Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Martyna Kośka
Martyna Kośka
|
aktualizacja

"W święta ludzie z pewnością nie są lepszymi wersjami siebie". Święta z perspektywy kasjerek nie mają w sobie wiele magii

357
Podziel się:

- Przez cały dzień słyszę z głośników reklamy, które przekonują, że święta to czas wyciszenia i wydobywania z człowieka tego, co najlepsze. Wierz mi, z perspektywy sklepowej kasy jakoś tego dobra nie widać - mówi Kamila, która od kilku lat pracuje na kasie w dyskoncie niemieckiej sieci.

Najtrudniej jest przed świętami...
Najtrudniej jest przed świętami... (East News, Marek BAZAK)

- Teraz to i tak nie jest tak źle. Najgorzej było przed jeszcze parę lat temu, kiedy szefostwo sklepu gdzieś w Warszawie decydowało, że w Wigilię sklepy będą otwarte do 17 albo nawet dłużej. Dla tych menedżerów to dzień jak każdy inny, a wiadomo, my mamy być frontem do klienta. Co ja tam mówię, mamy być cali dla klienta, więc nieważne, że też mamy swoje życie, rodziny, obowiązki. Mamy siedzieć, bo może komuś się przypomni, że nie kupił soli - opowiada Agata, kasjerka w sklepie z miasta powiatowego w Wielkopolsce.

"Do domu chcecie? Płacimy wam za osiem godzin!"

Nerwówka zaczynała się wcześnie rano. Największe kolejki do południa, później spokojniej, a po 14 po brakującą puszkę kukurydzy czy pierwsze z brzegu serwetki wpadali już naprawdę ostatni klienci. Po 16 po sklepie nie kręcił się nikt, ale my twardo musieliśmy (a w zasadzie – musiałyśmy, bo w marketach pracują przeważnie kobiety) wymyślać sobie jakieś zajęcia. W takich chwilach frustracja sięga zenitu.

Agata skontaktowała się ze mną mailowo w odpowiedzi na moją prośbę wrzuconą na jednym z forów dla sprzedawców. Wkurzonych sprzedawców. W godzinach pracy muszą nosić maskę, przez którą nie przebije się żadna oznaka zmęczenia, znudzenia czy po prostu gorszego samopoczucia. Kolejny klient rzucił banknoty, zamiast po prostu je położyć ("Jak psu. No ja się w myślach pytam, przypadkiem czy celowo?")? Wbiłaś błędny kod i potrzebujesz dodatkowej chwili, by to odkręcić, a klient demonstracyjnie przewraca oczami? Klient warczy, zamiast wydobyć z siebie słowo? Przywołujesz uśmiech numer pięć i życzysz mu miłego dnia.

Zobacz także: Świąteczna rozmowa z ks. Wojciechem Lemańskim

Dziś odreagowuje się nie w pokoju socjalnym (wiadomo, ściany mają uszy), ale w internecie. Niektóre grupy są otwarte i każdy może poczytać opowieści zza lady. Znajdujesz w nich siebie? Jesteś piekielnym klientem?

Mająca 8-letni staż na kasie Agata ma w zanadrzu dużo historii. Pracuje w każde święta. To taki magiczny czas, w którym choćby o jednym wolnym dniu można pomarzyć.

- Najgorsza była Wigilia w 2012 r. Kierowniczka wymyśliła sobie, że jak już zamkniemy o 18 sklep (dodajmy, że ostatni klient pojawił się ze dwie godziny wcześniej), to przygotujemy zmianę ekspozycji, żeby 27 grudnia klienci nie wiedzieli już tych wszystkich przypominających o pierwszej gwiazdce plakatów. No i przygotujemy poświąteczne promocje.

