Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Krzysztof Janoś
Krzysztof Janoś
|
aktualizacja

Rząd obiecuje, ale on już wie, że zapłaci 50 proc. więcej. Zbulwersowany obywatel pisze do premiera

689
Podziel się:

Rząd powstrzymuje podwyżki cen energii. Kosztujący miliardy złotych pomysł nie będzie jednak w pełni skuteczny. Państwowi dostawcy dołożą ze swoich budżetów. Prywatni ceny podniosą, bo mogą i często muszą.

Rządowi nie uda się powstrzymać podwyżek u wszystkich dostawców.
Rządowi nie uda się powstrzymać podwyżek u wszystkich dostawców. (East News, Grzegorz Dembiński/Polska Press/)

Premier Morawiecki nie miał innego wyjścia i ze względu na zbliżające się wybory musiał zareagować na zapowiadane wzrosty cen energii. Pod naporem społecznego niezadowolenia, licznych publikacji, ale też listów i skarg od obywateli, zaczął zapewniać, że podwyżek nie będzie.

Najświeższy przykład to list wysłany do szefa rządu w wigilię Bożego Narodzenia. Jego kopię otrzymaliśmy od autora - Rafała z Olsztyna. Do korespondencji nasz czytelnik załączył też dokumenty poświadczające zapowiadaną podwyżkę od stycznia 2019 r.

Zobacz także: Podwyżki cen prądu z rekompensatami. "To jest wyższy poziom zaklinania rzeczywistości"

O wyższych cenach poinformował Rafała jego obecny dostawca energii, spółka Elektra S.A. - dawniej nosząca nazwę Polski Prąd S.A. W piśmie od firmy znalazła się nowa cena za 1 kWh zużytego prądu. Do tej pory było to 23 gr, od stycznia mieszkaniec Olsztyna ma już płacić 34 gr. Oznacza to podwyżkę niemalże o połowę.

- Proponowane przez rząd zmiany tego nie zrównoważą. Obniżenie akcyzy i innych składowych rachunku da najwyżej kilka zł. Tymczasem ja już wiem, że zapłacę o 50 proc. więcej, a dotychczasowy rachunek miałem na średnim poziomie 230 zł miesięcznie. Dlatego zdecydowałem się napisać do premiera - mówi money.pl Rafał z Olsztyna.

"Gdzie są zapewnienia o rekompensatach"?

W liście nasz czytelnik wyjaśnia, że zdecydował się napisać do Mateusza Morawieckiego właśnie ze względu na powtarzane przez członków rządu zapewniania, że podwyżki nie będzie.

"Niestety nie w moim przypadku. (…) Proszę mi wytłumaczyć gdzie są zapewnienia o rekompensatach, czy też braku podwyżek cen energii? Cena jaką zaproponował sprzedawca jest o niemal 50 proc. większa niż dotychczas" - czytamy w liście przesłanym 24 grudnia do Mateusza Morawieckiego.

Premier rzeczywiście wielokrotnie zapowiadał, że podwyżek nie będzie i żaden odbiorca indywidualny - jak choćby Rafał - ich nie odczuje. Zapisana w głosowanym w piątek projekcie obniżka akcyzy z obecnych 20 zł do 5 zł ma być tu podstawowym narzędziem.

- Zobaczymy czy coś odpowiedzą. Firmę wybrałem ze względu na niską cenę. Umowę podpisałem na 3 lata. Namówiłem całą rodzinę na tę zmianę, a teraz okazało się, że podwyżki będą tak wysokie - dodaje Rafał.

Jak mu się wydawało po rozmowie z konsultantem firmy, cena będzie stała przez cały czas trwania 3-letniej umowy. Jak jednak wynika z przesłanej nam korespondencji ze spółką Elektra, w jednym z punktów umowy zapisano, że zaproponowana stawka obowiązuje do końca 2018 r. Potem może ulec zmianie.

URE nie reguluje wszystkich cen

- To było gdzieś pod koniec umowy tzw. drobnym druczkiem. Zastanawiam się czy nie byłoby taniej zerwać umowę i płacić do końca jej obowiązywania karę w wysokości 25 zł miesięcznie. Problem jednak w tym, że URE dopiero w styczniu ogłosi taryfy dla państwowych sprzedawców i nikt jeszcze nie wie jak będą wyglądały ich rachunki - wyjaśnia Rafał.

Przypadek naszego czytelnika pokazuje, jak trudna może być sytuacja wielu Polaków, którzy skusili się na atrakcyjnie wyglądające oferty prywatnych sprzedawców energii jak Elektra. Wszystko dlatego, że prezes Urzędu Regulacji Energetyki zatwierdza maksymalne taryfy dla odbiorców indywidualnych wyłącznie w odniesieniu do firm pełniących funkcje tzw. sprzedawcy z urzędu na danym terenie.

