Zamieszanie w rządzie. Tuska zabrakło, wicepremier wracał z wakacji [OPINIA]
Wystarczy krótka nieobecność Donalda Tuska, by u koalicjantów pojawił się problem ze skoordynowaniem dość oczywistej w takich sytuacjach rzeczy - tego, kto ma poprowadzić obrady rządu. Odpowiedź na to pytanie poznaliśmy dopiero w południe, gdy w fotelu premiera zasiadł Władysław Kosiniak-Kamysz - pisze dziennikarz Money.pl Tomasz Żółciak.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Nie od dziś wiadomo, że mocną stroną obecnej koalicji rządzącej nie była jak dotąd komunikacja. Tyle że na zewnątrz, a sytuacja, którą opisuję niżej, świadczy o tym, że problemem staje się nawet komunikacja "do wewnątrz", pomiędzy koalicjantami i członkami rządu. A wszystko to przez chwilowy brak "spinacza" w postaci Donalda Tuska.
Środek sierpnia, więc sezon urlopowy w pełni, także w administracji rządowej. Po Sejmie snują się nieliczni posłowie, którzy mają do odbębnienia "posługę medialną" przed kamerami. To idealne warunki, by najważniejsze osoby w państwie udały się na urlop. Ale wypoczynek to rzecz ulotna w przypadku rządzących, o czym brutalnie przekonał się Krzysztof Gawkowski (Lewica), minister cyfryzacji i wicepremier.
Nocnym lotem wracał z urlopu
W poniedziałek musiał przerwać zagraniczny urlop. Powód? Ludzie Gawkowskiego tłumaczą, że ktoś musiał poprowadzić wtorkowe posiedzenie rządu, a pozostali wicepremierzy - Władysław Kosiniak-Kamysz (pierwszy zastępca Tuska), Radosław Sikorski - z jakichś względów nie mogą. Stanęło więc na biednym Gawkowskim, który nocnym lotem wracał z Hiszpanii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Robot za 5000 € miesięcznie. Bez urlopu, bez przerw. Pracuje 24h - Kacper Nowicki w Biznes Klasie
Gawkowski w samolocie. Zgłasza się Kosiniak-Kamysz
Wszystko przez to, że premier Donald Tusk w południe weźmie udział w spotkaniu tzw. koalicji chętnych, a następnie spotkaniu w formacie Rady Europejskiej na którym będzie mowa o wojnie w Ukrainie i poniedziałkowych spotkaniach w Białym Domu. Choć jeszcze chwilą temu koalicjanci KO podejrzewali, że Donald Tusk był na krótkim urlopie - więc albo wszyscy koalicjanci byli w błędzie, albo premier właśnie urlop zakończył. Tak czy inaczej, to też nie świadczy dobrze, że pracownicy zakładu zastanawiają się, gdzie podział się ich kierownik.
Wróćmy jednak do wicepremiera Gawkowskiego. Kiedy był jeszcze na pokładzie samolotu (w związku z czym kontakt z nim był właściwie niemożliwy) był święcie przekonany, że "ojczyzna wzywa". O tym, że Władysław Kosiniak-Kamysz pojawi się na posiedzeniu rządu w roli prowadzącego, dowiedział się po wylądowaniu w Polsce.
Informacje o wracającym z daleka w tym samym celu Gawkowskim wydawały się dla moich rozmówców z MON mocno zaskakujące. Co więcej, okazało się, że Kosiniak-Kamysz - wbrew temu, co twierdzili ludzie Gawkowskiego - na żaden urlop się nie wybrał, a w poniedziałek wieczorem siedział w studiu TVN24 i komentował wydarzenia w Białym Domu.
Co na to ludzie Krzysztofa Gawkowskiego? Podtrzymują, że Gawkowski jeszcze we wtorek rano planował wyprawę do Kancelarii Premiera - właśnie z myślą o tym, by poprowadzić obrady rządu. Co więcej, w tym przekonaniu utwierdzać go miało to, że nie zwołano we wtorek rządowego komitetu ds. bezpieczeństwa, co jest zadaniem wicepremiera Kosiniaka-Kamysza.
Nieco inną wersję przedstawia nam kolejny rozmówca z otoczenia Gawkowskiego. Według niego wicepremier z Lewicy miał uznać, że plany Kosiniaka-Kamysza widocznie się zmieniły i jednocześnie racjonalizował swój powrót z wakacji tym, że i tak musi być na miejscu, bo na ten jeden dzień urlopu nie dostał.
A jednak Kosiniak-Kamysz
MON piłeczkę odbija - komitetu nie zwołano, bo nie wszyscy są na miejscu z uwagi na okres urlopowy. Słyszymy też zapewnienia, że prowadzenie wtorkowego posiedzenia rządu przez Kosiniaka-Kamysza zostało w poniedziałek potwierdzone w Kancelarii Premiera. To jednak jeszcze we wtorek rano nie robiło wrażenia na ludziach Gawkowskiego.
Sytuacja rozwiązała się po 12:00, gdy zobaczyliśmy, że w fotelu Donalda Tuska zasiadł jednak Władysław Kosiniak-Kamysz. Czyli ściąganie do Polski wicepremiera Gawkowskiego było absurdem i efektem dziwacznego chaosu, którego raczej w łatwy sposób dałoby się uniknąć, choćby jednym telefonem.
Jeśli więc krytykujemy rządzących (oraz prezydenta) za to, że nie potrafili się tak zorganizować, by dolecieć do Waszyngtonu z pozostałymi liderami europejskimi, to miejmy na względzie to, z jak "poważnymi" wyzwaniami logistycznymi koalicja musi się mierzyć tu, w kraju. Może wtedy zaczniemy wymagać jeszcze mniej, a dla każdych rządzących to doskonała wiadomość.
Tomasz Żółciak, dziennikarz money.pl