Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Szczyt klimatyczny w Paryżu z zaskakującą propozycją USA zdecydowanego ograniczenia emisji CO2

0
Podziel się:

Barack Obama jedzie na konferencję w Paryżu z ambitnym planem redukcji emisji CO2 przez USA. Problem w tym, że prezydent, który chce być globalnym liderem w walce ze ociepleniem klimatu, nie ma politycznego poparcia we własnym kraju, zwłaszcza Kongresu.

Szczyt klimatyczny w Paryżu z zaskakującą propozycją USA zdecydowanego ograniczenia emisji CO2
(PAP/EPA)

Barack Obama jedzie na konferencję w Paryżu z ambitnym planem redukcji emisji gazów cieplarnianych przez USA. Problem w tym, że prezydent, który chce być globalnym liderem w walce ze ociepleniem klimatu, nie ma politycznego poparcia we własnym kraju, zwłaszcza Kongresu.

Jak zapowiedział zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego USA Ben Rhodes, Obama ma nadzieję "nadać impetu" paryskim negocjacjom, wygłaszając przemówienie oraz przeprowadzając dwustronne rozmowy z liderami Chin i Indii już na wstępie oenzetowskiej konferencji, która rozpoczyna się w poniedziałek w Paryżu. "Celem prezydenta jest zrobić wszystko, co możliwe, by budować poparcie dla skutecznego i ambitnego porozumienia klimatycznego" - powiedział Rhodes.

USA są po Chinach drugim krajem emitującym największe ilości gazów cieplarnianych, a Obama uczynił z walki z ociepleniem klimatu priorytet swej drugiej kadencji. Do Paryża jedzie z dość ambitnym stanowiskiem - przyjętym przez USA planem (Climate Action Plan) zredukowania gazów cieplarnianych o 26-28 proc. do 2025 roku w porównaniu z poziomem emisji z 2005 roku.

Głównym elementem tego planu jest przyjęte w sierpniu br. rozporządzenie o redukcji emisji CO2 przez amerykańskie elektrownie aż o 32 proc. do 2030 roku. Plan ten (Clean Power Plan), oceniany przez ekspertów jako najważniejszy krok podjęty dotychczas w USA w walce ze zmianami klimatu, jest także najbardziej kontrowersyjny i budzi sprzeciw republikańskiej opozycji.

Republikanie obawiają się, że wiele starych elektrowni, opartych na węglu i innych paliwach kopalnych, nie zdoła się zmodernizować i przejść na odnawialne źródła energii, przez co zostanie zamkniętych. Wśród innych znaczących kroków podjętych ostatnio przez administrację Obamy w kwestii klimatu są nowe standardy zużycia energii przez urządzenia elektryczne, rozporządzenie o redukcji samochodowych emisji CO2 i wreszcie rezygnacja z budowy rurociągu Keystone XL, którym tzw. brudna ropa wydobywana z piasków roponośnych w Kanadzie miała płynąć na południe USA.

Jednak decyzjom tym, chwalonym przez ekologów, brakuje poparcia kontrolowanego przez Republikanów Kongresu, które gwarantowałoby ich trwałość. "Delegaci w Paryżu będą niepokoić się o ryzyko zmiany polityki w USA, zważywszy na polityczny klimat w USA i kampanię przed wyborami prezydenckimi w 2016 roku" - powiedziała ekspertka Brookings Institution Katherine Sierra.

W spolaryzowanym Kongresie, gdzie wielu Republikanów wciąż kwestionuje wpływ człowieka na ocieplenie klimatu albo w ogóle w nie nie wierzy, nie ma szans na przyjęcie nowej ustawy w tej sprawie. Dlatego plan Obamy opiera się głównie na dekretach prezydenckich i rozporządzeniach federalnej Agencji Ochrony Środowiska (EPA), która może nowelizować już istniejące prawo w dziedzinie ochrony środowiska bez zgody Kongresu. Problem w tym, że takie działania mogą zostać podważone przez amerykańskie sądy (23 października 24 republikańskie stany oraz przemysł wydobywczy złożyły pozwy, skarżąc decyzję EPA w sprawie emisji z elektrowni) albo po prostu anulowane przez nowego prezydenta USA, wybranego w przyszłorocznych wyborach.

Jeśli Biały Dom pozostanie w rękach Demokratów, takiego ryzyka nie ma. Była sekretarz stanu Hillary Clinton obiecała ambitniejsze cele redukcji emisji CO2 niż te ogłoszone przez obecnego prezydenta. Jeszcze dalej chce iść senator Bernie Sanders, który przekonuje, że ocieplenie klimatu jest "największym zagrożeniem" dla bezpieczeństwa USA i świata, większym nawet niż terroryzm.

Jednak kandydaci po stronie Republikanów ostro krytykują działania Obamy na rzecz klimatu. Przekonują, że decyzje te są szkodliwym obciążeniem dla amerykańskiej gospodarki i przeszkodą w tworzeniu nowych miejsc pracy. Na temat zagrożeń wynikających z globalnego ocieplenia i sposobów przeciwdziałania im póki co milczą. Temat ten został zupełnie pominięty w dotychczasowych debatach prezydenckich Republikanów.

Ponieważ nie ma szans na uzyskanie poparcia Republikanów, administracja USA zabiega o to, by porozumienie, które zostanie wynegocjowane w Paryżu, nie miało formy prawnie wiążącego międzynarodowego traktatu. Na ratyfikację takiego dokumentu nie ma obecnie szans w Kongresie, przez co najpewniej podzieliłby on los swego poprzednika - protokołu z Kioto.

"Poprzemy silne i ambitne porozumienie zobowiązujące kraje do realizacji celów, które same sobie wyznaczyły. Uważamy, że system, w którym pewne postanowienia są wiążące, ale same cele nie, daje największe szanse na zmaksymalizowanie ambitnych działań jak największej grupy krajów. To nauczka, jaką wyciągnęliśmy z (nieratyfikowania protokołu z) Kioto" - powiedział dziennikarzom doradca Obamy ds. energii i zmian klimatu Paul Bodnar. Podkreślił, że USA zależy na wypracowaniu w Paryżu długoterminowego porozumienia, które będzie obejmować mechanizm regularnego nowelizowania celów; dzięki niemu kraje coraz bardziej redukowałyby emisję wraz z postępem rozwoju technologicznego, który to ułatwi.

Poza ostateczną formą końcowego dokumentu ważną dla USA kwestią w Paryżu będzie też tzw. Zielony Fundusz Klimatyczny z finansowym wsparciem dla krajów rozwijających się, który ma im pomóc w redukcji ich emisji CO2. Kraje rozwinięte obiecały przeznaczyć na ten cel 100 mld USD. Zdaniem ekspertów konieczna będzie większa hojność ze strony USA, ale Republikanie w Kongresie (który ma znaczące uprawnienia budżetowe) z góry uprzedzili, że się na to nie zgodzą.

Obrońcy środowiska pocieszają się, że mimo utrzymującego się w USA silnego podziału sceny politycznej w sprawie zmian klimatu rośnie poparcie dla polityki na rzecz walki ze zmianami klimatu w społeczeństwie. Aż 74 proc. Amerykanów popiera regulacje emisji CO2, a ponad 64 proc. jest za restrykcjami nałożonymi na elektrownie oparte na węglu. Zmieniające się poglądy Amerykanów w tej sprawie idą w parze z nasilającymi się w USA ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi - katastrofalnymi w skutkach suszami, powodziami, pożarami i coraz silniejszymi huraganami.

Zobacz także: Zobacz także: Firmy wznawiają inwestycje w odnawialne źródła energii
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)