Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Damian Szymański
Damian Szymański
|
aktualizacja

Szef NBP może użyć broni ostatecznej przeciwko rządowi Tuska [OPINIA]

414
Podziel się:
Przedstawiamy różne punkty widzenia

Zaczęła się kluczowa faza wojny między rządem Tuska a prezesem NBP. Prawnicy prof. Glapińskiego zapewne właśnie z wypiekami na twarzy czytają wniosek o postawienie go przed Trybunałem Stanu. Sam zainteresowany nie musi jednak czekać i ma możliwość uderzenia w koalicję z potężną siłą. Byłaby to jednak broń ostateczna.

Szef NBP może użyć broni ostatecznej przeciwko rządowi Tuska [OPINIA]
NBP ma narzędzia, które mogą solidnie utrudnić władzy Tuska rządzenie. Byłaby to jednak bardzo kontrowersyjne działanie (Licencjodawca, Andrzej Iwanczuk/REPORTER)

Dlaczego broń ostateczna? Bo pochłonęłaby wiele gospodarczych ofiar. Broń, której celem byłoby wywołanie chaosu i jawny sabotaż finansowych poczynań rządu Tuska. W końcu byłaby to broń tak kontrowersyjna, że ciężko byłoby ją uzasadnić czymś innym niż wyrachowaniem i pospolitą zemstą. Dlatego nie chce mi się wierzyć, żeby prof. Glapiński był tak nieodpowiedzialny i jej użył. Możliwość jednak ma.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: "Król UE" wyrasta na lidera regionu? "To polityk większego formatu"

O co dokładnie chodzi? Mowa o zrzuceniu tzw. bomby bilansowej na rynek. To nic innego, jak wyprzedaż zakupionych w latach 2020-21 obligacji Skarbu Państwa, które nomen omen znalazły się w centrum uwagi wnioskodawców o Trybunał Stanu. Dlaczego byłoby to aż tak groźne?

Wojna między NBP a rządem Tuska. Prof. Glapiński ma narzędzia do walki

Najpierw kilka liczb. Przypomnijmy, że NBP w czasie pandemii i wiele miesięcy po pandemii zakupił na rynku obligacje o łącznej wartości 144 mld zł, z czego na obligacje skarbowe przypadło 82,1 mld zł, a na obligacje gwarantowane przez Skarb Państwa, emitowane przez BGK i PFR - 61,9 mld zł. Z obligacji zakupionych przez NBP obecnie do wykupu pozostaje według nominału 135,1 mld zł. Jest to kwota, którą bank może więc niejako zrzucić na rynek. Innymi słowy, chcieć sprzedać aktywa, które ma na bilansie.

I teraz nasuwa się kluczowe pytanie, jaki przyniosłoby to efekt dla rządu Donalda Tuska.

Zwiększenie podaży obligacji na rynku doprowadziłoby do wzrostu rentowności, czyli oprocentowania, za jakie inwestorzy każą sobie płacić za kupowanie długu. Wzrost rentowności oznacza spadek cen obligacji. Jest to ten sam mechanizm, z którym mamy do czynienia w sklepach. Kiedy jakiegoś produktu jest bardzo dużo, jego cena zazwyczaj spada. Kiedy produkt jest rzadki, jego cena zazwyczaj rośnie. Po działaniu NBP i pojawieniu się na rynku papierów dłużnych, ich cena by spadła, czyli rentowności by wzrosły.

A to z kolei oznacza, że rządowi znacznie trudniej byłoby uplasować na rynku własny dług. Musiałby za niego więcej zapłacić, ponieważ miałby konkurencję ze strony Narodowego Banku Polskiego. W obecnych warunkach zrzucenie bilansowej bomby byłoby więc niejako równoznaczne ze zwiększeniem potrzeb pożyczkowych rządu.

I pewnie nie byłby to jakiś olbrzymi problem, gdyby nie fakt, że potrzeby pożyczkowe w tym roku są rekordowe (potrzeby pożyczkowe netto szacowane są na ponad 252 mld zł, a brutto, czyli liczone m.in. z wykupieniem starych długów na ponad 449 mld zł), a sytuacja budżetowa napięta jak struna.

Za przykład niech posłużą tutaj słowa wiceministra finansów Jarosława Nenemana, który nie owijał w bawełnę podczas spotkania z pracodawcami i związkowcami w Radzie Dialogu Społecznego. Mówił on, że póki co możemy zapomnieć o obietnicy podniesienia kwoty wolnej od podatku.

