30 mld zł - tyle w ciągu miesiąca zarabia armia 6 milionów Polaków, którzy dostają wypłatę w wysokości dokładnie 5 tys. zł. Janusz Filipiak, najlepiej wynagradzany prezes na polskiej giełdzie papierów wartościowych, potrzebowałby 183 tys. lat, by uzbierać taką kwotę.
30 mld zł to na przykład równowartość rocznych wypłat z programu 500+ dla blisko 5 mln rodzin. To również pieniądze, które pozwalają na budowę 750 kilometrów autostrad. To środki, które pozwoliłyby na przykład sfinansować budowę 15 Stadionów Narodowych. Jeden obiekt stałby w każdym województwie. A licząc mniej poważnie - to mniej więcej 0,0000009 proc. budżetu niezbędnego do wybudowania Gwiazdy Śmierci według wzoru z filmu Gwiezdne Wojny.
To również cena jednego ze sztandarowych programów Platformy Obywatelskiej w nadchodzących wyborach.
Zobacz także: Nerwy i konsternacja w studiu. Krzysztof Brejza wyprowadzony z równowagi
Grzegorz Schetyna podczas weekendowej konwencji Koalicji Obywatelskiej pokazał, czym opozycja chce walczyć z programem "Rodzina 500+". Wyciągnął na stół dwie obietnice: obniżki podatków i dodatków finansowych dla pracujących za niską pensję. Dostajesz 2250 zł brutto? Zarobisz na rękę więcej, bo aż 2247 zł. Zarabiasz 4000 zł? Zamiast dotychczasowych 2,8 tys. zł na rękę, na koncie zobaczysz 3,2 tys. zł. Tak w skrócie ma działać pomysł PO. Oto klucz programu "Wyższe pensje". O innych pomysłach można przeczytać tutaj.
Grzegorz Schetyna i PO jedną rozbudowaną obietnicą przelicytowali zatem wydatki, które cztery lata temu zapowiadał PiS. "Rodzina 500+" bez rozszerzenia kosztowała 20 mld zł. Program "Wyższe płace" to o 50 proc. więcej do wydania.
O co chodzi?
Obietnice Grzegorza Schetyny i PO można skrócić do: więcej zarobisz, pracując dokładnie tyle samo. PO chce, by wypłata netto najgorzej zarabiających osób była niemal identyczna jak brutto. Jak przekonuje prof. Andrzej Rzońca, główny ekonomista PO, program partii ma kilkanaście punktów i będzie kosztować 30 mld zł.
Spośród wielu pomysłów dwa są kluczowe i najdroższe: dodatki do pensji i niższe podatki dochodowe. Inne pomysły, takie jak na przykład powiązanie pensji minimalnej z sytuacją w gospodarce, nie wiąże się bezpośrednio z wydatkami budżetowymi.
Ci, którzy nie zarabiają więcej niż dwukrotność płacy minimalnej (czyli 4500 zł w 2019), dostaną od Platformy Obywatelskiej finansowy bonus. Zarabiający pensję minimalną mogliby liczyć na 500 zł co miesiąc. Z kolei wraz ze wzrostem pensji spadałby dodatek - aż do poziomu 0 zł.
W Polsce pensję minimalną otrzymuje około 1,5 mln pracowników. Wypłacenie im maksymalnej stawki dodatku, czyli 500 zł to rocznie 9 mld zł mniej w budżecie. Do kasy państwa w formie podatku VAT wróci ledwie 1,8 mld zł, a więc 7,2 mld zł wciąż trzeba wydać.
Program będzie jednak zdecydowanie droższy niż wspomniana kwota. Wynagrodzenia niższe niż średnia pensja ma większość Polaków.
W grupie zarabiających od 2,5 do 4,2 tys. zł jest mniej więcej 4 mln Polaków. Im więcej będą zarabiać, tym mniej dorzuci państwo. Przy wypłacie 2,5 tys. zł brutto dodatek ma wynosić 444 zł. Przy wypłacie 3 tys. zł będzie to już 333 zł miesięcznie. Ci, którzy mają na umowie 3,5 tys. zł mają zobaczyć 222 zł więcej.
Ostatecznie jednak wiele zależy od tego, jak PO chciałaby podzielić premie i jak wzrost pensji będzie na nie wpływał - czy na przykład stworzy progi dochodowe dla poszczególnych etapów. Wyliczenie całkowitego kosztu pomysłu będzie możliwe dopiero, gdy trafi on ostatecznie na papier.
Niższe podatki, kolejne wydatki
Program opiera się na dwóch pomysłach, czyli wydatki rosną. Istotne jest również obniżenie stawek podatku PIT z obecnych 18 i 32 proc. do zaledwie 10 i 24 proc. Chodzi o to, by wraz ze składkami do ZUS, łączna danina nie przekraczała 35 proc. pensji. I znów najlepiej zmianę pokazać na przykładzie osoby z pensją minimalną.
Zarabiając 2250 zł, na poczet podatku dochodowego trafia 133 zł (po uwzględnieniu ulgi podatkowej i innych potrąceń). Gdyby PIT spadł z 18 do 10 proc., na poczet podatku trafiałoby… 0 zł. Taka zmiana, czyli nowość tylko dla najmniej zarabiających, to dodatkowy koszt blisko 2,4 mld zł. Gdyby znów założyć, że całość pieniędzy trafi na zakupy, budżet i tak będzie chudszy o 1,9 mld zł.
Platforma Obywatelska nie wie jeszcze, jak będzie ostatecznie skonstruowana premia za aktywność. A pomysłów jest wiele.
Premia może być schowana w kwocie wolnej od podatku lub może być schowana w składkach pracodawcy. Wtedy firma mniej zapłaci urzędowi, a więcej pracownikowi. Może to być również comiesięczny zwrot z Urzędu Skarbowego - znany do tej pory tylko z rozliczeń rocznych. Możliwości wiele, decyzji brak. Na stole nie leży również gotowy projektu ustawy.