"Wiedzie nam się najlepiej w historii". Polacy triumfują, jest tylko jedno "ale" [OPINIA]
Obiektywnie materialnie wiedzie się nam najlepiej w historii, ale wciąż widoczna jest spora niepewność, jeśli chodzi o przyszłość. Problemem jest też to, że mimo niezaprzeczalnej zamożności, Polska wciąż ma problem ze zbyt dużym odsetkiem osób żyjących w kiepskich warunkach materialnych - pisze Kamil Fejfer dla money.pl.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Po kilku latach perturbacji nastroje Polaków, związane z finansami i gospodarką, znacząco się poprawiają. Wyraźnie rośnie odsetek osób zadowolonych ze swojej sytuacji materialnej, jak i spada procent tych, które uważają, że ledwo wiążą koniec z końcem. Jednocześnie notujemy rekordowy odsetek gospodarstw domowych, które dysponują oszczędnościami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polak buduje satelity i systemy kwantowe - wprowadza Polskę do kosmicznej elity - Grzegorz `Brona
Rekordowe wyniki w badaniu Polaków
"Obecnie odsetek deklarujących, że żyje im się dobrze lub bardzo dobrze (37 proc.), jest rekordowo wysoki, a udział twierdzących, że żyją skromnie lub biednie (11 proc.), jest najniższy w historii naszych badań" - czytamy w najnowszym opracowaniu CBOS "Oceny sytuacji finansowej gospodarstw domowych". Tym samym wydaje się, że udało nam się pokonać największe zawirowania ostatnich lat - najpierw kryzys covidowy, nakładającą się na to agresję Rosji na Ukrainę oraz kryzys inflacyjny wywołany dwoma wcześniej wymienionymi czynnikami.
Instytucja zadaje pytania o dobrostan systematycznie od pierwszej połowy lat 90-tych. Wtedy też ponad połowa respondentów zgadzała się z twierdzeniem, że żyje im się "bardzo biednie lub skromnie". Jednocześnie ledwie kilka procent badanych była zdania, że żyje im się "bardzo dobrze lub dobrze".
Nastroje Polaków naśladują globalne wydarzenia
Kiedy przyjrzymy się CBOS-owemu wykresowi zauważymy, że subiektywne opinie na temat "gospodarowania pieniędzmi" dobrze odwzorowują sytuację całej gospodarki. Lata 90., czas tuż po "terapii szokowej", która dla wielu ludzi oznaczała pauperyzację i niepewność, cechował się bardzo rachitycznym, ledwo dostrzegalnym wzrostem odsetka, którzy postrzegali swoją sytuację w jasnych barwach. Jednocześnie bardzo delikatnie - jeżeli uśrednimy linię trendu - spadał odsetek osób uważających, że "żyje im się bardzo biednie lub skromnie".
Gwałtowny zwrot nastąpił w okolicach roku 2004. Wtedy to, z roku na rok, przez kolejne cztery lata polepszały się opinie Polaków o ich ekonomicznym dobrostanie. Oczywiście, było to powiązane z wejściem Polski do Unii Europejskiej.
Wtedy też zauważalny był gwałtowny odpływ ponad miliona młodych osób z naszego rynku pracy. Wyjechali oni do Wielkiej Brytanii, czy Niemiec w poszukiwaniu lepszego życia. Wielu z nich - choć migracja była oczywiście okupiona dużymi wyrzeczeniami - rzeczywiście polepszyło swój los. Wyjazdom tym towarzyszył spadek bezrobocia w naszym kraju związany z jednej strony z ubytkiem siły roboczej, a z drugiej z pieniędzmi ze wspólnoty, które szerokim strumieniem płynęły do polskiej gospodarki.
Następnie widzimy wyhamowanie trendu około roku 2008-2009. Wtedy wszak mieliśmy do czynienia z globalnym kryzysem gospodarczym, który przeorał światową (w tym polską) gospodarkę. Po kilku latach znów mamy odbicie i rodzaj krótkiej "złotej dekady" - właściwie wszystkie wskaźniki ekonomiczne pędziły jak szalone.
Demografia sprzyjała Polsce. Do czasu
Jednym z powodów tego procesu była... demografia. Mniej więcej w okolicach 2012 r. z polskiego rynku pracy zaczęło odpływać więcej osób niż na niego trafiać. To, w połączeniu z rosnącą światową gospodarką i ciągłymi transferami z unijnego budżetu, wzmacniało presję płacową. Do tego w 2016 r. PiS odpalił program 500 plus, który diametralnie zmienił sytuację dochodową zwłaszcza osób najbiedniejszych.
Wszystko skończyło się w okolicach 2020 r., gdy przyszedł Covid, a wraz z nim, poza rodzinnymi tragediami, również ekonomiczne hamowanie. Później była inwazja Rosji na naszego sąsiada, aż w końcu przybiła nas inflacja. Ta ostatnia przyczyniła się do tego, że rok 2022 był pierwszym od połowy lat 90., kiedy realne płace w naszym kraju spadały (realne, czyli z poprawką na wzrost cen towarów i usług).
