Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|

Problem z "jednodawkowcami". Punkty szczepień kompletują grupy, by nie marnować dawek

35
Podziel się:

Rośnie liczba osób w Polsce, które nie stawiają się po drugą dawkę szczepionki przeciwko COVID-19. Aby nie zmarnować preparatów, w niektórych punktach szczepień pacjenci muszą czekać, aż zbierze się odpowiednia grupa. - Kiedy wiemy już, jaka liczba osób się nie stawi na szczepienie, panie rejestratorki obdzwaniają osoby z listy rezerwowej - słyszymy we wrocławskim szpitalu.

Problem z "jednodawkowcami". Punkty szczepień kompletują grupy, by nie marnować dawek
Punkt szczepień w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym przy ulicy Borowskiej we Wrocławiu. (East News, PAWEL RELIKOWSKI / POLSKAPRESS/Polska Press/East News)

"Drugą dawkę szczepionki Pfizera miałem otrzymać 30 maja o godz. 18 w punkcie szczepień przy ul. Borowskiej. Usłyszałem, że mam czekać, bo musi uzbierać się grupa, by można było przygotować fiolkę szczepionki. Zdziwiłem się, ale z rozmów pielęgniarek dowiedziałem się, że ludzie nie przychodzą po drugą dawkę" - relacjonuje pan Michał z Wrocławia.

Jak dodaje, pracownice punktu "wisiały" na telefonach, by wydzwonić poumawianych ludzi i upewnić się, że na pewno będą.

"Do jednej fiolki musiała się uzbierać 6-osobowa grupa – tak zrozumiałem. Ja nie czekałem bardzo długo, ale za mną siedziały dwie osoby i nie wiem, jak długo musiały czekać, by znalazły się jeszcze cztery kolejne do szczepienia" - dodaje w liście przesłanym nam na kontakt dziejesie.wp.pl.

Postanowiliśmy zweryfikować tę informację u źródła, a więc w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym przy ul. Borowskiej we Wrocławiu, gdzie działa punkt szczepień COVID-19. Faktycznie, wieczorami trwa "polowanie" na chętnych do szczepienia.

Zobacz także: Rząd zachęca do szczepień loterią. Dr Sutkowski przekonuje, że w popularyzację powinniśmy włączyć się wszyscy

- W pierwszej części dnia umawiamy szczepienia w normalnym trybie. Jednak pod koniec dnia rozrabiamy fiolki pojedynczo i staramy tak umawiać pacjentów, aby żadna dawka się nie zmarnowała. Stąd też grupujemy chętnych na szczepienie, kiedy uzbiera się sześć osób, rozrabiamy preparat – wyjaśnia w rozmowie z money.pl Monika Kowalska, rzecznik szpitala przy ul. Borowskiej we Wrocławiu.

- Kiedy wiemy już, jaka liczba osób się nie stawi na szczepienie, panie rejestratorki obdzwaniają osoby z listy rezerwowej. Szczegółowo planujemy rozrabianie preparatów - podkreśla Monika Kowalska.

Różne strategie

Sprawdziliśmy, czy również w innych punktach też stosuje się tę metodę. Jak usłyszeliśmy we wrocławskiej Przychodni Krynica, która znajduje się niedaleko Szpitala Klinicznego, w mniejszych punktach wygląda to inaczej.

- Szpitale działają w inny sposób. Dostają duże zasoby szczepionek i muszą je we właściwy sposób dystrybuować. U nas szczepimy raz w tygodniu grupę około 30-60 osób w zależności od tego, ile dostaniemy preparatów - słyszymy w rejestracji. - Szczepimy i Pfizerem, i Moderną. Jeszcze nie zdarzyło się, aby ktoś nie przyszedł po drugą dawkę. Nie grupujemy też pacjentów.

Podobnie jest w Rzeszowie, który zasłynął na całą Polskę ze skuteczności w szczepieniu obywateli.

- Nie grupujemy pacjentów. W naszych punktach z góry wiemy, ile osób danego dnia będzie szczepionych. Rozrabiamy dawki dla konkretnej liczby pacjentów. Raczej rzadko się zdarza, aby ktoś nie przyszedł, a był zarejestrowany. Zdarza się, że dzwonią, aby przesunąć termin np. z powodu choroby – słyszymy u konsultanta Centrum Medycznego Medyk w Rzeszowie.

Ludzie się nie stawiają

Choć nie we wszystkich punktach, to jednak problem jest coraz bardziej dostrzegalny, przekonuje dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog i mikrobiolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

- Ludzie nie przychodzą z powodu błędnego przekonania, że już po pierwszej nabrali odporności, z obawy przed pogorszeniem samopoczucia po szczepieniu. Podwody są różne. Sami prosimy się o nieszczęście - mówi.

