Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Jednym ze stu konkretów zgłoszonych przez KO była deklaracja likwidacji Funduszu Kościelnego. Umieszczenie tego zobowiązania w "100 konkretach" dni było dość jasną deklaracją, że sprawa Funduszu Kościelnego trafi na agendę nowego rządu przy okazji tworzenia budżetu na 2024 r.
Zastępcza debata o katechezie [OPINIA]
I trafiła, ale w dokładnie w takim samym zapisie i propozycji, jaką zaplanował rząd Morawieckiego, czyli w kwocie 257 mln zł. Od razu trzeba zaznaczyć, że wysokość Funduszu Kościelnego jest indeksowana wysokością płacy minimalnej. Ta za rządów PiS rosła, czasem nawet dwukrotnie w ciągu roku, co powodowało zwiększenie wydatków na Fundusz Kościelny, który jeszcze w 2015 r. wynosił 128 mln, a już w 2022 r. przekroczył 200 mln złotych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co z likwidacją Funduszu Kościelnego?
W liberalno-lewicowej bańce komentatorskiej zawrzało, że to zdrada i kapitulacja rządu przed Kościołem. Nie zabrakło tyleż efektownych, co i fałszywych zestawień w rodzaju: zamiast na obiady dla dzieci państwo daje na księży. Wreszcie, że to jakaś forma ułożenia się z Kościołem nowego rządu. Tymczasem, jak ujawnił na antenie TVN24 Andrzej Domański, nowy minister finansów, zachowanie tej pozycji w budżecie państwa jest wynikiem sprzeciwu jednego z koalicjantów. Biorąc pod uwagę programy wyborcze i deklaracje lewicy oraz środowiska Polski 2050 (które jako pierwsze opublikowało całościowy plan reformy relacji Państwo–Kościół już w styczniu 2021 r.) oraz wspomniane już "100 konkretów" Platformy, nie potrzeba wielkiego dochodzenia, żeby domyślić się, że chodzi o sprzeciw PSL-u.
Co więcej, zbliżające się wybory samorządowe zostałyby wykorzystane przez PiS do kampanii "w obronie" republiki proboszczów, jak często nazywa się środowisko tej części Kościoła, która nadal nie może pogodzić się ze zmianą władzy. Na to dziś nikt w rządzie (nie tylko PSL) nie chce ani nie może sobie pozwolić.
Dlatego – jak słyszę w kręgach polityków PO – dopiero w budżecie na 2025 r. pojawi się propozycja likwidacji Funduszu Kościelnego z równoczesnym wprowadzeniem rodzaju dobrowolnego odpisu podatkowego, który każdy podatnik będzie mógł przeznaczyć na wskazany przez siebie Kościół lub związek wyznaniowy.
Próba takiego rozwiązania została już raz przygotowana i nawet opracowana w szczegółach przez ministra Boniego i kard. Nycza w 2013 r. Taki odpis w wysokości 0,5 proc. podatku miał wejść w życie od stycznia 2015 r. i być połączony właśnie z likwidacją Funduszu Kościelnego. Niestety zarówno ówczesna strona rządowa (a dokładnie już rząd premier Kopacz), jak i kościelna, nie podjęły skutecznych działań wprowadzających te zmiany. Rząd PiS systemem dotacji i "zamkniętych" konkursów dodatkowo zakonserwował i tak archaiczny model dofinansowania Kościoła (a dokładnie Kościołów, bo z Funduszu Kościelnego korzystają także inne wyznania i religie).
Warto zauważyć, że w przypadku Funduszu Kościelnego większość środków (ponad 85 proc.) niemal od razu "wraca" do budżetu państwa w postaci dopłaty do składki emerytalno–rentowej. Pozostałe środki znajdują się w gestii MSWiA z przeznaczeniem głównie na dofinansowanie ochrony i renowacji zabytkowych obiektów religijnych, rzadziej również na wsparcie działalności charytatywnej i opiekuńczej. W praktyce z Funduszu korzystają głównie duchowni, którzy nie uzyskują dochodu z innego tytułu niż praca duszpasterska (np. nie uczą w szkole, nie są zatrudnieni przez inne instytucje), otrzymując dofinansowanie płaconych przez siebie składek. Od początku lat 90. "dopłatę" z budżetu państwa ustalono w wysokości 80 proc. najniższej składki dla duchownych pracujących w duszpasterstwie i 100 proc. dla misjonarzy oraz zakonników i zakonnic klasztorów klauzurowych, co faktycznie czyni z duchownych wprawdzie niejedyną (inne od powszechnego systemy emerytalne mają prokuratorzy czy np. służby mundurowe), ale faktycznie uprzywilejowaną na tle innych zawodów grupę społeczną.
Likwidacja Funduszu Kościelnego dopiero w 2025 r.?
Sam Fundusz swoimi korzeniami sięga 1950 r. i jest jednym z reliktów komunistycznego państwa. Istnienie Funduszu jest ciągle podnoszone jako rodzaj "nadzwyczajnego obciążenia" dla państwa, choć warto zauważyć, że w minionym roku na tle wszystkich dotacji i wydatków budżetu przeznaczanych na Kościoły lub indywidualne projekty związane np. z działalnością ojca Rydzyka, kwota 200 mln przeznaczonych na Fundusz Kościelny stanowiła niewielką część takiej kontrybucji. Dlatego pytanie o przyszłość Funduszu nie powinno być postawione nie "czy likwidować", tylko "kiedy" i jakie rozwiązanie zaproponować w zamian.
Jestem przekonany, że zarówno obecna strona rządowa (w tym środowisko PSL), jak i kościelna, zdają sobie sprawę, że to musi nastąpić. Rok 2024, po zakończonych wyborach samorządowych i europejskich, wydaje się najlepszym dla tego czasem.
Kazimierz Sowa, duchowny katolicki, dziś dziennikarz i publicysta. Autor programu Święte Miejsca w Travel Chanell, wcześniej prowadził magazyn "Piąta Strona Świata" w TVN24 BIS.