2024 rok przyniósł zmiany nastrojów
Niebo nad polską gospodarką zaczęło się powoli klarować w ubiegłym roku. W pierwszych miesiącach notowaliśmy największe wzrosty dochodów wśród krajów OECD. I było to zarówno wynikiem wzrostów płac (wysoka podwyżka minimalnej oraz podwyżki z budżetówce kompensujące drożyznę), jak i waloryzacji 500+ do 800 zł. Zeszły rok kończyliśmy zresztą z rekordowym 9,5 procentowym realnym wzrostem płac. Takiej sytuacji nie było w całej potransformacyjnej historii Polski.
Począwszy od 2024 roku trendy spadku odsetka osób deklarujących, że żyje im się "biednie lub bardzo biednie" oraz wzrostu procenta tych, którzy uważają, że żyje im się "dobrze lub bardzo dobrze", są jednymi z najbardziej gwałtownych od lat 90-tych.
Tu jednak trzeba zwrócić uwagę na pewien aspekt. Zarówno "skromne życie", jak i "dobre życie" nie są tym samym dzisiaj, czym były na przykład w latach 90. Jest to związane ze zjawiskiem tak zwanej habituacji do dochodu. Za tym mądrze brzmiącym pojęciem kryje się po prostu przyzwyczajanie się do pewnego standardu życia. A ten zmienia się wraz z bogaceniem się społeczeństwa. Dla przykładu, według raportu CBOS "Wyjazdy turystyczne Polaków w 2024 roku i plany na rok 2025" w 2012 roku jedynie 20 proc. Polaków wyjechało na co najmniej tygodniowy urlop. W 2024 było to już 37 proc. - niemal 2 razy więcej.
Oznacza to, że obecnie tygodniowy wyjazd może być traktowany jako norma, będąca częścią "średniego życia". Ale dekadę czy dwie temu mógł być traktowany jako "życie dostatnie". Z tego naturalnego poniekąd przeskalowywania aspiracji wraz z rosnącym dochodem warto sobie zdawać sprawę.
Oszczędności Polaków na rekordowym poziomie
Polepszenie się warunków ekonomicznych widać również w oszczędnościach. Ten parametr CBOS bada od 2007 roku. Wtedy to niemal 80 proc. osób deklarowało, że ich gospodarstwa domowe nie mają żadnych zaskórniaków. W 2020 r. było to "zaledwie" 39 proc. Jednocześnie odsetek posiadających oszczędności wzrósł z 23 proc. do 61 proc., czyli niemal ponad dwukrotnie.
I pod tym względem Covid odcisnął na nas swoje piętno. Trend gwałtownie wyhamował, a potem delikatnie się cofnął. Ale i tu od 2023 r. widać wyraźną poprawę - do rekordowego obecnie poziomu 63 proc. Polaków. Oczywiście, oznacza to, że wciąż niemal 40 proc. z nas nie dysponuje żadną odłożoną gotówką. Jednocześnie niemal 90 proc. z tych, którzy coś oszczędzili, twierdzą, że odłożone pieniądze wystarczyłyby im na około miesiąc lub więcej życia na zbliżonym do obecnego poziomie.
Tu warto powiedzieć jasno jedną rzecz - oszczędności nie są głównie funkcją "ekonomicznej edukacji". Są przede wszystkim funkcją dochodu.
Widać bardzo wyraźnie, że rosnący odsetek gospodarstw domowych, które mają zaskórniaki, idzie w górę za wzrastającą siłą nabywczą pensji. Widać to też, gdy przyjrzymy się dochodom oszczędzających.
Posiadanie oszczędności częściej deklarują badani lepiej oceniający warunki materialne swoich gospodarstw domowych (79 proc. wśród oceniających je dobrze wobec 10 proc. wśród oceniających je źle), o wyższych dochodach per capita (91 proc. wśród osób o dochodach wynoszących co najmniej 6000 zł wobec 36 proc. o dochodach do 1999 zł)" - czytamy w opracowaniu.
Jest świetnie, ale...
To teraz łyżka dziegciu. Wciąż nieco większy niż przed pandemią odsetek osób "obawia się biedy, choć sądzi, że jakoś sobie poradzi" (20 proc. w porównaniu do 15 proc. w 2019 roku). Nieco większy jest również procent tych, którzy "boją się biedy i nie wiedzą, jak sobie poradzą" (4 proc. w porównaniu do 2 proc. na początku 2020 roku; tu warto powiedzieć jednak, że odczyty są na granicy błędu statystycznego).
Kwestia druga, ważniejsza. Mimo polepszających się trendów wciąż w naszym kraju około 10 proc. osób uważa, że żyje im się biednie lub bardzo biednie. To prawie 4 miliony i ewidentny powód do zaniepokojenia, by nie powiedzieć wstydu. I żółta kartka dla władz państwa, które jest na tyle zamożne, żeby mogło poradzić sobie z kwestią biedy.