W rządzie trwa lawirowanie wokół ustawy wiatrakowej rozpoczęte kilka miesięcy. Na wtorkowym posiedzeniu Rada Ministrów kierunkowo przyjęła ustawę wiatrakową, ale ostatecznie projekt ma być przyjęty przez rząd obiegowo do piątku.
Jak przekazał wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, na finiszu prac pojawiały się legislacyjne uwagi niektórych instytucji, m.in. Prokuratorii Generalnej. To kolejny raz, kiedy wydaje się, że projekt jest już na ostatniej prostej i nagle następuje zakłócenie. Niedawno, gdy propozycja miała zostać zaakceptowana przez komitet stały rządu, resort aktywów państwowych zapowiedział uwagi, co opóźniło prace. MAP uwag ostatecznie nie zgłosił.
Kosiniak-Kamysz wskazał, że intencją rządu jest, żeby ustawa trafiła do Sejmu i mogła być rozpatrzona na kolejnym posiedzeniu. To zmniejsza szanse, że będzie przyjęta w trakcie kampanii wyborczej. Kolejne posiedzenie jest planowane na początek kwietnia. - W trakcie intensywnej pracy w rządzie wypowiadały się różne podmioty. Wierzę, że praca w parlamencie przebiegnie bardzo sprawnie - deklarował wicepremier.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak słyszymy od polityka lewicy, jest to możliwe, bo koalicyjnie ustawa jest dogadana. Pytanie, czy prac w parlamencie nie spowolni kampania, a także obawy przed tym, czy prezydent Andrzej Duda nie odeśle projektu do Trybunału Konstytucyjnego lub go nie zawetuje. - Nie ma jeszcze w tej sprawie decyzji - słyszymy od polityka koalicji.
Ustawa wiatrakowa przeszła już bardzo krętą drogę. Falstart miał miejsce już przy okazji sejmowego startu nowej koalicji, kiedy najpierw pojawił się projekt poselski - skrytykowany szybko za uleganie lobbingowi, co zakończyło jego drogę w parlamencie. Dlatego wiosną rok temu ruszyły prace nad projektem rządowym, najpierw w Ministerstwie Klimatu, później już na ścieżce ogólnorządowej. W końcu sprawa oparła się o premiera Donalda Tuska - resort dostał od szefa rządu zielone światło. W finalnej dyskusji MKiŚ posługiwało się argumentami dotyczącymi cen energii i wpływu poszczególnych technologii na miks energetyczny. Money.pl zapoznał się z tymi wyliczeniami.
Resort gra o ustawę
Resort minister Pauliny Henning-Kloski policzył koszt wytwarzania energii w I i II kwartale 2023 i 2024 w dwóch wariantach. Jeden to koszt techniczny, w drugim mamy koszt sprzedanej energii. Pierwsza wartość uwzględnia koszt wytworzenia, w tym użytego paliwa, a w cenie sprzedanej energii są także koszty uprawnień do emisji CO2, koszty finansowe czy koszty sprzedaży. Dokładne dane pokazujemy na grafikach. Wnioski, jak można się spodziewać, przemawiają za siłowniami wiatrowymi.
Zgodnie z wyliczeniami, najtańszy jest prąd z elektrowni wodnych, ale na drugim miejscu jest energia z elektrowni wiatrowych. Co ciekawe, jest ona tańsza nie tylko w wariancie, w którym uwzględnione są ceny emisji uprawnień CO2 (to jeden z głównych powodów skoku kosztów wytworzenia energii), ale także bez nich. W wariancie bez uprawnień 1 megawatogodzina (MWh) kosztowała 143 zł w przypadku elektrowni wodnej, a 176 zł w przypadku siłowni wiatrowych. Drugie duże źródło OZE, czyli fotowoltaika, to koszt 247 zł, natomiast koszt wytworzenia 1 MWh w elektrowni węglowej to już 400 zł.
Jeszcze w większym stopniu ta różnica jest widoczna dla ceny energii, która uwzględnia koszty emisji, ale też sprzedaży. Tu energia z wody kosztuje 162,3 zł za MWh, a z wiatru na lądzie 289,4 zł. W takim przypadku koszt wytworzenia energii z węgla wyniósł 818 zł. Jak podkreśla Ministerstwo Klimatu, prąd z wiatru na lądzie to najtańsze z szeroko dostępnych źródeł energii. Jednocześnie resort zwraca uwagę, że jeśli chodzi o wiatraki, to ważnym argumentem za ustawą jest to, że cena energii z wiatru na lądzie jest globalnie o ponad połowę tańsza niż z farm offshore na morzu. Powód jest prozaiczny: koszt infrastruktury na morzu jest dużo wyższy niż podłączenie do sieci lądowych siłowni.