W Polsce taką funkcję pełnią cztery spółki kontrolowane przez Skarb Państwa: PGE, Tauron, Enea i Energa. Dla innych sprzedawców energii ceny uwolniono. W odniesieniu do nich URE reguluje tylko koszty dystrybucji, w których od przyszłego roku większych zmian nie będzie.

- Głosowane w Sejmie zmiany, nie odnoszą się bezpośrednio do państwowych czy prywatnych sprzedawców. One tylko obniżają pewne części składowe rachunku. Państwowe koncerny zapewne będą robić co tylko możliwe, by rachunki zbytnio nie wzrosły. Rozmawiałem z największymi prywatnymi sprzedawcami: Innogy i Fortum. Oni też będą się starali do tego dostosować, ale przecież nie wszyscy muszą tak zrobić - mówi Bartłomiej Derski z portalu "Wysokie Napięcie".

Cięcie podwyżki

Jak wyjaśnia ekspert, ustawa nie rekompensuje w 100 proc. wyższych kosztów zakupu prądu przez sprzedawców. Jeżeli spółka Elektra systematycznie kupuje energię i nie ma dużych kontraktów w cenach z początku roku, musi podwyższać ceny sprzedaży, bo inaczej może grozić jej bankructwo. Nawet po uwzględnieniu zapowiadanych przez rząd rekompensat dla handlujących energią.

Ile tak naprawdę obniżą przeciętny rachunek Kowalskiego głosowane zmiany? Według analiz portalu "Wysokie Napięcie", średni rachunek za prąd polskiego gospodarstwa domowego wynosi około 100 zł miesięcznie. Około 50 proc. z tego to koszt samej energii. Druga połowa to koszty dystrybucji.

Koncerny energetyczne we wnioskach do URE postulowały podwyższenie taryf cen samej energii o 30 proc. Skoro to połowa rachunku, a w kosztach dystrybucji od przyszłego roku nic ma się nie zmienić, oznacza to podwyżkę średniego rachunku Kowalskiego o 15 proc, czyli 15 zł.

Będzie tylko drożej

Ile z tego utnie rządowa zmiana? - Niższa akcyza i opłata przejściowa do takiego rachunku da oszczędności rzędu 10 zł miesięcznie. Zatem nawet dla przeciętnego odbiorcy nie oznacza to takich samych rachunków jak w 2018 r. Te 5 zł wezmą na siebie państwowe spółki. Jednak prywatne zrobią co zechcą - konkluduje Derski.

W odniesieniu do wyższego zużycia te ceny będą się kształtowały inaczej. Inaczej też będzie wyglądał nasz rachunek, kiedy ostatecznie URE ustali dopuszczalne podwyżki. Nikt przecież nie dał gwarancji, że będzie to 30 proc. lub mniej. Ponadto warto pamiętać, że sztuczne hamowanie podwyżek przez rząd negatywnie odbije sie na spółkach energetycznych.

Przecież to ze względu na podniesienie ich możliwości modernizacyjnych wprowadzono opłatę przejściową w 2016 r. Teraz ten sam rząd obniża ją o przeszło 90 proc., zatem dodatkowych środków na poprawę efektywności energetycznej nie będzie. Ponadto część tej podwyżki wezmą na siebie te same koncerny. Może to zatem skończyć się jeszcze wyższymi podwyżkami za kilka lat.

Nie zapominajmy również, że za powstrzymanie tych podwyżek i tak my zapłacimy. Przecież rząd Morawieckiego nie wyczarował tych 9 mld zł., które trrzeba będzie zapłacic za tymczasowe powstrzymanie podwyżek. Złożyli się na nie i składać się będa - podatnicy.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
WP Finanse
KOMENTARZE
(689)
as
5 lata temu
Śmieszne są te wpisy PIS PO taki siaki co to ma do rzeczy kasa rządzi światem .
maxs
5 lata temu
W Niemczech energia dla indywidualnych odbiorców kosztuje 1,3 zł za 1kWh także jest jeszcze spory margines.
maxs
5 lata temu
Niestety ekologia kosztuje a zwłaszcza energia ,,ekologiczna,,.
kolega Ewki
5 lata temu
Wszyscy którym podniesiono ceny prądu niech się zwrócą o rekompensaty do PO i KE.
kolega Ewki
5 lata temu
Wszyscy którym podniesiono ceny prądu niech się zwrócą o rekompensaty do PO i KE.
...
Następna strona