"Dziewczyny, uwiniecie się raz-dwa, zobaczycie, jak będzie ładnie" – próbowała nas przekonać. To była równa babka, naprawdę trudno mi uwierzyć, że nie czuła się kretyńsko, kiedy próbowała nas przekonać, że naklejanie nowych cen to najlepsza świąteczna frajda, jaką możemy sobie zafundować. Niby zapowiadała to już wcześniej, ale nie wierzyłyśmy, że naprawdę nas o to poprosi. I zbuntowałyśmy się, wszystkie jak jeden mąż. Pamiętaj, że to był 2012 r., nie najlepszy czas na sprzeciwianie się pracodawcy. Odpuściła. Ekspozycję zmieniłyśmy z rana pierwszego dnia po świętach.

Głowa wariuje, kręgosłup wysiada

Moja druga rozmówczyni, Karolina spod Wrocławia, zaczyna od litanii pretensji wobec klientów ("ja nie rozumiem, czy oni nie umieją korzystać z czytników cen? A ile to kosztuje, a niech mi panie sprawdzi. 4,99 zł, ojej, to ja się rozmyśliłam. Proszę to wycofać. A ja wtedy muszę wzywać kierowniczkę, kolejka się denerwuje, ludzie mają pretensje") i swojego pracodawcy. Nakierowuję ją na temat pracy w okresie świątecznym, ale mówi, że to w sumie taki zwykły dzień - tyle że do kwadratu.

- Akurat Wigilia nie jest taka zła, bo fala kończy się koło godziny 14. Ale to, co się dzieje po 20 grudnia, to jest horror. Kolejki zakręcają hen za regały, wszyscy mają wózki wypakowane po brzeg. Chociaż kasy są obsadzone bardziej niż zwykle, to i tak jesteśmy na ostatnich nogach. No, chociaż akurat to nie nogi są problemem, ale ręce i kręgosłup. Wie pani, jak to nie jest praca w szczególnie ciężkich warunkach, to nie wiem, co nią jest.

Na święta, które reklamuje mój pracodawca, i tak mnie nie stać

Trzecia rozmówczyni, Kamila, nie ma jakichś szczególnych pretensji o pracę w Wigilię ("my pracujemy do 15, a tacy lekarze czy ratownicy pracują w Boże Narodzenie czy na dyżurach nocnych. To dopiero musi być trudne. Co zrobić, taki zawód"). Jest jej tylko przykro, że nie ma kiedy ubrać z dziećmi choinki czy choćby posprzątać. Przed świętami w markecie obowiązuje zasada "wszystkie ręce na pokład", a to i tak za mało, więc do pomocy ruszają też pomocnicy zatrudnieni na kilkanaście dni na umowy cywilne. Tyle że o pracownika w handlu coraz trudniej, więc w grudniu 2017 r. dostali wsparcie w liczbie zaledwie dwóch pań. Mało, a pracy więcej niż zwykle: zrobienie ekspozycji przed Wigilią, zmiana przed Sylwestrem, do tego dużo więcej towaru do rozkładania. I nieustanne kolejki do kasy.

- Wiem, że z perspektywy klienta to wygląda tak, jak byśmy działały na wolnych obrotach, ale my naprawdę dajemy z siebie maksimum. Tylko że człowiek też ma swoją wydolność. Spróbuj przez 5 godzin coś podnosić i odkładać, znów podnosić i odkładać. Męczy, prawda? A teraz rób to półtora raza szybciej. To wariant świąteczny - tłumaczy.

Dodaje, że klienci mogą do pewnego stopnia pomóc kasjerkom. Po pierwsze, niech oddzielają swoje zakupy od rzeczy kolejnego kupującego. Po drugie, niech nie wkładają towarów z kodem kreskowym do foliówek, bo to wymaga wyjęcia tej rzeczy. Zajmuje to wprawdzie mikrosekundę, ale już wkurzonego klienta potrafi to doprowadzić do wściekłości.

Mówi, że w markecie ludzie zawsze zdają się mieć poczucie, że ktoś ich okrada z czasu, ale przed świętami to już przybiera monstrualne rozmiary. Klienci są też bardziej skorzy do kłótni.

