wypisywał że nie wiadomo na ile rat mama wzięła kredyt. Zwykli oszuści i mam nadzieję że prokurator się nimi zajmie.
kolorowe lato
9 miesięcy temu
Są to oszusci którzy naciągają seniorów na potwornie drogie badziewie.Ludzie nie dajcie się Okrasc
Justyna
rok temu
2 tygodnie temu wrobili moją mamę, która niby "wygrała" masę produktów. Poszła na bezpłatną spirometrię!!!! Wyszła z długiem prawie 12000 zł, nie była tego świadoma, dopiero w domu przejrzała teczkę ,którą dostała i się zdziwiła. Jak się zorientowała w co została wrobiona, to chciała wszystko oddać, ale powiedzieli jej , że to była promocja i nie ma zwrotów. Tak oszukują starszych ludzi. Teraz mama musi spłacać dług przez 3 lata!!!
Janek
2 lata temu
A ja myślałem, że to już dawno sę skończyło a tu dalej gary wciskają dziadkom jak w latach 90tych xd
...
Następna strona