Choć w końcówce maja dochodzimy już do liczby 7 mln w pełni zaszczepionych (dwiema dawkami Pfizer/BioNTech, Moderna i AstraZeneca lub jedną Johnson & Johnson) Polaków, to przybywa osób, które nie stawiają się na drugie ukłucie.

Po drugą dawkę szczepionki przeciwko COVID-19 nie zgłosiło się ponad 9 tys. osób - informowało tydzień temu Ministerstwo Zdrowia. Problem najczęściej dotyczył preparatu firmy Pfizer.

Czas ma znacznie. Ponad 17 tys. zmarnowanych dawek

I tu wracamy do pana Michała, który musiał czekać, aż zbierze się grupa 6 osób na Pfizera. Wyjaśnijmy, dlaczego przy tej szczepiące tak ważne jest właściwe dysponowanie preparatami.

Szczepionka tej firmy musi być przechowywana w bardzo niskiej temperaturze, a rozmrożona i później rozrobiona na poszczególne dawki, musi zostać w krótkim czasie użyta. W przeciwnym razie nadawać się będzie tylko do utylizacji.

Jak wynika z danych resortu zdrowia, od początku szczepień, czyli od 27 grudnia 2020, zutylizowano łącznie 17 357 dawek szczepionki (dotyczy to różnych firm, ministerstwo nie rozróżnia tej statystyki na producentów).

Jak wynika z informacji o szczepionce Pfizera zamieszczonych na rządowych stronach, po wyjęciu z zamrażarki, nieotwartą szczepionkę można przechowywać maksymalnie do 5 dni w lodówkach (w temperaturze od 2°C do 8°C) i przez maksymalnie 2 godziny w temperaturze do 30°C.

Aby móc ją podać pacjentowi, trzeba ją jeszcze rozrobić. Z jednej fiolki uzyskuje się 5-6 dawek. Kłopot w tym, że preparat swoją stabilność chemiczną i fizyczną zachowuje jedynie przez 6 godzin w temperaturze od 2°C do 30°C.

Wzrosty zakażeń w Wielkiej Brytanii

Choć w Polsce notujemy spadki zakażeń i może się wydawać, że "wirus jest w odwrocie", jak to w ubiegłym roku padało z ust polityków, to sytuacja w innych krajach pokazuje, że wciąż sytuacja jest niebezpieczna.

W Wielkiej Brytanii za wzrost liczby zakażeń odpowiada indyjski wariant koronawirusa. Choć szczepionka chroni także przed nim i pierwszą dawkę wakcyny w Wielkiej Brytanii przyjęło ok. 73 proc. dorosłych mieszkańców, to wciąż nie wystarczy, by zdławić SARS-CoV-2. Dlatego m.in. tak potrzebne jest szczepienie również drugą dawką. Na Wyspach przyjęło ją obecnie mniej niż 50 proc. dorosłych obywateli.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(35)
obserwator
3 lata temu
póki miliardów się nie pomnoży pandemia będzie trwała!!!
Jola
3 lata temu
A ja się dziwię dlaczego ozdrowieńca po jednej dawce szczepionki, który po kilku godzinach od podania szczepionki miał skutki uboczne żaden lekarz nie chce przyjąć. Powód bo możesz mieć covid. U mnie rozwineło się zapalenie oskrzeli, dusiłam się i odmówiono mi przyjęcia w kilku przychodniach. Tylko teleporady. Dopiero odpłatnie lekarz przyjechał i mnie zbadał. To ja dziękuję za taką pomoc. Nie mam zamiaru tego samego przechodzić.
kizia
3 lata temu
Dziwią się? Jak skończył żywot po pierwszej dawce, to po drugą oczywiście już nie przyjdzie.
mati
3 lata temu
Nie idę bo nie odpowiada mi termin a nigdzie nie mogę się dodzwonić żeby to zmienić (podczas rejestracji informowałem że nie mogę wtedy a i tak mnie zapisali)
kasia
3 lata temu
Zaszczepiłam się jedna dawką Pfizera i od trzech tygodni nie mogę dojść do siebie chodzę od lekarza do lekarza zaznaczam prywatnie do tej pory nie chorowałam na inne choroby a teraz mam niesamowity ból głowy kręgosłupa puchną mi nogi lekarz stwierdził zapalenie stawów i jeszcze musze zrobić klika dodatkowych badań i co mam teraz iść na drugie szczepienie
...
Następna strona