- Zanim zaczęłam pracę w markecie, pracowałam w dużym sklepie na osiedlu. Przed świętami klienci zapisywali się na ciasta, które można było odbierać 23 i 24 grudnia. Z piekarni przychodziło ich więcej, ale od razu część odkładałyśmy dla klientów, który wpłacili już zaliczkę. Inni kupujący widzieli, że na boku leżą ciasta i stanowczo żądali wydania ("towar z ekspozycji jest do sprzedaży, znam swoje prawa!"), a gdy tłumaczyłam, dlaczego nie mogę, fukali, czasem rzucili przekleństwo. Najgorsze jednak było to, że oskarżali mnie i koleżanki, że odkładamy te ciasta dla siebie. Ja dużo zniosę, ale oskarżenia o nieuczciwość to dla mnie za dużo – mówi z żalem.

Szybko dodaje, że przed Wielkanocą była identyczna sytuacja, więc to nie tylko Boże Narodzenie wyzwala jakąś dziką agresję.

Kamili jest przykro, że za pensję kasjerki nie może wyładować koszyka tak, jak wielu klientów.

- Teraz wszyscy porównują swoje pensje do pensji ekspedientek – mam już alergię, ilekroć słyszę, że nauczyciele, ratownicy czy inne grupy zarabiają mniej niż kasjerki w dyskoncie. Czuję się jak chłopiec do bicia, ale nie to jest najważniejsze. Rzecz w tym, że nie mogę liczyć na żadne dodatki, chyba że jakiś motywacyjny, pod warunkiem że w przed dwa miesiące z rzędu nie opuszczę żadnego dnia. Wystarczy jednodniowa choroba dziecka i żegnaj, skromny dodatku.

Wprawdzie pracodawca rozdaje przed świętami bony, ale na tyle niskie, że średnio poprawiają nastrój człowiekowi, który przez cały dzień patrzy na ładne rzeczy, których i tak nie kupi.

- Zresztą może lepiej... Codziennie przechodzę przez niewielki dział z rzeczami do dekoracji wnętrz. Teraz piętrzą się tam bombki, gwiazdy betlejemskie, kilkanaście rodzajów latarenek i świeczników. Chyba już mi się opatrzyło i zaczynam doceniać minimalizm – próbuje swoją sytuację przekuć w żart Kamila.

Mówię, że pozostają jej wyprzedaże. Nie widzę jej twarzy, ale wyobrażam sobie, że gdy wypowiedziałam to słowo, teatralnie machnęła ręką albo wykrzywiła twarz.

- Wyprzedaże to dla mnie nic innego jak nowe karteczki z cenami i tłumy ludzi pytających, czy skoro wszystko jest 30 procent taniej, to to znaczy, że ta figurka renifera również? Dziękuję, postoję.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(357)
Pablo
5 lata temu
Biedactwa... 3 fakultety i na kasie musi... A nie - nie ma szkoły. Ojej. Rozumiem Wigilia, ale narzekać na bycie kasjerem na co dzień to bezczelność
Były pracowni...
5 lata temu
Współczuję kiedys pracowalem w centrum handlowym. Chamstwo i buractwo na każdym kroku zwłaszcza przed świętami. Najgorszą awanturę miałem z " klientem " właśnie w Wigilię do tego stopnia ze burak straszył mnie telewizja TVN, pewnie pracownik a ja musiałem z domu wzywać do tego typa mojego dyrektora. Teraz jestem handlowcem i pracuje do piątku a od wigilii biorę zawsze wolne na 2 tygodnie i mam wyrabane na to buractwo co udaje wielkich chrzescijan a w zeczywistosci wybili by ci nóż w plecy przy pierwszej możliwości
Kurski
5 lata temu
Na 100% wyznawcy piSSu odreadowuja przy kasie bo jej nie mają hehe prostaki kaczynskiego
Boryna
5 lata temu
Niewolnictwo za "miskę strawy" rozwija się w Polsce i to za namową totalnej opozycji do której należą też związki zawodowe.
Enola
5 lata temu
Trzeba być miłym i traktować się nawzajem z szacunkiem. To niewiele, a dzięki temu życie dla wszystkich staje się łatwiejsze.
...
Następna strona