60 tys. kwoty wolnej jest na razie odłożone trochę na bok. Dlatego, że jest mnóstwo bardziej pilnych rzeczy do załatwienia, a kwota wiążąca się z kwotą 60 tys. - kwota ubytku dochodów - sprawia, że nie ma na razie przestrzeni, żeby w perspektywie przyszłego roku zaproponować jakieś konkretne rozwiązania. Może to się zmieni, ale na tę chwilę - mówię państwu jak jest -sytuacja budżetu jest ciężka. Wydatki na obronność rosną - po angielsku "skyrocket" - w kosmos. To bardzo ogranicza przestrzeń do bardziej aktywnej polityki - mówił urzędnik MF.

Dość powiedzieć, że według analityków Santandera dochody podatkowe z ustawy budżetowej są nierealistyczne i w przypadku VAT-u mogą być one aż o 25-30 mld zł niższe.

Co zrobi NBP?

Dyskusja na temat skrócenia pozycji na obligacjach NBP rozgorzała na początku tego roku po słowach jednego z członków Rady Polityki Pieniężnej. Bank się wtedy od takich działań odciął.

"Nie ma na dziś w Narodowym Banku Polskim żadnej dyskusji dotyczącej przyspieszonej sprzedaży obligacji Skarbu Państwa. Opinie członków Rady Polityki Pieniężnej są opiniami członków Rady, nie zaś Zarządu Banku, który ma decydujący głos w tej sprawie" - pisał w połowie stycznia rzecznik Narodowego Banku Polskiego.

Nasi rozmówcy z banku przypominali także wystąpienie Pawła Szałamachy, członka zarządu NBP. - Paweł Szałamacha, członek zarządu NBP, na komisji ds. finansów jasno mówił, że bank nie zamierza pozbywać się obligacji. Jedynie "nie będzie ich rolował w momencie zapadnięcia". A w tym roku zapada niecałe 8 mld zł, więc są to de facto orzeszki dla rządu. Ale tak należy właśnie działać - przekonywała osoba znająca kulisy sprawy.

Czy teraz strategia NBP ulegnie zmianie? Zobaczymy.

Stopy procentowe - wielka niewiadoma

Na pewno zmianie uległo podejście do poziomu stóp procentowych. Przed wyborami parlamentarnymi w październiku 2023 r. NBP chciał dostosować stopy do opadającej inflacji i ściął koszt pieniądza o 1 punkt procentowy z 6,75 do 5,75 proc.

Po wyborach, kiedy wygrała opozycja, spostrzegł nagle, że inflacja wcale nie schodzi do celu inflacyjnego 2 proc., a na horyzoncie pojawia się wiele niepewności, które oczywiście były już znane znacznie wcześniej, ale bank ich głośno nie artykułował, bo rządziło PiS.

Teraz konsensus rynkowy jest taki, że stopy pozostaną na obecnym poziomie przynajmniej do końca tego roku. Prof. Glapiński może jednak kolejny raz zmienić zdanie i zaordynować w Radzie Polityki Pieniężnej podwyżki stóp. Też nie chce mi się wierzyć, żeby członkowie Rady chcieli "umierać za Glapińskiego" i podnieśliby rękę za takim wnioskiem, ale śledząc dokładnie poczynania RPP za zarządów nominata PiS na to stanowisko, nic by mnie już nie zdziwiło.

Podniesienie stóp oczywiście ma na celu gaszenie gospodarczego płomienia, mrożenie gospodarki i hamowanie wzrostu PKB. I w tym przypadku efekt dla budżetu takiego działania byłby negatywny. Ministerstwo Finansów dostałoby z gospodarki mniej środków z podatków. Z drugiej strony doszłoby zapewne do dalszego umocnienia złotego. Coś za coś.

Wybranie któregoś z tych rozwiązań byłoby dla banku trudne do uargumentowania. Ucierpiałaby też reputacja NBP. Czy jednak prezes Glapiński byłby w stanie narazić się na taki akt desperacji? Najbliższe dni pokażą jego determinację do obrony dobrego imienia i chęci odgryzienia się Donaldowi Tuskowi.

Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(414)
Lucy1000
miesiąc temu
PIS NAROBIŁ DŁUGÓW PRZY POMOCY GLAPINSKIEGO, TUSK MA ZA TO ODPOWIADAĆ I SPŁACAĆ!!!
Zibi
miesiąc temu
Tusk nie lubi ludzi mądrzejszych od niego. Na czym ten człowiek się zna.
Bumm
2 miesiące temu
Galiński Ognia!!!
Mirabelki
2 miesiące temu
Przekaż jest prosty. Piniendzy nie ma i nie będzie....dla szarych ludzi. PO wróciło, więc to oczywiście było do przewidzenia.
RafaU PO
2 miesiące temu
PO co wam NBP jak mamy Dojcze Bąk 💪
...
Następna strona