Informacje pomagają ZUS-owi prowadzenie monitoringu zawodów deficytowych, czyli takich, gdzie brakuje (lub zacznie brakować) pracowników - tłumaczy Gertruda Uścińska, szefowa Zakładu. Jak jednak tłumaczy Agata Mierzwa, prawniczka, w rozmowie z "Rzeczpospolitą", monitoring leży raczej w kompetencji urzędów pracy i tłumaczenie ZUS-u wydaje się w tym momencie mało zasadne.
Dziennik ustalił jednak, że póki co Zakład nie planuje wykorzystywać danych przedsiębiorców do kontrolowania zleceniobiorców czy też właśnie samozatrudnionych. Po co więc te dane?
Eksperci nie mają wątpliwości. - W ostatnim czasie niewątpliwie obserwujemy natężoną aktywność legislacyjną ukierunkowaną na wyposażenie ZUS w coraz szerszy zakres wiedzy o ubezpieczonych - wskazuje w rozmowie z "Rz" Jakub Bińkowski ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
W jego ocenie niedawno wprowadzony rejestr umów i dzieło wpisuje się w tę strategię idealnie. Teraz nadeszła pora, by pójść o krok dalej. Jak jednak podkreśla, czas luzowania obostrzeń może nie być najodpowiedniejszym momentem na obciążanie firm obowiązkiem wertowania rządowych rozporządzeń.
Jak czytamy, samozatrudnieni mogą mieć problem z określeniem odpowiedniego kodu do nowych druków. Rozporządzenie, które weszło w życie w 2014 r. zawiera ich... aż 2455. - Wielu przedsiębiorców, rozpoczynając działalność, wpisuje do ewidencji jak najwięcej kodów PKD, by nie ograniczyć swojej działalności- tłumaczy Andrzej Radzisław, radca prawny z kancelarii Goźlińska Petryk & Wspólnicy.
Skutki? Mikroprzedsiębiorca staje się w zależności od potrzeb magazynierem, sprzedawcą, kierowcą, a na szarym końcu specjalistą w branży, w której działa.