Liczą korzyści
Ministerstwo klimatu liczy, że zmiana ustawy wiatrakowej na dłuższą metę obniży hurtową cenę energii. Z drugiej strony to źródło, które, jak podkreśla MKiŚ, jest komplementarne wobec paneli słonecznych.
Jednocześnie nowe inwestycje w energetyce wiatrowej zwiększą dostępność mocy odnawialnych źródeł energii, obniżając koszty działalności i ślad węglowy produktów. To, jak podkreśla ministerstwo, jest kluczowe nie tylko dla przemysłu energochłonnego, ale całej gospodarki. Chodzi o coraz częściej pojawiający się postulat inwestorów dotyczący dostępu do zielonej energii.
Docelowo lądowe elektrownie wiatrowe mają stanowić istotną część mocy zainstalowanej w Polsce, w celu zmniejszania zależności od paliw konwencjonalnych sprowadzanych z zagranicy, obniżania cen energii na rynku hurtowym oraz pobudzania rozwoju gospodarczego regionów - przekonuje resort klimatu.
Na koniec ubiegłego roku moc elektrowni wiatrowych wynosiła 10 gigawatów (GW), gdy w przypadku elektrowni węglowych było to niemal 23 GW. Tymczasem na koniec tej dekady moc elektrowni węglowych na skutek ich wyłączania ma się zmniejszyć do 13 GW, gdy wartość zainstalowanej mocy na lądzie ma wzrosnąć do 19 GW. Ma się to dokonać zarówno dzięki nowym siłowniom instalowanym w nowych lokalizacjach, jak i dzięki tzw. repoweringowi, czyli instalacji nowych, wydajniejszych elektrowni wiatrowych w miejscu już istniejących. Ustawa, którą ma przyjąć rząd, wprowadza także możliwość tego typu wymiany.
Ustawa ma nie tylko szanse obniżyć ceny energii, ale także dać zieloną energię dla przemysłu. To ma też potencjał do obniżenia cen energii w nocy, co jest istotne dla osób grzejących domy pompami ciepła - ocenia Michał Hetmański z Fundacji Instrat.
Wiatraki to nie wszystko
Najważniejsze zmiany, jakie zawiera projekt, to zerwanie z zasadą 10H, czyli lokowania elektrowni wiatrowych w odległości równej dziesięciokrotności wysokości wiatraka, choć rozszczelnioną nieco przez rząd PiS, który umożliwił ich lokowanie 750 m od zabudowań. Zgodnie z ustawą taki dystans zmniejsza się do 500 m. Ich lokalizacja musi wynikać z planu zagospodarowania przestrzennego oraz zgody rady gminy. Jeśli chodzi o inne rozwiązania, to odległość siłowni od parków narodowych ma być nie mniejsza niż 1500 m, a od dróg - 1 H, czyli jedną wysokość wiatraka. Jednocześnie ustawa zawiera także przepisy dotyczące rozwoju biogazowni. Zdaniem resortu, zmiany dotyczące lądowych elektrowni wiatrowych umożliwią utworzenie 31 tys. miejsc pracy.
- Z powodu opóźnień w przyjęciu tych regulacji nie ma szans, byśmy budowali najnowsze elektrownie o mocy 6 MW, za to będziemy instalowali te średniej wielkości. To długoterminowo słabe, ale konieczne - mówi nam Michał Hetmański.
Mimo że ustawa znacząco zwiększa możliwości rozbudowy energetyki odnawialnej, to - jak podkreśla rząd - tańsza energia z OZE będzie docelowo bilansowana droższą energią ze źródeł gazowych i jądrowych. Zmiana miksu na bardziej zielony ma docelowo doprowadzić do spadku cen energii. Zgodnie z wyliczeniami zawartymi w Krajowym Planie Energii i Klimatu z grudnia zeszłego roku, przeciętny koszt wytwarzania energii ma spaść z 573 zł w tym roku, do najwyżej 514 zł w 2030 i 501 zł w 2040 r.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl.