Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Mateusz Ratajczak
Mateusz Ratajczak
|

Urząd Zamówień Publicznych zmiażdzył przetarg ZUS. Do sądu jednak nie pójdzie

0
Podziel się:

Urząd Zamówień Publicznych skontrolował przetarg Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i zgłosił szereg uwag z sugestią, że konkurs mógł być ustawiony. Wątpliwości potwierdziła Krajowa Izba Odwoławcza, która nie uwierzyła w tłumaczenia ZUS. Ale sprawa nie trafi do sądu, bo Prezes Urzędu Zamówień Publicznych zrezygnował z powództwa. Powód? Od lat sytuacja kadrowa w UZP jest fatalna, a urzędnikom kontrolującym 150 mld zł brakuje instrumentów.

Urząd Zamówień Publicznych zmiażdzył przetarg ZUS. Do sądu jednak nie pójdzie
(Krystian Dobuszyński / Reporter)

Urząd Zamówień Publicznych (UZP) zmiażdżył podczas kontroli przetarg ZUS na system informatyczny, sugerując, że mógł być ustawiony z firmą Asseco. Wątpliwości potwierdziła Krajowa Izba Odwoławcza. Sprawa nie trafi jednak do sądu, bo prezes UZP zrezygnował z powództwa. Nie tłumaczy dlaczego.

Sprawa dotyczy przetargu na utrzymanie systemu informatycznego ZUS. Kompleksowy System Informatyczny (KSI), który odpowiada między innymi za poprawne rozliczanie i księgowanie milionów składek, jest pod skrzydłami Asseco Poland. Firma wygrała w 2013 r. konkurs na czteroletni kontrakt o wartości 731 mln zł. Rok później Urząd Zamówień Publicznych zaczął sprawdzać, jak ZUS wyłonił zwycięzcę przetargu.

Raport był miażdżący - zdaniem UZP konkurs skonstruowano tak, że wygrać go mogła tylko i wyłącznie jedna firma, czyli właśnie Asseco. Tłumaczenia Zakładu nie pomogły, większość zastrzeżeń potwierdziła Krajowa Izba Odwoławcza. Prezes UZP - a w zasadzie pełniący obowiązki prezesa Dariusz Piasta, miał do wyboru dwie opcje. Mógł wystąpić do sądu o unieważnienie milionowego przetargu albo zakończyć postępowanie. Jak dowiedział się money.pl, wybrał to drugie i sprawa nie trafi do sądu.

Dlaczego? Biuro prasowe Urzędu nie odpisało na nasze pytania. W międzyczasie zmieniła się strona internetowa UZP, na której też próżno szukać jakichkolwiek śladów takiej decyzji. Są dokumenty dotyczące uwag, jest decyzja KIO. Wyjaśnień prezesa już nie ma. Co ciekawe, o wyniku analizy sprawy nie wie jeszcze ZUS. Na prośbę o komentarz Zakład wysłał informację, że nie dostał jeszcze takiej decyzji.

Były prezes UZP Jacek Sadowy, obecnie doradca w zakresie zamówień, nie chce się odnieść wprost do decyzji obecnego szefa urzędu. - Nie neguję, że naruszenia mogły się zdarzyć, ale trzeba docenić fakt, że po raz pierwszy od wielu lat ZUS wszczął przejrzystą procedurę. Jako prezes urzędu kładłem duży nacisk na odejście od metody wybierania wykonawcy z wolnej ręki jako zasady - mówi nam.

I dodaje, że to krok w bardzo dobrym kierunku. - Przez tyle lat miliardy szły do firm w trybie wolnej ręki i nikt się tym tak szeroko nie interesował - tłumaczy.

Faktem jest, że żadna ze spółek - potencjalnych konkurentów Asseco - nie złożyła do Krajowej Izby Odwoławczej odwołania od wymagań przetargowych postawionych przez ZUS. - Tym samym można wnioskować, że "rynek" zidentyfikował wymagania zamawiającego, jako nie naruszające zasad uczciwej konkurencji - tłumaczyła nam Ewa Kryj, rzecznik prasowa Asseco kiedy pierwszy raz pytaliśmy ją o sprawę.

Kto kontroluje miliardy złotych

Problemem w takim razie jest fakt, że mamy w Polsce urząd, którego zadaniem jest kontrola nad przetargami wartymi 150 mld zł. Urząd kontroluje, wydaje krytyczny raport, sugerując powiązania między ZUS a pracownikami Asseco i sprawa... umiera. Być może wyjaśnieniem jest to, że sytuację kadrową w UZP można określić jednym słowem. Jest fatalna.

Od 2013 roku Urząd Zamówień Publicznych nie ma oficjalnego prezesa. Na początku rządziła - jako pełniąca obowiązki Izabela Jakubowska. Od września ubiegłego roku stery przejął Dariusz Piasta, jednak Ewa Kopacz nie zamierzała uczynić go pełnoprawnym prezesem. Dlaczego? Wiele mówi odpowiedź ze stycznia 2015 roku na interpelację Jerzego Szmita, posła PiS (obecny wiceminister infrastruktury). Szmit zwracał uwagę, że wolny wakat na takim stanowisku to problem. Ówczesna Kancelaria Premiera miała zupełnie inne zdanie.

"Za pozbawione podstaw należy uznać sugerowanie jakichkolwiek strat dla systemu zamówień publicznych, w związku z nieobsadzeniem stanowiska Prezesa Urzędu Zamówień Publicznych" - czytamy w odpowiedzi na interpelację.

- To jest sytuacja dziwna i niedobra dla samego Urzędu Zamówień Publicznych. Dla mnie jest to po prostu niezrozumiałe - mówi nam z kolei Jacek Sadowy.

Ostatni faktyczny prezes UZP jest zdania, że taka sytuacja może mieć wpływ na przebieg prac w urzędzie. - Brak prezesa wpływa głównie na proces podejmowania decyzji o charakterze strategicznym. Na pewno osoba pełniąca obowiązki raczej stara się nie podejmować decyzji o doniosłych konsekwencjach. Robi to jedynie wtedy, kiedy nie ma innego wyjścia. Na bieżące prace w samym Urzędzie brak prezesa raczej nie miał już takiego wpływu. Za te sprawy odpowiedzialność ponoszą w znaczącej mierze dyrektorzy poszczególnych departamentów. Ta maszyna jakoś do tej pory funkcjonowała - dodaje.

Z kolei w ubiegłym roku Tomasz Czajkowski, prezes UZP w latach 2001-2008, w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" mówił, że przez brak prezesa chaos w urzędzie się pogłębia. - Nie ma więc kto wziąć pełnej odpowiedzialności za działalność instytucji - mówił. Poza tym były prezes zwrócił uwagę, że Urząd od lat jest kuźnią kadr - dobrze szkoli, ale bardzo słabo płaci ekspertom. A ci szybko odchodzą do prywatnych firm.

Jednak nie tylko wakat na stanowisku prezesa jest ogromnym problemem. - Sam w sobie urząd jest słaby i bardzo niedoceniany, w zasadzie nie mając żadnego wsparcia ze strony rządu. To jest ogromny problem. Urząd odpowiada za zamówienia o wartości około 150 mld zł rocznie, a jest chyba najmniejszym urzędem w kraju, który nie ma efektywnych instrumentów do zarządzania systemem, za którego funkcjonowanie ponosi odpowiedzialność. Przeciętny urząd gminy w Polsce jest bardziej liczny kadrowo niż UZP, na którym spoczywa zdecydowanie większa odpowiedzialność. Od lat nie ma woli politycznej wzmacniania sfery, która kontrolowałaby zamówienia publiczne, czyli również polityków - mówi Jacek Sadowy.

W grudniu 2015 r. został ogłoszony nabór na nowego szefa UZP. Rządowi PiS nie chodzi tylko o ustabilizowanie sytuacji kadrowej. Kończy się nam czas na wdrożenie unijnej dyrektywy o zamówieniach publicznych, która ma wymusić całkowitą informatyzację zamówień. Bez dyrektywy możemy zostać bez środków z Unii Europejskiej. Dlatego prezes potrzebny jest PiS od zaraz.

W ubiegłym tygodniu wybranych zostało trzech kandydatów na to stanowisko - na liście nie ma Izabeli Jakubowskiej ani Dariusza Piasty. Wśród trójki kandydatów znalazła się np. Małgorzata Stręciwilk, która już raz taki konkurs wygrała, ale Ewa Kopacz nie powierzyła jej tej funkcji. Stręciwilk od lat związana jest z zamówieniami publicznymi - pracowała w firmach doradczych i była związana z Krajową Izbą Odwoławczą.

Zobacz także: Zobacz także: Ufasz ZUS-owi? Na "tak" jest mniej niż połowa Polaków
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)